Czlowiek dorosły nie ma prawa dzielić się z dzieckiem własną depresją czy poczuciem klęski Andrzej Maleszka, reżyser – Jak rozumieć pana słowa, że kto robi filmy dla dzieci, jest skazany na samotność? – Filmy dla dzieci to specyficzny gatunek kina, trochę poza głównym nurtem. Reżyserując je, ma się świadomość, że niewielu profesjonalistów będzie rozumieć ten gatunek i tego odbiorcę. A jest to cudowny, bardzo „filmowy” nurt kina. I ma jedną fantastyczną cechę. Otóż kino najczęściej dzieli się na popularne, adresowane do szerokiej widowni, i to, które próbuje być lub jest artystyczne. W przypadku filmów dla dzieci ten podział, moim zdaniem, nie istnieje. Prawdziwa baśń, także ta filmowa, jednocześnie jest prawdziwą sztuką i jest bliska wielu dzieciom. – W Polsce od lat twórczość dla dzieci i młodzieży – nie tylko filmowa, także literacka, teatralna itd. – jest traktowana jako coś gorszego. Poważni krytycy często w ogóle ją pomijają. – Na świecie jest całkiem inaczej. W tej chwili największe hity kinowe, np. „Shrek”, „Nemo”, w jakimś sensie także „Władca pierścieni”, są adresowane do młodej widowni. Powstaje także dużo filmów społecznych z dzieckiem jako bohaterem. To ważny nurt kina. – Czy trzeba lubić dzieci, żeby robić dla nich filmy? – Myślę, że jeszcze ważniejsze jest, aby je rozumieć. Bo lubić nie znaczy rozumieć. – Pan robi wyłącznie filmy dla dzieci. Dlaczego? – Mam taki rodzaj wyobraźni, że instynktownie kieruję się do tego odbiorcy. Kiedy robię film dla dzieci, czuję, że poruszam się w świecie pełnym możliwości i nowych rozwiązań. Kiedy opowiadam dzieciom nawet najbardziej niezwykłe historie, to one odbierają je naturalnie. Nie zadają niepotrzebnych pytań, po prostu chcą wiedzieć, co będzie dalej, albo same wymyślają lepsze zakończenie. Lubię też ten rodzaj prawdy, bezpośredniości, który wymusza dziecko. Poza tym, robiąc takie filmy, mam wrażenie, że robię coś potrzebnego, że to nie jest zaspokajanie snobistycznych zachcianek, tylko coś przydatnego. – Co pomaga panu tak dobrze rozumieć dzieci? – Dobrze pamiętam swoje dzieciństwo i emocje, które wtedy czułem. To pomaga mi zrozumieć emocje moich bohaterów. Myślę, że są ludzie, którzy gubią pamięć o dzieciństwie, i tacy, którzy ją przechowują. Nie zrywają nici łączącej ich z wczesnym okresem życia. Ja należę do tej drugiej grupy. Kiedy widzę idące ulicą dzieciaki, wciąż instynktownie czuję ich radość i strach. Rozumiem sposób, w jaki postrzegają ulicę i ludzi. Dzieci niechętnie dopuszczają dorosłych do swych tajemnic. Jeżeli raz zapomni się szyfru, to nie jest łatwo zrozumieć ich świat. Dlatego robienie filmów dla dzieci to jest robota dla tych, którzy nie zapomnieli. – Pana filmy są pełne magii – takie współczesne baśnie. Nie pociąga pana kino czysto realistyczne? – Strasznie się denerwuję, kiedy ktoś stawia mi taki zarzut. To tak, jakby mówił, że „Królowa śniegu” nie jest „prawdziwa”, bo nie opowiada o odśnieżaniu Kopenhagi. Robię filmy jak najbardziej realistyczne. Przede wszystkim staram się tworzyć historie, które pokazują prawdziwe emocje. Zdarzenia moich filmów są osadzone w świecie, który łączy fantastykę i znaną dzieciom codzienność, bo dzieci tak postrzegają świat. Rzeczywistość ma wiele wymiarów i one instynktownie to czują, a ja to odtwarzam w filmach. Dzieci wierzą, że są sposoby, by zrealizować marzenia i zwalczyć mroczne siły. Ja też w to wierzę. Dlatego wspólnie z moimi widzami mieszam w filmach dwie perspektywy. Perspektywę codziennych zdarzeń z perspektywą tęsknot. – Ale zawsze zwycięża dobro? – Zauważyłem, że stopień „realności” kojarzy się z ilością pokazywanego w filmie zła. Skumulowane zło wydaje się ludziom jakoś bardziej realistyczne. To oczywiście wyłącznie dorosła perspektywa. W przypadku dzieci ilość nadziei i ufności jest dużo większa. Dzieci nawet w trudnej sytuacji zachowują ufność, że coś się zmieni. Mają ogromną, cudowną moc. Taką skrytą, skumulowaną energię, która pomaga zachować im wiarę w zmianę ich sytuacji. Dlatego w moich filmach często pokazuję dzieci znajdujące się w trudnej sytuacji i odkrywające magiczny lub realny sposób na pokonanie zła. To nie jest żaden happy end. To odtworzenie ukrytej, ale realnej struktury świata. – A komputer? Jest dla
Tagi:
Ewa Likowska









