My po prostu gramy inaczej niż cała reszta teatralnego świata Grzegorz Jarzyna – dyrektor artystyczny TR Warszawa Ponad 20 lat temu, od czasu „Bzika tropikalnego”, związał się pan z TR Warszawa, wtedy jeszcze Rozmaitościami. Powtarzał pan, że zadecydowała o tym siła tego miejsca. Co takiego pan w nim odnalazł? – To był czas, kiedy instytucje kultury, szczególnie teatry, znalazły się w głębokim kryzysie. W początkowych latach transformacji po 1989 r., po pierwszych przemianach politycznych i reformach gospodarczych, publiczność przestała chodzić do teatru. To był trudny i wymagający czas. Kiedy przyjechałem do Warszawy, by wyreżyserować „Bzika tropikalnego”, byłem jeszcze studentem trzeciego roku reżyserii krakowskiej PWST. Urzekła mnie magia Teatru Rozmaitości. Na Marszałkowskiej 8 spotkałem niesamowity zespół aktorski, działający na zupełnie innych zasadach niż pozostałe etatowe zespoły teatralne w Polsce. Byłem przyzwyczajony do pracy w Starym Teatrze w Krakowie, gdzie podczas studiów wielokrotnie asystowałem reżyserom i przyglądałem się pracy w tradycyjnym teatrze repertuarowym. W Warszawie był to mały zespół, wywodzący się z teatru eksperymentalnego Szwedzka 2/4. Atmosfera twórczej pracy, pełnej pasji i zaangażowania, całkowicie mnie uwiodła. Krystian Lupa powiedział po premierze „Bzika”, że odnalazł pan swoją wioskę plemienną. Może więc bardziej chodziło o ludzi niż o miejsce? – Teatr budują nie mury, tylko ludzie. Jednak architektura tego teatru jest również niezwykła. W budynku przy Marszałkowskiej 8 jest bardzo mało miejsca, ciasne pomieszczenia, wąskie korytarze. Na backstage’u ciągle trzeba schylać głowę, żeby się nie uderzyć. Po latach mogę powiedzieć, że ta garażowa architektura miała wpływ na formowanie zespołu TR Warszawa. Modernistyczna kamienica, w której mieści się nasz teatr, została wybudowana w 1939 r. i oddana do użytkowania praktycznie kilka miesięcy przed wybuchem wojny. Zaprojektowana pod ziemią scena miała służyć mieszkankom i mieszkańcom okolicznych domów jako schron na wypadek bombardowania. Na scenie architekt umieścił słupy podtrzymujące całą konstrukcję budynku. W końcu lat 30. było to bardzo nowoczesne rozwiązanie, ale teatralnie ograniczało i determinowało przestrzeń. W jaki sposób? – Paradoksalnie te niekomfortowe warunki pracy wpływały na dobrą atmosferę w zespole, sprzyjały budowaniu bliskich, szczerych więzi. Im jest ciaśniej, tym szybciej w procesie twórczym dochodzi do wyjaśnienia wszystkich kwestii spornych. Na początku naszą artystyczną wspólnotę nazywaliśmy rodziną, później plemieniem. Ta niezwykła atmosfera wpłynęła na podjęcie decyzji i przyjęcie propozycji od zespołu, bym został dyrektorem artystycznym teatru. Rzeczywiście miałem poczucie, że odnalazłem swoje miejsce, ludzi, z którymi możemy coś ważnego wspólnie kreować. I nie ogranicza nas przestrzeń. Przez te wszystkie lata, nie opuszczając starej siedziby na Marszałkowskiej, wciąż podejmował pan próby odnalezienia innego miejsca, gdzie mógłby pojawić się teatr. Skąd te uporczywe poszukiwania? – Mam naturalną potrzebę eksploracji. Być może stąd te poszukiwania wszelkich form ekspresji artystycznych, które były dla mnie ważne, szczególnie w kontekście budowania relacji międzyludzkich. W tamtym czasie osiągnęliśmy sukces na skalę światową i zbudowaliśmy markę, renomę nie tylko na świecie, ale też w Polsce. Po siedmiu latach miałem poczucie pewnego spełnienia. Poczułem wtedy, że dobrze jest się zwrócić w kierunku początku, cofnąć czas i zobaczyć siebie z okresu, kiedy byłem studentem reżyserii, który chciałby dotknąć i doświadczyć przygody, jaką jest teatr. Na studiach wszyscy starsi koledzy i koleżanki mówili, że teatr repertuarowy to koszmar, pracowali w różnych teatrach, ale wracali na studia, dlatego że tęsknili za atmosferą, wolnością pracy twórczej i wspólnotą, jaką tam tworzyliśmy. Miałem dużo szczęścia, jeszcze na studiach odnalazłem w Warszawie ludzi i swój świat. Dlatego miałem poczucie zaciągniętego kredytu od losu. Stąd pomysł, by zapraszać do pracy młodych ludzi, osoby, które nigdy dotąd nie miały szansy na pracę w teatrach instytucjonalnych. Tak powstały Teren Warszawa, Nowa Dramaturgia TR, Teren TR i Linia nowych talentów, którą obecnie rozwijamy w TR Warszawa i będziemy ją kontynuować w nowym budynku na placu Defilad. Do tej pory realizowaliście spektakle w nietypowych miejscach. – Pojawialiśmy się w różnych lokalizacjach w przestrzeni Warszawy. Stworzyliśmy spektakl na Dworcu Centralnym czy w darkroomie w kultowym teraz klubie Le Madame. Zawsze ograniczał nas budżet,