Tag "Olsztyn"

Powrót na stronę główną
Kraj

Legenda kontra pewna przyszłość

W Olsztynie do gry o fotel prezydenta wrócił Czesław Jerzy Małkowski. W drugiej turze zmierzy się z Robertem Szewczykiem z PO Historia byłego prezydenta Olsztyna, który dał się poznać w kraju jako bohater „seksafery w ratuszu”, zatacza koło. Może się zdarzyć, że uniewinniony od zarzutów gwałtu na ciężarnej urzędniczce i molestowania innych kobiet Małkowski znów zostanie gospodarzem miasta. Skandal wybuchł na początku 2008 r. i prezydent został w kajdankach wyprowadzony z ratusza, odsiedział kilka miesięcy w areszcie, a sąd pierwszej instancji skazał go na pięć lat więzienia. W apelacji wyrok ten został uchylony, sprawa zaś przekazana do ponownego rozpoznania. W tym czasie część zarzutów (o molestowanie) uległa przedawnieniu, a w 2019 r. Sąd Okręgowy w Olsztynie – po 11 latach od początku afery – prawomocnie Małkowskiego uniewinnił („Sądne lata Małkowskiego”, PRZEGLĄD, 7 stycznia 2019). Ten przyznał się jedynie, że uprawiał seks ze swoją sekretarką, która później oskarżyła go o zgwałcenie. Z lewicy do kruchty Zanim po rewizji Sądu Najwyższego jednoznacznie oczyszczono byłego prezydenta i przyznano mu 1 mln zł zadośćuczynienia za niesłuszne aresztowanie, Małkowski trzy razy próbował powrócić na funkcję w ratuszu (której został pozbawiony w referendum). Trzy razy jednak przegrał w drugiej turze z Piotrem Grzymowiczem, jego byłym

Cały tekst artykułu można przeczytać w elektronicznej wersji „Przeglądu”, która jest dostępna dla posiadaczy e-prenumeraty lub subskrypcji cyfrowej.

Kraj

Dziwna sprawa

Ludzkie serca miał poruszyć apel „Zimno mi. Błagam o pomoc”. Ale trudno pomóc komuś, kto sam sobie nie chce pomóc W styczniu na portalu Olsztyn.com.pl ukazał się tekst o pani Halinie, seniorce z warmińskiej wsi Patryki, która ostatnie mrozy spędziła w dwupokojowym mieszkaniu bez pieca. W mediach, także na portalach ogólnopolskich, pojawiło się zdjęcie seniorki trzymającej kartkę z napisem: „Zimno mi. Błagam o pomoc”. Do Fundacji Niosę Pomoc ze Starogardu Gdańskiego zwrócił się jej syn. Kiedy prezes fundacji Piotr Staniucha odwiedził seniorkę, okazało się, że potrzebuje nie tylko pieca. – Od kilku lat prowadzę fundację, samym wolontariatem zajmuję się o wiele dłużej, ale takich warunków nie widziałem, jak żyję – mówił mediom. Organizacji udało się uzbierać 130 tys. zł dla pani Haliny. Zbiórka prowadzona jest na portalu Pomagam.pl. Będę miała ładnie Kiedy 26 stycznia jechałam do Patryk, myślałam, że napiszę poruszający tekst o seniorce potrzebującej natychmiastowej pomocy. Rzeczywistość nie okazała się czarno-biała. Dom, w którym mieszka pani Halina, jest oddalony od centrum wsi. To budynek popegeerowski, połatany i remontowany własnymi siłami. Dawniej mieściły się tu zabudowania gospodarcze należące do majątku rodziny von Pentz. Powyżej, na wzgórzu

Cały tekst artykułu można przeczytać w elektronicznej wersji „Przeglądu”, która jest dostępna dla posiadaczy e-prenumeraty lub subskrypcji cyfrowej.

