Zrównoważona alternatywa

Zrównoważona alternatywa

Kolejnych wyborów nie będzie można wygrać minimalnym kosztem, to jest „dzięki sprawującym władzę”

Najnowsze sondaże opinii publicznej pokazują stosunkowo silne i stabilne poparcie dla obozu władzy. Komentatorzy zgodnie utrzymują, iż sytuacja taka nie miała dotychczas precedensu. Rządzący konsekwentnie realizują własną politykę medialną i nie tracą z pola widzenia swojego elektoratu, co było podstawowym błędem wszystkich poprzednich ekip. Wydaje się, że po raz pierwszy w najnowszej historii procesów demokratycznych efekt wahadła wyborczego może nie zadziałać, tak jak życzyłaby sobie tego opozycja. Kolejnych wyborów nie będzie można wygrać minimalnym kosztem, tj. „dzięki sprawującym władzę”. Ewentualny sukces wymaga przedstawienia wiarygodnej i spójnej kontrpropozycji wobec obecnie realizowanej konserwatywnej wizji politycznej. Naturalną alternatywą dla koncepcji prawicowej powinna być lewicowa wizja kraju i społeczeństwa. Rządy narodowo-ludowe w Polsce już zdążyły się stać głównym katalizatorem dyskusji, która być może pozwoli wreszcie zdefiniować ramy ideowe nowoczesnego, lewicowego programu politycznego.
Trwa publiczna debata, w której ścierają się zasadniczo dwa światopoglądy, wyrażane m.in. stosunkiem do problemów wolności i swobód obywatelskich, koncepcji integracji europejskiej i globalizacji, kwestii polityki historycznej czy ostatnio kary śmierci oraz pojmowania relacji człowiek-środowisko i odpowiedzialności ekologicznej wobec przyszłych pokoleń. To są autentyczne, główne osie sporu, których ostateczne określenie pozwoli jednoznacznie wyznaczyć przeciwległe bieguny dyskursu publicznego i zamknąć okres kilkunastoletniej ideowej degrengolady panującej w Polsce. Dla samej socjaldemokracji może to oznaczać przezwyciężenie kryzysu tożsamości i wyraźne określenie swojej politycznej roli.
Obserwowane od końca XX w. nieskrępowane (i jak dowodzi Susan George, wcześniej starannie i metodycznie przygotowane) rozprzestrzenianie się doktryny neoliberalnej dotychczas nie spotkało się ze strony socjaldemokracji ze skuteczną przeciwreakcją. W bardzo krótkim czasie, w sposób gwałtowny i niekontrolowany przez struktury społeczne, rozprzestrzenił się na świecie model globalizacji, który Zygmunt Bauman trafnie nazywa negatywnym. Jak dotąd wobec takiego (nie)ładu globalnego lewica nie wypracowała żadnej realnej, systemowej alternatywy – tzw. trzecia droga jest w gruncie rzeczy ideową kapitulacją wobec dyktatu ponadnarodowych koncernów i kapitału spekulacyjnego. Bauman zauważa również, iż neoliberałowie z lewicy niczym nie różnią się od neoliberałów z prawicy. Ich cel działania politycznego jest ten sam – dążenie do ekonomicznej efektywności. Ten brak podstawowych różnic, jak słusznie zauważa Chantal Mouffe, w konsekwencji otwiera populistom drogę do przestrzeni publicznej i sprawia, że społeczeństwo rezygnuje z udziału w procesie demokratycznym, woląc ustawiać się w roli biernego (i bezradnego) obserwatora. Mechanizm ten ujawnia się szczególnie w krajach „młodej demokracji”, a jego wskaźnikiem jest malejąca frekwencja wyborcza. Polska nie stanowi tu wyjątku.
Bezkrytyczne funkcjonowanie koncepcji neoliberalnej w społeczeństwie zdążyło nabrać cech tzw. mądrości obiegowej, której specyfikę zdefiniował już ponad 50 lat temu John Kenneth Galbraith. Jej głoszenie jest „w pewniej mierze obrzędem religijnym, jest aktem afirmacji”, pisał. Głównym wrogiem tej mądrości nie są inne idee, lecz fakty – wydarzenia i ich skutki. Warto więc dokonać krótkiej syntezy alternatywnego spojrzenia na współczesny model globalnej gospodarki. Przede wszystkim jest on głównie nastawiony na maksymalizację zysku. Człowiek i jego rozwój mierzone są wskaźnikami produkcji i konsumpcji, a nie zmianami jakości życia. W przeważającej części wysiłek społeczno-polityczny służy więc przyspieszaniu tempa wzrostu ekonomicznego i zwiększaniu konsumpcji dóbr materialnych. Nieuchronną konsekwencją funkcjonowania tak niezrównoważonego systemu stają się nadmierne