Myślałem, że jak zlecam coś impresariowi – niemal krzyczał do mikrofonu pianista – to on ma już buty, majtki i długopis Krystian Zimerman czuje się oszukany, dosłownie wyssany przez organizującą jego koncerty w Polsce agencję o nazwie Warszawski Impresariat Muzyczny. Rzecz dotyczy dwóch projektów wybitnego pianisty, Polish Festival Orchestra, czyli „Koncerty Chopina” (1999 r.) i „Bacewiczówna” (2009 r.), które z pomocą impresariatu realizował w Polsce i zakończył nagraniami płytowymi w światowej firmie Deutsche Grammophon Gesellschaft. Koncerty zagrano, płyty się ukazały, ale pianista nie wie, gdzie są pieniądze, które przyniosły te projekty. A rzecz, jak podał na konferencji prasowej przed występem na festiwalu Warszawska Jesień, dotyczy – bagatela – 642 tys. zł. Co się stało z tymi pieniędzmi? Wyjaśnianie tej kwestii wyraźnie poruszyło pianistę. Podniesionym głosem stwierdził, że obsługująca go agencja zakupiła wyposażenie, komputery, oprogramowanie itd. – Myślałem, że jak zlecam coś impresariowi – niemal wykrzyczał do mikrofonu – to on ma już buty, majtki i długopis. Po serii tak gniewnie wypowiedzianych podejrzeń artysta poprosił dziennikarzy o pomoc, wyznał, że szuka prawnika, aby sprawę doprowadzić do końca, i wreszcie zapewnił, że ponosi za wszystko odpowiedzialność, a jak trzeba będzie, potwierdzi te fakty przed sądem. Większość przybyłych na konferencję stanowili krytycy muzyczni, którzy, po pierwsze, lepiej niż inni znają chimeryczny i wybuchowy charakter Krystiana Zimermana, a po drugie, uważają, że pieniądze są mało muzycznym instrumentem i ważniejszy jest czekający wszystkich i zapowiadający się sensacyjnie koncert. Nikt nie ciągnął więc wątku finansowego dawno już zakończonych projektów. Słowa jednak padły publicznie, w obecności kamer, mikrofonów i długopisów. Podano pełną nazwę agencji… Szorstka przyjaźń Andrzej Haluch, prezes Warszawskiego Impresariatu Muzycznego, dowiedział się o oskarżeniach Krystiana Zimermana z drugiej ręki, ale nie zaskoczyły go. Choć współpracę z artystą wspomina bardzo dobrze, to po zakończeniu ostatniego projektu, od ponad dwóch lat docierają do niego rozmaite pretensje Zimermana. Długo spokojnie i rzeczowo wyjaśniał, na co wydano pieniądze ze sprzedaży biletów, zresztą do pianisty trafiły wszystkie rachunki i pełne rozliczenia każdego koncertu. Gorzej, że Zimerman, rozpowiadając w środowisku, jak postąpiła z nim „firma Halucha”, podważał wiarygodność partnera i jego dobre imię. Warszawski Impresariat Muzyczny opiekuje się wieloma pianistami, także „następcą Zimermana” Rafałem Blechaczem, firmie zależy więc na tym, aby nie budzić podejrzeń o nieuczciwość. – Pokazywałem wiele razy, że całkowity przychód z tournée po Polsce rzeczywiście przekroczył 600 tys. zł, ale przecież trzeba było wynajmować drogie sale, płacić sowite honoraria muzykom, bo Krystian zaprosił znakomitych wykonawców do kwartetu smyczkowego, i oczywiście podatki. Płaciliśmy też za hotele, także ekipy wykonującej nagrania dla DGG, a nawet uzbieraliśmy 12 tys. euro na nagrodę pozaregulaminową dla zwyciężczyni ostatniego konkursu chopinowskiego Julianny Awdiejewej, choć Chopin nie miał nic wspólnego z projektem „Bacewiczówna”. A Krystian chciał jeszcze ufundować stypendium dla młodego, zdolnego pianisty. Wykazywałem, że już nie ma z czego i nie ma uzasadnienia dla takiego wydatku. Wcześniej proponowałem, abyśmy np. kilka rzędów na każdym koncercie przeznaczali na drogie bilety dla VIP-ów. Z pewnością zostałyby sprzedane. Nie zgodził się. Proponowałem mu, aby przyjął honorarium, bo wtedy mógłby z tymi pieniędzmi zrobić, co zechce, też nie chciał. „Zjedliby mnie”, mówił. Bronił swojej legendy, że w Polsce występuje za darmo. Przyjeżdża do Polski bez honorariów, promuje kulturę polską i jest wielkim pianistą, patriotą i społecznikiem, ale nie rozumie uwarunkowań prawnych i księgowych ani tego, że w spółce są ścisłe regulacje. Wszystko zostało rozliczone, prywatna firma zarobiła 3%, a ja ani grosza. Za to trzeba było podziękować, a nie podbijać emocje rozliczeniami – tak charakteryzuje spór ze sławnym pianistą jego impresario. – Wiem, że dla niego przyjazdy do kraju były bardzo trudne. Sam uważał, że zawsze zostawia tutaj sporo ludzi obrażonych, bo np. odmówił komuś pójścia na wspólną kolację albo dał się zaprosić komuś innemu, komu nie powinien. Pożegnanie – Początkowo – twierdzi Andrzej Haluch – puszczałem przykre słowa mimo uszu z uwagi na wysoką pozycję muzyczną Krystiana Zimermana, jego gorący patriotyzm i znaczenie dla polskiej kultury. Uznawałem, że kultura jest
Tagi:
Bronisław Tumiłowicz