Przejmuję się chorymi, nie aptekarzami

Przejmuję się chorymi, nie aptekarzami

Chcę, aby w każdym województwie były centrum onkologii i centrum walki z chorobami krążenia

Rozmowa z Mariuszem Łapińskim, ministerstwem zdrowia

– Wszedł pan w konflikt z ministrami obrony, sprawiedliwości i spraw wewnętrznych. Spór dotyczył ich postulatu utrzymania osobnego, branżowego funduszu, który miałby zastąpić branżową kasę chorych. Ostatecznie zwyciężyła pana koncepcja likwidacji wydzielonego funduszu, ale czy warto było walczyć?
– To nie było zadzieranie z innymi resortami ani chęć postawienia na swoim. Z ministrami wymienionych przez panią resortów znaleźliśmy kompromis, który pozwoli zachować na wysokim poziomie funkcjonowanie branżowej służby zdrowia, a z drugiej strony, nie zaburzy koncepcji naprawy systemu. Otóż istnienie drugiego funduszu byłoby kosztowne, oznaczałoby stworzenie innej struktury z dodatkowymi etatami. Przypomnę, że w branżowej kasie pracuje 496 osób, na jej funkcjonowanie rocznie wydawano 43 mln. Poza tym gdybym się zgodził na ten osobny fundusz, mogłyby wystąpić i inne grupy zawodowe – chociażby rolnicy, rzemieślnicy – i domagać się szczególnego potraktowania. I jeszcze jeden argument. Często np. żołnierze musieli dojeżdżać do odległych miejscowości, tam, gdzie były placówki, z którymi branżowa kasa podpisała umowę.
– Pacjentów najbardziej interesuje, czy w sytuacji istnienia jednego funduszu będą mogli szybciej i skuteczniej się leczyć.
– I dla mnie jest to najważniejszy argument. Dziś każda z 17 kas prowadzi własną politykę zdrowotną, a to oznacza chaos. Chcę wprowadzić jednolite zasady funkcjonowania systemu, kontraktowania świadczeń i ich wyceny. Bywało, że cena usługi medycznej różniła się o tysiąc procent. Każda kasa wyceniała po swojemu. I dlatego jest dziś nierówny dostęp do usług. Jedne kasy były w bardzo dobrej sytuacji materialnej, inne w dramatycznej. W tych ostatnich ludzie po prostu nie mogli się leczyć. W Śląskiej Kasie Chorych na programy zdrowotne wydawano 156 mln zł rocznie, w innych kilka milionów. Proponowano najdziwniejsze usługi, gdy w innych województwach chorzy nie mieli takich możliwości. Poza tym w sytuacji, gdy każda kasa żyła własnym życiem, nie można było prowadzić polityki zdrowotnej.
– Proszę o przykład.
– Chcę przywrócić medycynę do szkół, a oznacza to opiekę pielęgniarek i przeprowadzone szczepienia. To powrót do tego, co zostało zniszczone. Ten plan będzie mi o wiele łatwiej przeprowadzić w ramach jednego funduszu. Nie muszę wtedy rozmawiać z każdą kasą osobno. Właśnie przejmuję kontrolę nad radami kas i narzucę im program medycyny szkolnej. Po prostu kasy będą musiały zakontraktować tę usługę i lekarze wrócą do szkół jeszcze w tym roku.
– To znakomity przykład, jednak dotyczący głównie profilaktyki. Czy jeden fundusz zmieni sytuację np. osób z chorobami krążenia?
– Tak. Wspólny, narodowy fundusz rozwiąże także problem leczenia ostrych stanów wieńcowych. Dziś jedne kasy stać na tę drogą usługę, a innych nie. W najbliższym czasie wspólny program leczenia będzie dostępny dla wszystkich obywateli.
– Jednak realizacja takiego programu, jak rozumiem, będzie przebiegać poprzez spłaszczenie funduszy, a nie dodanie.
