Ptasia grypa w Europie zabija drób – nie ludzi. Znacznie poważniejsze są jej konsekwencje ekonomiczne Gdy 1 grudnia br. Hilary Januszczyk z Powiatowego Zespołu Zarządzania Kryzysowego w Płocku poinformował o wykryciu dwóch ognisk ptasiej grypy na terenie gminy Brudzeń, media rozpętały piekło. Najważniejsze stacje telewizyjne i radiowe na gorąco relacjonowały postępy w rozkładaniu mat na drogach, gazowaniu drobiu i wprowadzaniu stref zapowietrzonych. W biurach i sklepach, w prywatnych rozmowach pojawił się strach przed nieznanym. Czy wolno się dziwić, że przez ten harmider nie przebiła się informacja, iż wirus H5N1, owszem, jest groźny… ale dla drobiu. Prof. Józef Knap z Głównego Inspektoratu Sanitarnego powiedział, że może się on przenieść na człowieka, ale w skrajnych warunkach, takich jakie występują na fermach Azji Południowo-Wschodniej. Specjaliści Światowej Organizacji Zdrowia wiedzą, że dotychczas do zakażenia człowieka wirusem H5N1 nie doszło w żadnym kraju Unii Europejskiej. W tym samym czasie, gdy w Myśliborzycach i Uniejowie szły do gazu zastępy indyków, w Wielkiej Brytanii także wykryto ogniska ptasiej grypy, lecz nikt nie robił z tego tragedii. Przeciwnie! Starano się uspokoić ludzi. Cóż, Albion ma za sobą hekatombę przeżuwaczy z powodu BSE – gąbczastej encefalopatii bydła, popularnie nazywanej chorobą szalonych krów. Politycy w Londynie, rząd oraz organizacje rolników wiedzą, czym się kończy nakręcanie spirali strachu. W Europie nauczono się żyć z ptasią grypą. Tak jak z innymi chorobami. Epidemia, pandemia, strach Twórcy horrorów, a ostatnio politycy, naukowcy i przedstawiciele branży farmaceutycznej straszą nas wizją apokalipsy wywołanej morderczym wirusem. Na stoiska z płytami DVD trafił film Richarda Pearce’a pt. „Ptasia grypa w Ameryce”. O wirusie H5N1 mówi się wyłącznie w kontekście nadciągającej pandemii, która jak grypa hiszpanka (lata 1918-1920 – od 20 do 50 mln ofiar) zdziesiątkuje rodzaj ludzki. A prawda jest taka, że nikt nie wie, z której strony przyjdzie zagrożenie i czy morderczy wirus faktycznie okaże się jednym z ponad 140 znanych nauce Orthomyxoviridae, rodzaju Influenzavirus A. Źródłem obaw uczonych jest założenie, że szybko mutujący H5N1 zacznie przenosić się między ludźmi drogą kropelkową, a dzięki transportowi lotniczemu błyskawicznie dotrze do wszystkich zakątków globu, niosąc nam śmierć. Rozwiązaniem problemu byłaby szczepionka, nad którą w ubiegłym roku pracowano w 22 ośrodkach. Śmiało można powiedzieć, że ten, kto wyprodukuje skuteczne antidotum na ptasią grypę, zarobi ogromne pieniądze. 14 marca 2006 r. premier Węgier Ferenc Gyurcsany ogłosił, że jego kraj jako pierwszy rozpoczął produkcję szczepionki. Powstała ona w firmie Omninvest. Po czym zapadła cisza… Szczepionkę Flaud – H5N1 zarejestrował w Stanach Zjednoczonych koncern Novartis. Rząd Finlandii zapłacił spore pieniądze holenderskiej firmie, która miała opracować taki specyfik. Także Rosjanie ogłosili, że są blisko opracowania skutecznej szczepionki. Pewnego dnia ktoś dokona tej sztuki, ale czy wtedy nie okaże się, że ptasia grypa przestała być groźna? W 2005 r. rządy wielu krajów – w tym Polski – gromadziły zapasy tamiflu – leku firmy Roche, który miał być skuteczny w leczeniu tej choroby. Nigdy nie było potrzeby skorzystania z nich. W kwietniu br. władze Japonii podały, że u 128 młodych ludzi wystąpiły „osobliwe, a nawet niebezpieczne zachowania” po zażyciu tego specyfiku. I mimo że Roche ogłosił, iż tamiflu jest bezpieczny, powoli zapomniano o tym leku. Tak jak zapomniano o SARS – zespole ostrej ciężkiej niewydolności oddechowej – wykrytej w Chinach pod koniec 2002 r. Chorobę jako pierwszy rozpoznał pracujący dla Światowej Organizacji Zdrowia lekarz Carlo Urbani, który diagnozował 48-letniego biznesmena z nieznanym schorzeniem wyglądającym na zapalenie płuc. Urbani zaraził się od niego i zmarł w marcu 2003 r. Ogółem stwierdzono 6234 przypadki SARS. Śmierć zabrała 435 osób, co w skali globu było nic nieznaczącym epizodem. Za to na początku 2003 r. media całego świata bombardowały nas obrazami z Chin, Kanady, Singapuru i Hongkongu, ostrzegając przed nadciągającą z Azji apokalipsą. Przez chwilę wydawało mi się, że w tym roku miejsce ptasiej grypy w mediach zajmie końska grypa, która pod koniec października zmusiła władze Australii do odwołania największych imprez jeździeckich. Na szczęście
Tagi:
Marek Czarkowski









