Zaraza w Kraju Przylądka

Zaraza w Kraju Przylądka

AIDS sieje spustoszenie w najbogatszym państwie Afryki Epidemia AIDS szaleje w Republice Południowej Afryki. Zarażony jest już co dziewiąty mieszkaniec kraju, co czwarty dorosły. Według ocen ekspertów Narodów Zjednoczonych, jeśli nie nastąpi radykalna poprawa, co drugi obywatel Kraju Przylądka poniżej 15. roku życia umrze na AIDS w ciągu najbliższej dekady. W tym samym czasie epidemia spowoduje straty gospodarcze wartości 22 mld dolarów i zmniejszy produkt krajowy brutto o 17%. Około 2016 roku ludność RPA zacznie się zmniejszać – liczba zgonów spowodowanych przez “dżumę XX wieku” przewyższy liczbę urodzin. Takie apokaliptyczne scenariusze są całkowicie realne. W 1999 roku w RPA było 4,2 mln zarażonych wirusem HIV. Pod koniec następnego roku – już 4,7 mlm. Jak poinformowały w marcu br. władze w Pretorii, tę ponurą statystykę uzyskano dzięki badaniom ciężarnych kobiet w państwowych szpitalach. Okazało się, że niemal co czwarta spośród nich jest zarażona wirusem HIV. W przedziale wiekowym 25-30 lat – prawie co trzecia. Zdaniem niezależnych ekspertów, liczba zarażonych i chorych jest jeszcze wyższa i przekracza 5 mln. RPA ma największą liczbę chorych na AIDS i zarażonych wirusem HIV na świecie. Drugie miejsce zajmują na tej czarnej liście Indie (3,8 mln chorych i zarażonych). Ale Indie mają prawie miliard mieszkańców. Epidemia już wkrótce może sparaliżować najbogatszy kraj Czarnego Lądu, stanowi też zagrożenie dla stabilności i demokracji w RPA. Częściowo to politycy w Pretorii ponoszą odpowiedzialność za obecny stan rzeczy. Straszliwa choroba zaczęła szerzyć się w Kraju Przylądkowym właśnie wtedy, gdy czarnoskóra większość przejmowała władzę z rąk białych. Rząd, przeprowadzający epokową transformację ustrojową, początkowo lekceważył epidemię. Potem utopiono miliony w “programie edukacyjnym”, mającym skłonić społeczeństwo do uprawiania bezpiecznego seksu. Ogromnym kosztem powstał “uświadamiający” musical, którego nikt nie oglądał. Potem politycy zaczęli pokładać nadzieję w “cudownym leku” rodzimej produkcji. “Niezawodne lekarstwo” okazało się rozpuszczalnikiem przemysłowym, rozreklamowanym przez sprytnych oszustów. W wyniku tego skandalu narodziła się nieufność do wszystkich leków. W 1998 roku władze postanowiły, że kobiety ciężarne nie będą otrzymywać w szpitalach sprowadzanego z Zachodu, drogiego, ale skutecznego preparatu AZT, powstrzymującego rozwój wirusa w organizmie i chroniącego przed zarażeniem nie narodzone dzieci. Rzecznik prezydenta, Parks Mankahlana, publicznie wyraził nawet opinię, że nie opłaca się ratować dzieci, których matki i tak skazane są na śmierć: “Nie potrzebujemy przecież armii sierot”. W 2000 r. prezydent RPA, Thabo Mbeki, rozpętał burzę międzynarodowych protestów. Następca Nelsona Mandeli stwierdził bowiem, że być może AIDS, czyli brak odporności immunologicznej organizmu, wcale nie jest powodowany przez wirusa HIV. Przyczyną choroby są rzekomo rozmaite lekarstwa, także te, które mają zwalczać AIDS. Tę absurdalną tezę, reprezentowaną przez niektórych pseudonaukowców, Mbeki odnalazł w Internecie. Władze RPA odrzucały większość ofert pomocy zagranicznej, stwierdzając, że są one tylko wstępem do uzależnienia kraju od medycznych koncernów. Nawet biedna Botswana, dzięki umiejętnemu wykorzystaniu darmowych lekarstw, ofiarowanych przez inne państwa, przedsiębiorstwa i organizacje charytatywne, zdołała lepiej zorganizować walkę z AIDS niż zamożny Kraj Przylądkowy. W październiku 2000 r. Mbeki przyznał wreszcie, że lekarstwa przeciwko AIDS są skuteczne, jednak w wielu szpitalach RPA wciąż nie ma środków, które mogłyby powstrzymać rozwój choroby. Wie o tym 22-letni Fundisi Khumalo, umierający w domu opieki Tugela Ferry w prowincji KwaZulu-Natal. Khumalo nie wypowiedział słowa AIDS. Kiedy jeszcze mógł mówić, twierdził, że ma gruźlicę. Teraz wygląda jak obciągnięty szarą skórą szkielet, codziennie wymiotuje, chociaż nie pamięta, kiedy ostatni raz jadł. Khumalo pracował jako fryzjer w Johannesburgu, mieszkał w tanim schronisku dla mężczyzn, miał kilka przyjaciółek. Wielu mieszkańców schroniska chorowało. Ten, kto już nie miał sił, by pracować, odchodził w busz, do swej rodzinnej wioski, by tam rozstać się z życiem. Także Khumalo uczynił podobnie. Zapytany, dlaczego nie zgłosił się do szpitala, odpowiedział: “W szpitalu tylko stanę się jeszcze bardziej chory i tam umrę”. Doktor Tony Moll prowadzący dom opieki uważa, że młodzieniec postąpił

Ten artykuł przeczytasz do końca tylko z aktywną subskrypcją cyfrową.
Aby uzyskać dostęp, należy zakupić jeden z dostępnych pakietów:
Dostęp na 1 miesiąc do archiwum Przeglądu lub Dostęp na 12 miesięcy do archiwum Przeglądu
Porównaj dostępne pakiety
Wydanie: 14/2001, 2001

Kategorie: Świat