– Mogę tylko powiedzieć, że pieniędzy nie będzie mniej niż w tym roku. Oczywiście, wystąpię o wzrost składki, zresztą w ustawie o powszechnym ubezpieczeniu zdrowotnym jest zagwarantowany coroczny wzrost o 0,25%, tak by 2006 r. było to 9%. Innym źródłem finansowania będą rezerwy, bo sporo pieniędzy wydawano nieracjonalnie. Najlepszymi przykładami są leki i to, jak bezkarnie funkcjonowały firmy farmaceutyczne, narzucając swoje ceny. Taka samowola jest nie do pomyślenia w innych krajach europejskich.
– Rozumiem, że mówi pan o nowej liście leków refundowanych. Czy rzeczywiście dała ona oszczędności?
– Mam na to konkretne dowody. Według wyliczeń UNUZ, dzięki nowej liście leków refundowanych kasy chorych zaoszczędzą około 750 mln zł. Te pieniądze trafią do szpitali, tam sytuacja jest najtrudniejsza.
– Tymczasem lista była ostro krytykowana, pojawiły się najróżniejsze analizy pokazujące, że obywatel znowu zapłaci za pomysły ministra.
– Pacjenci mniej płacą za leki. Zapewne czytelnicy pamiętają straszące analizy przygotowywane przez Śląską Kasę Chorych. Wzięto dane z sześciu aptek z małej miejscowości, z Pyskowic. Poza tym były to wyniki z przeszłości, a nie przewidywane, do tego analizował je sam dyrektor Śląskiej Kasy Chorych, pan Sośnierz. No i obwieścił, że chorzy stracą. Tymczasem my niedługo opublikujemy rzetelne, obszerne analizy, także z Pyskowic, potwierdzające słuszność tego, co zrobiliśmy.
– Czy w tej sytuacji przemiany kas w oddziały funduszu nie trwa tam coś w rodzaju włoskiego strajku? Przecież pracownicy nie są pewni przyszłości. Ludzi po prostu interesuje, czy będą mogli się leczyć, czy w szpitalu nie usłyszą: taki był bałagan, że nie podpisano z nami kontraktu.
– Prace nad kontraktowaniem usług przebiegają sprawnie. Przy ministerstwie działa zespół, w którym przedstawiciele wszystkich kas chorych pracują nad jednolitym systemem kontraktowania. W tym tygodniu przyjmiemy system na 2003 r.
– Zwalnia pan pracowników kas?
– Staram się działać w sposób spokojny i przemyślany. Nie ma sensu sprzedawać siedziby kas i kupować inne, skromniejsze budynki, zatrudniać nowe osoby, zwolnionym płacić odprawy, zdobywać też inny sprzęt. Oddziały Narodowego Funduszu Zdrowia będą powstawały w lokalach kas chorych, z tymi samymi pracownikami, choć oczywiście część będzie musiała odejść. W tej sytuacji znowu korzystne jest istnienie jednego funduszu i 16 oddziałów. Wywoła to niewiele zmian organizacyjnych. Bo każda zmiana kosztuje, powoduje przejściowy chaos i mogłaby zmniejszyć dostępność do świadczeń zdrowotnych. My nie zmieniamy organizacji, tylko funkcjonowanie płatnika, tak żeby racjonalnie wydawał środki.
– Kiedy pacjentowi będzie lepiej?
– W ciągu pół roku, najdalej roku pacjent będzie mógł szybciej dostać się do lekarza. Przywrócimy bezpieczeństwo zdrowotne obywateli, to, co zaprzepaściła reforma.
– Czy choroby budzące największy lęk będą szczególnie traktowane w tym uporządkowanym systemie?
– Specjalna ścieżka już istnieje. Kardiologia i onkologia są priorytetami zapisanymi w programach wyborczych SLD. Przecież te schorzenia są poważnymi problemami społecznymi. Otóż 54% przyczyn zgonów to choroby układu krążenia, choroby nowotworowe są na drugim miejscu – ponad 20%. Przypomnę tylko, że SLD postanowił zwrócić szczególną uwagę na jeszcze jedną dziedzinę – opiekę nad matką i dzieckiem. W tej sytuacji koncentruję się na tych trzech problemach. Oczywiście, pamiętam, że mam mało pieniędzy. Ale nie chcę też stosować zasady moich poprzedników – każdemu damy trochę, ale nie rozwiążemy żadnego problemu. I dlatego koncentruję środki, skupiam się na trzech wymienionych dziedzinach. W onkologii największym problemem jest radioterapia. Chcę, by pacjent nie czekał dłużej niż miesiąc na naświetlanie. Dziś czeka trzy, cztery miesiące. To dramat. Zmiany są powolne, ale skuteczne, np. w najbliższym czasie zacznie przyjmować chorych Wojewódzkie Centrum Onkologii w Olsztynie. Dotychczas tam była biała plama. W resorcie zbieramy informacje z ośrodków onkologicznych, prosimy o odpowiedź na pytanie, jak długo pacjent czeka, jakiego sprzętu potrzebują.
