Zdumiewający Ekwadorczyk

Zdumiewający Ekwadorczyk

To nie jest epoka zmian w Ameryce Łacińskiej, to zmiana epoki Gdy miał 13 lat i jego młodsza o dwa lata siostra zmarła na banalne zakażenie wskutek braku leków w szpitalu dla ubogich, pocieszał matkę: – Gdy zostanę prezydentem, zrobię tak, że wszyscy będą się leczyć w porządnych szpitalach. 45-letni dziś absolwent Uniwersytetu Illinois, doktor nauk ekonomicznych, były minister gospodarki i finansów, przystojny metys obdarzony wrodzoną elegancją i darem przekonywania, Rafael Correa Delgado, jest od dwóch lat prezydentem Ekwadoru. Wszystko zawdzięcza swym nieprzeciętnym zdolnościom oraz wytrwałości w nauce. I sporo księżom salezjanom. 28 września 58% wyborców wypowiedziało się w referendum za jego projektem nowej solidarystycznej konstytucji, która m.in. zapewnia wszystkim prawo do bezpłatnego leczenia i nauki. 80% Ekwadorczyków utrzymuje się z indywidualnej działalności gospodarczej, czytaj: sklepików, handlu na targowiskach, małych warsztatów rzemieślniczych, drobnych gospodarstw. Jego pomysł udzielania minikredytów (od 360 dol.) na rozkręcenie własnej działalności i rozdawnictwa kuchenek elektrycznych pobierających minimalne ilości prądu mógł wydawać się nic nieznaczący. Jednak w realiach ekwadorskiej nędzy, która jest udziałem 38% społeczeństwa, to początek rewolucji, za którą, jeśli Rafaeolowi Correi wszystko się uda, zapłacą zagraniczne koncerny naftowe, energetyczne i inne. Zmiana reguł gry Gdy obejmował kilka lat temu tekę ministra gospodarki i finansów, niektóre zagraniczne koncerny miały kontrakty na eksploatację ekwadorskiej ropy naftowej, zobowiązujące je jedynie do płacenia kilkudziesięciu dolarów od hektara eksploatowanych terenów. Był też pomysł oddania w eksploatację pewnemu amerykańskiemu koncernowi ekwadorskich zasobów wody. Mogłoby to oznaczać w praktyce, że ekwadorski wieśniak musiałby płacić monopoliście nawet za korzystanie ze studni, którą ma na podwórzu od setek lat. Min. Correa zdołał utrącić te projekty, ale aby dokonać prawdziwych reform strukturalnych w neoliberalnej gospodarce Ekwadoru, potrzebował władzy i zmiany konstytucji. Oba te cele osiągnął w ciągu dwóch lat. Zmiana reguł gry Swym wyglądem stara się podkreślić, że jest zarazem światowcem i Ekwadorczykiem przywiązanym do tradycji. Pojawia się wszędzie w nieskazitelnym czarnym garniturze i białej koszuli z indiańskimi haftami na piersiach. – Moje reformy – tłumaczy z ujmującym uśmiechem – to przejście od neoliberalnego modelu do systemu harmonizującego wpływy społeczeństwa, państwa i rynku na gospodarkę. Jako prezydent usunął z Ekwadoru przedstawiciela Banku Światowego, który próbował ingerować w kształt przyszłej konstytucji. Korzystając z koniunktury na naftę i kryzysu w USA, Correa próbuje zmienić reguły gry. Krytykuje działania międzynarodowych instytucji finansowych, broni prawa państwa do odpowiedniego podziału dochodów i bogactwa narodowego Ekwadoru. Zapowiedział zmianę kontraktów z zagranicznymi koncernami naftowymi, które nie dawały Ekwadorowi prawa do udziału w zwiększonych z racji bumu cenowego zyskach z eksploatacji ropy. Teraz koncerny będą mogły zatrzymywać tylko 1% dodatkowego zysku pochodzącego z nadzwyczajnej koniunktury na ropę na rynku światowym. Oczywiście koncerny ostro protestowały, groziły trybunałami międzynarodowymi, ale protesty te ucichły nazajutrz po ogłoszeniu wyników referendum konstytucyjnego. Correa posłużył się filozofią, która brzmi dla wyborców w Ameryce Łacińskiej bardzo przekonywająco: państwo nie może się wyzbyć nieodnawialnych zasobów naturalnych kraju, które są taką samą niezbywalną własnością mieszkańców jak jego terytorium. Może jedynie czasowo przekazywać je do eksploatacji na jak najkorzystniejszych warunkach. Dlatego zrewidowane zostaną wszystkie dotychczasowe umowy. Koniec żartów Na kilka dni przed referendum w sprawie konstytucji prezydent Correa rozkazał wojsku zajęcie obiektów budowanych na terenie Ekwadoru przez brazylijską grupę kapitałową Odebrecht. Zagroził konfiskatą sprzętu i maszyn na placach budowy – lotnisku w dorzeczu Amazonki i dwóch innych budowach na wybrzeżu Pacyfiku. Brazylijska firma oddała do użytku w czerwcu 2007 r. wielką elektrownię wodną San Francisco, która już na początku bieżącego roku przestała dostarczać prąd z powodu wad w konstrukcji tej zapory. Odmówiła jednak ich usunięcia, twierdząc, wbrew opiniom zagranicznych ekspertów, że zapora pękła wskutek działalności odległego o 10 km wulkanu. – Koniec żartów – mówi prezydent. – Odebrecht drwi sobie z nas, a im bardziej zagłębiamy się w szczegóły kontraktów zawieranych z zagranicznymi przedsiębiorstwami, tym częściej okazuje się, że przy ich podpisywaniu ktoś wziął łapówkę i nie mamy żadnych

Ten artykuł przeczytasz do końca tylko z aktywną subskrypcją cyfrową.
Aby uzyskać dostęp, należy zakupić jeden z dostępnych pakietów:
Dostęp na 1 miesiąc do archiwum Przeglądu lub Dostęp na 12 miesięcy do archiwum Przeglądu
Porównaj dostępne pakiety
Wydanie: 2008, 41/2008

Kategorie: Świat