zużywanie zasobów naturalnych i degradacja środowiska. W konsekwencji następuje ograniczenie potencjału ekologicznego i obniżenie wysokości usług ekosystemowych, jakie przyroda świadczy wobec człowieka. Rywalizacja o środki dla własnego przetrwania i rozwoju będzie w najbliższej przyszłości wywołać coraz częściej chaos i konflikty. Brytyjski socjolog Anthony Giddens stwierdził niedawno, że XXI w. będzie kluczowy dla przetrwania ludzkości jako gatunku, a szok energetyczny i klimatyczny sprawią, że kwestie ochrony środowiska zmobilizują społeczną energię i staną się w niedalekiej przyszłości głównym podmiotem działań politycznych.
Problemem staje się zatem zdefiniowanie głównych graczy politycznych współczesnego świata. Antonio Negri i Michael Hardt, Ulrich Beck czy Joseph Stiglitz uświadamiają bezradność rządów narodowych odpowiedzialnych za losy własnych państw. Realna władza według tych autorów leży w rękach transgranicznych koncernów i instytucji finansowych. To w ich interesie jest twierdzić: „rynek jest dobry”, „ingerencja państwa jest zła”, „deregulacja zamiast państwowego nadzoru”, „prywatyzacja za wszelką cenę” i „przede wszystkim oszczędzanie”. Rozpoczyna się więc pogoń za największą wydajnością i najniższymi płacami. W konsekwencji systematycznie spadają dochody pracujących i wzrasta bezrobocie. Spadek dochodu osób pracujących oznacza z kolei kryzys koncepcji państwa socjalnego oraz powstanie społeczności wykluczonych – korzystającej z zasiłków socjalnych i karmionej prymitywną namiastką kultury. Negatywne zmiany w poziomie życia poszczególnych obywateli nie pozostają bez znaczenia dla kondycji całego społeczeństwa i są główną przyczyną zachwiania demokratycznej stabilności państwa. Słabe, zagubione i zatomizowane społeczeństwo, bezbronne wobec brutalnych praw rynku jest idealnym celem dla neokonserwatystów prowadzących własne „moralne krucjaty” i uprawiających politykę „siania zagrożenia”.
Neokonserwatywną rewolucję wspierają mniejsze grupki populistów, nacjonalistów i ksenofobów sukcesywnie zawłaszczających przestrzeń publiczną. Nie wolno zlekceważyć tego przeciwnika – nierzadko są to ludzie młodzi, bardzo dobrze wykształceni, skuteczni profesjonaliści i ideowcy, którzy potrafią jasno określić swoje strategiczne cele i dążyć do nich z makiaweliczną bezwzględnością. Wobec tak zarysowanych zagrożeń socjaldemokracja od dłuższego czasu poszukuje skutecznej alternatywy. Jak dotąd bezskutecznie.
Lewica, jak sama głosi, chce podejmować polityczną walkę o obronę jakości życia oraz bezpieczeństwo ekologiczne i socjalne, o prawa człowieka, wolność, równość i tolerancję dla wszystkich. Cele, które stawia przed sobą europejska socjaldemokracja, można z powodzeniem zdefiniować jako dyrektywy zrównoważonego rozwoju, koncepcji stale rozwijanej od 30 lat, która jak dotąd jest jedyną kompletną alternatywą wobec neoliberalnego modelu globalnej gospodarki. Założenia nowego paradygmatu rozwojowego już dawno zostały zaakceptowane przez ekologiczne ruchy zielonych i alterglobalistów. Ci jednak wciąż pozostają na obrzeżach sceny politycznej, a ich argumentacja nie znajduje uznania przedstawicieli tzw. głównego nurtu lewicy. Zrównoważony rozwój to koncepcja holistyczna ujmująca całokształt relacji społeczeństwo-gospodarka-środowisko. Nowy paradygmat integruje trzy wymiary cywilizacyjne i nadaje im charakter zrównoważonego, trwałego, samopodtrzymującego się postępu. W sferze działania politycznego oznacza on globalne społeczeństwo i globalną odpowiedzialność za losy obecnych i przyszłych pokoleń. Postulaty zrównoważonego rozwoju odnoszą się m.in. do odmaterializowania produkcji, świadomej i samoograniczającej się konsumpcji, budowania innowacyjnej gospodarki opartej na wiedzy, w której kooperacja jest cenniejsza niż zasada ostrej konkurencji, tworzenia instytucji i procedur demokracji uczestniczącej, ograniczenia wykorzystania zasobów naturalnych i zaprzestania niszczenia środowiska przyrodniczego. Kluczowym zagadnieniem dla powodzenia tego projektu staje się zmiana pojęcia dobrobytu. Dobrobyt nie może być mierzony tylko wskaźnikami produkcji i konsumpcji. Jakość życia człowieka nie jest prostą funkcją ilości pieniędzy pozostawianych w kasie hipermarketu.