– Jest pan zwolennikiem leczenia w dużych specjalistycznych ośrodkach. Dlaczego?
– Uważam, że niedobra jest próba leczenia wszystkich chorób w jednym szpitalu. Przy dzisiejszym postępie medycyny najpoważniejsze schorzenia pacjenci powinni leczyć w wyspecjalizowanych ośrodkach. I dlatego powstanie Narodowy Instytut Walki z Chorobami Krążenia. Będzie też podobny instytut zajmujący się chorobami nowotworowymi. W tym przypadku do istniejącego już warszawskiego Instytutu Onkologii włączymy 16 centrów wojewódzkich. Da to możliwość nadzoru specjalistycznego i prowadzenie wspólnych prac naukowych. Najzwyczajniej będzie korzystne dla pacjenta.
– Jaki jest cel? Kiedy uzna pan, że szpitalna mapa Polski jest przyjazna chorym?
– Chcę, aby w każdym województwie były centrum onkologii i centrum walki z chorobami układu krążenia. Będą tam pracownie leczące inwazyjnie zawały serca. Kardiochirurgia musi być w każdym województwie. Taki jest cel.
– Trudny do realizacji, gdy szpitale znajdują się na skraju bankructwa.
– 90% szpitali jest zadłużonych. Żeby je oddłużyć trzeba mieć pieniądze. A tych dzisiaj nie ma.
– W złej sytuacji są najznakomitsi, na przykład prof. Religa i jego Instytut Kardiologii w Aninie.
– Prof. Religa przejął instytut z bardzo dużym długiem, podobnie jest z Centrum Zdrowia Matki Polki w Łodzi, tam jest szczególnie dramatycznie. Zastanawiam się, jak im pomóc, ale mogę też uspokoić, że w tej chwili działania Instytutu Kardiologii nie są zagrożone – otrzymuje wszelkie potrzebne środki, by lekarze mogli wykonywać zabiegi angioplastyki, czyli rozszerzania tętnic.
– A co można zasugerować wszystkim zadłużonym?
– Rada jest prosta – muszą zmniejszyć koszty, zwiększyć przychody. Resort może zaproponować uzdrowienie długów, np. opóźnienie ich spłaty. Jednak oddłużenia nie będzie. Przypomnę też, że są przykłady pozytywne, historie placówek, które wydobyły się z trudnej sytuacji. Instytut Onkologii był zadłużony, ale dzięki dobremu zarządzaniu prof. Nowackiego wszystkie zaległości spłacono. Wyprowadzono instytut na prostą. A więc można.
– W resorcie trwają prace nad listą leków szpitalnych, na które ustalone zostaną ceny urzędowe. Kiedy powstanie ta lista?
– Wysyłamy do firm farmaceutycznych pytania o ceny, proponujemy swoje. Firmy odpowiadają. Niedługo zakończymy ustalanie cen. I wtedy koszty leków przestaną tak dramatycznie obciążać budżety szpitali, przestaną być przyczyną ich dramatycznej sytuacji. Byłem dyrektorem największego szpitala w Polsce, warszawskiego Szpitala AM. W 2000 r. musiałem przeznaczyć na leki 20 mln, w 2001 r. – 26 mln. Wydatki rosły dramatycznie. Podobnie jest z preparatami krwi, ceny narzucone przez centra krwiodawstwa miały często stuprocentowy narzut. Nakazałem centrom stosować jednolite ceny, to też oznacza spore oszczędności dla szpitali. W ten sposób chcę pomagać szpitalom, bo to one po wprowadzeniu reformy znalazły się w najgorszej sytuacji.
– Jak zachowują się firmy? Życzliwie przyjęły projekt?
