Prostytucja nieletnich jest wciąż traktowana jako kłopot… sąsiadów, bo gdzieżby u nas takie rzeczy Czy w Gryfowie Śląskim wiedziano, że w tej małej mieścinie między Jelenią Górą a Zgorzelcem działa burdel z niespełna 14-letnią dziewczyną? Kiedy zapytałam jedną szanowanych mieszkanek, zarzekała się, że nic podobnego nie dotarło ani do niej, ani do jej znajomych. Na dowód, że sprawa nie była u nich głośna, dodała, że nie wyniuchała tego nawet ich gryfowska gazeta. Wiadomo, owszem, o pewnej dyskotece i sąsiadującej z nią alejce, gdzie małolaty zażywają niedozwolonych uciech, ale we własnym gronie. Burdel z nieletnią prostytutką? Niemożliwe! Tymczasem do potencjalnych klientów wiadomości docierały bez problemów. I ruszyli, no, może nie tłumnie, ale dość licznie – żonaci, ojcowie rodzin, pracujący… Bezrobotni zresztą też mogli sobie na to uciułać. Zbyt drogo tu nie było. „Opiekunowie” przeważnie pobierali 50-80 zł, ale bywały i niższe kwoty. Potem trochę dawali z tego dziewczynie, mogła kupić jakieś kosmetyki czy ciuch, ale głównie zarabiała w ten sposób na jedzenie i mieszkanie. Żywili ją przecież, i fajki miała, i dach nad głową. Czasem dostawała pieniądze bezpośrednio od klientów. W jednym pokoju mieszkała (i świadczyła usługi) ona, w sąsiednim – druga dziewczyna, już pełnoletnia. Była jeszcze łazienka, nieraz wykorzystywana jako
Tagi:
Violetta Waluk