Postulowane w ramach koncepcji zrównoważonego rozwoju walka z ubóstwem, pełne zatrudnienie, powszechna edukacja, integracja społeczna, sprawiedliwość wewnątrz- i międzypokoleniowa oraz bezpieczeństwo ekologiczne mogą być uznane za utopię, ale przecież to utopia bardzo atrakcyjna i nie wolno łatwo z niej rezygnować. „W demokracji polityka nie może być całkiem racjonalna”, mówi Chantal Mouffe. Oparta na antagonizmach, musi wzbudzać „społeczne namiętności”. Społeczeństwu nie można proponować w kółko tego samego programu ograniczającego się do hasła: „oszczędzać, oszczędzać, oszczędzać”. „Zmiana rzeczywistości wymaga zmiany spojrzenia”, mógłby podsumować Ulrich Beck.
Program polityczny wymaga skutecznej i możliwie pełnej realizacji. Globalne problemy i zagrożenia wymagają znalezienia nowych narzędzi i mechanizmów oddziaływania politycznego. Beck udowadnia, że wobec praktyki delokalizacji produkcji i stosowania przez niektóre państwa dumpingu socjalnego i ekologicznego oddziaływanie poprzez pracowników (czyli związki zawodowe i zorganizowany strajk) jest najsłabsze. Koncern zawsze jest gotów przenieść produkcję do krajów „bardziej otwartych i elastycznych”. Efektem strajku nierzadko jest „kompromis” polegający na przyjęciu warunków dłuższej pracy i za niższe wynagrodzenie! W konsekwencji w warunkach globalnej konkurencji stosunki pracy i płacy pogarszają się. Powstrzymanie tej tendencji wymaga upowszechniania i globalizacji praw pracowniczych i socjalnych oraz regulacji ekologicznych. Do tego konieczne jest prowadzenie polityki ponadnarodowej, wykraczającej poza kompetencje rządów i poszczególnych państw.
Zygmunt Bauman już dawno obwieścił koniec społeczeństwa wytwórców i narodziny społeczeństwa konsumentów. Jeśli więc konsument jest dziś główną jednostką społeczną, powinien też mieć najsilniejszy potencjał polityczny możliwy do wykorzystania przez lewicę. Konsument nie podlega władzy kapitału w takim stopniu jak robotnik. Beck twierdzi, że jest wręcz przeciwnie – to kapitał jest zależny od konsumenta, celem produkcji jest przecież konsumpcja. Bogate społeczeństwa dawno przekroczyły rozsądne granice konsumpcji. Pojawiło się zjawisko tzw. hiperkonsumpcji – nadmiernej, niepotrzebnej, wręcz szkodliwej. Konsumpcja napędzana fałszywymi wyznacznikami prestiżu społecznego jest istotą bytu międzynarodowych korporacji. Żaden koncern nie może się obejść bez swoich klientów. W rękach konsumentów tkwi zatem potężna polityczna broń – jest nią odmowa zakupu. Powstrzymanie się od kupna jest najbardziej dotkliwą presją, jaką można wywrzeć na firmę łamiącą prawa pracownicze czy zatruwającą środowisko. Konsument nie ulegnie szantażowi i groźbie przeniesienia produkcji czy likwidacji miejsc pracy. Globalny marketing stworzył społeczność globalnych konsumentów, ich protest może stanowić realną i co najważniejsze transnarodową siłę polityczną, po którą lewica powinna śmiało sięgać. Zrozumienie i wykorzystanie zbiorowej świadomości konsumenckiej w kolejnej fazie powinno się przyczynić do budowania społeczeństwa o ponadnarodowym charakterze, którego spoiwem będzie powszechne uznanie dla praw człowieka. Dla europejskiej lewicy projektem o fundamentalnym znaczeniu jest doprowadzenie do politycznie zintegrowanej Europy. Jest to warunek niezbędny do długotrwałego i zrównoważonego rozwoju społeczno-gospodarczego. Federacja europejska to gwarancja wzajemnej pokojowej współpracy i koegzystencji państw narodowych oraz szansa na przezwyciężenie fundamentalizmów religijnych, etnicznych, nacjonalistycznych, które rozkwitają tam, gdzie powszechne są bieda, zacofanie i poczucie krzywdy.

Autor jest członkiem Zarządu Krajowego SdPI, dyrektorem Ośrodka Myśli Społecznej im. F. Lassalle’a; www.lassalle.org.pl

 

Wydanie: 2006, 41/2006

Kategorie: Opinie

Napisz komentarz

Odpowiedz na treść artykułu lub innych komentarzy