– Wiele firm zachowuje się odpowiedzialnie, z innymi prowadzimy twarde negocjacje. Przypominamy też, że według raportu Ministerstwa Finansów, sprowadzanie leków często wręcz balansowało na granicy prawa. W ten sposób firmy naraziły kasy chorych na stratę około 1,5 mld zł. W resorcie zastanawiamy się, jak odzyskać te pieniądze.
– Pacjenci myślą o szansach na szybką pomoc, lekarze martwią się, że niektóre szpitale mogą być zagrożone, gdy nie znajdą się na liście szpitali publicznych. Jaką stosuje pan zasadę przy jej konstruowaniu?
– Najważniejsze jest stwierdzenie, czy na tym terenie szpital jest niezbędny. I do odpowiedzi na to pytanie będzie dostosowana krajowa sieć szpitali publicznych. Bowiem musi być zapewniony dostęp do bezpłatnego leczenia. Przecież nigdzie na świecie nie ma tylko prywatnych szpitali. Szpitale publiczne muszą być chronione. W dzisiejszej trudnej sytuacji są one bezbronne, mogłoby dojść do upadku tych, które są niezbędne. I co wtedy? Zniknie z mapy szpital, a następny będzie 100 km dalej. I dlatego trzeba chronić szpital w małym miasteczku. Musimy mieć sieć szpitali, która zapewni obywatelom bezpieczeństwo zdrowotne.
– A co się stanie z pozostałymi placówkami?
– Te, które znajdą się poza siecią, mogą się przekształcić, mogą się sprywatyzować, w ich budynkach mogą powstać zakłady opiekuńcze i lecznicze. Jest wiele możliwości
– Przypomnijmy jeszcze ideę leków za złotówkę. Wiadomo, że będą w listopadzie, grudniu. Porozumiał się pan w tej sprawie z ministrem finansów. Dlaczego ta sprawa była tak ważna?
– 36% chorych nie wykupuje leków, jednocześnie mamy jedno z największych obciążeń finansowych pacjentów. 60% ceny leku płaci chory, w Europie jest to około 40%. Musimy odwrócić tę tendencję.
– Czy poza względami humanitarnymi kierował się pan także ekonomią?
– Oczywiście, to się zwyczajnie opłaca. Sam z praktyki lekarskiej wiem, że wielu pacjentów trafia do szpitala, bierze leki, potem wychodzi do domu. Emeryta nie stać na wykupienie leków, po kilku tygodniach znowu wraca do szpitala. Koszty leczenia rosną. Taniej będzie dać mu niezbędne leki. Według symulacji resortu, będzie to kosztowało kasy chorych około 100 mln zł. Stać nas na pomoc dla najbiedniejszych i najsłabszych.
Lekarz często przepisuje drogie preparaty, a chory wstydzi się powiedzieć, że nie ma pieniędzy na realizację recepty. Poza tym sądzi, że jest to jedyny preparat, który może go uratować, więc nawet nie pyta o alternatywę.
– Na pewno problemem będzie dotarcie do potrzebujących.
– Listę leków za złotówkę ogłoszę w prasie, poza tym chciałbym, żeby spis znalazł się w każdej aptece. Będą one dostępne dla osób powyżej 65 lat, wraz z ministrem finansów nazwaliśmy je „lekami dla seniora”. To środki wybrane i zgrupowane w czterech grupach terapeutycznych. Stosowane są w chorobach układu krążenia, oddechowego, na tej liście znalazły się leki neurologiczne i okulistyczne. W najczęstszych przypadłościach podeszłego wieku.
– I nikt nie protestuje, wszystkim się podoba ta inicjatywa?
– Nie ma tak dobrze. Protestuje część aptekarzy, bo mniej zarobią, jeśli pacjent będzie kupował tańszy lek. Woleliby mu sprzedać importowany, drogi preparat. Ale ja się przejmuję chorymi, nie nimi. Docierają sygnały, że niektórzy aptekarze polecają tylko drogie leki. Można powiedzieć, że business is business, ale dla mnie zarabianie na lekach nie jest zwykłym biznesem, najważniejszy jest pacjent.

 

 

Wydanie: 2002, 36/2002

Kategorie: Wywiady

Napisz komentarz

Odpowiedz na treść artykułu lub innych komentarzy