Wybory 2023

Pani senator na tropie

Lidia Staroń z Olsztyna uważa się za obrończynię pokrzywdzonych i wciąż ściga rzekomą spółdzielczą mafię W Olsztynie chyba nikt nie ma wątpliwości, że trzeci raz z rzędu mandat senatorski w okręgu nr 86 przypadnie Lidii Staroń, kandydatce niezależnej, skutecznej i wiarygodnej, jak wypisała na swojej ulotce wyborczej. Kariera polityczna pani senator zaczęła się w 2005 r., kiedy rozpętała nagonkę na członków zarządu Spółdzielni Mieszkaniowej Pojezierze i jej prezesa Zenona Procyka. Prokuratura postawiła im 20 zarzutów, w tym wybudowania bloku z tanimi mieszkaniami dla miejscowych prominentów. Sprawa stała się głośna w kraju, Procyka i jego zastępców aresztowano, a wiceprezes Andrzej Łoziński, wkrótce po wypuszczeniu go na wolność, nachodzony przez funkcjonariusza CBŚ, popełnił samobójstwo, skacząc z 10. piętra bloku stojącego nieopodal lokalu Lidii Staroń. Czy to był przypadek, czy świadomy wybór miejsca – trudno wyrokować, niemniej jednak tragedia nabrała symbolicznego wymiaru. Zenon Procyk siedział w areszcie prawie osiem miesięcy i dopiero po desperackiej interwencji żony mógł wrócić do domu i z wolnej stopy szykować się do procesu. Po 16 latach został prawomocnie uniewinniony. Mimo to Lidia Staroń nie zamierzała go przepraszać, nadal twierdząc, że stał na czele spółdzielczej mafii – w PRZEGLĄDZIE od 2014 r. pisaliśmy o tym kilkakrotnie.

Cały tekst artykułu można przeczytać w elektronicznej wersji „Przeglądu”, która jest dostępna dla posiadaczy e-prenumeraty lub subskrypcji cyfrowej.

Kraj

Olsztyński pomnik na wokandzie

IPN i władza PiS dążą do jego zburzenia, czemu sprzeciwiają się miejscowy samorząd i grono społeczników Nie ustaje zamieszanie wokół pomnika dłuta Xawerego Dunikowskiego w Olsztynie. Naciski na zburzenie monumentu, odsłoniętego w 1954 r. jako pomnik Wdzięczności Armii Czerwonej, nasiliły się z chwilą transformacji ustrojowej. Wtedy zmieniono jego nazwę na pomnik Wyzwolenia Ziemi Warmińsko-Mazurskiej, a miejscowi ze względu na formę nazywali go pejoratywnie szubienicami. Po ogłoszeniu opinii IPN, że to symbol zniewolenia i komunizmu, wydawało się, że nic już nie uchroni pomnika przed likwidacją. Zwłaszcza że prezydent Olsztyna Piotr Grzymowicz wystąpił z wnioskiem o wykreślenie monumentu z rejestru zabytków. Aż tu nagle zmienił front, bo w zleconym przez niego sondażu okazało się, że większość mieszkańców sprzeciwia się zburzeniu (pisaliśmy o tym w tekście „Olsztyńskie »szubienice« skazane na zburzenie”, PRZEGLĄD z 20.02.2023). Z pomocą prawicowcom dążącym do usunięcia obiektu pośpieszył minister kultury i dziedzictwa narodowego Piotr Gliński, a jego dyspozycje zaczął realizować mianowany przez PiS wojewoda warmińsko-mazurski Artur Chojecki. Nakazali oni prezydentowi Grzymowiczowi usunięcie pomnika. Ten jednak odwołał się do Wojewódzkiego Sądu Administracyjnego w Warszawie, który w lipcu br. nakazał wstrzymanie „wyroku” obecnej władzy do czasu merytorycznego rozstrzygnięcia sporu. Nastąpiło ono 13 września br. Orzeczenie WSA okazało się

Cały tekst artykułu można przeczytać w elektronicznej wersji „Przeglądu”, która jest dostępna dla posiadaczy e-prenumeraty lub subskrypcji cyfrowej.

Kraj

Walka o pomnik dłuta Dunikowskiego

W centrum Olsztyna wciąż stoi pomnik, którego zburzenia domaga się prawica. Miejscowi intelektualiści chcą tu urządzić muzeum pokoju.   Mimo że skazany przez wojewodę na zburzenie, pomnik Wyzwolenia Ziemi Warmińsko-Mazurskiej ciągle stoi na placu Xawerego Dunikowskiego, autora monumentu. Grupka prawicowców, z byłym posłem Prawa i Sprawiedliwości Jerzym Szmitem na czele, czując wsparcie aktualnej władzy, nasiliła ofensywę na rzecz usunięcia dwóch 13-metrowych pylonów, zwanych potocznie a pejoratywnie „szubienicami”. Postawiono je jako pomnik Wdzięczności Armii Radzieckiej prawie 70 lat temu, jeszcze za wojewody olsztyńskiego Mieczysława Moczara, i mieszkańcy przyzwyczaili się do ich widoku, bo dobrze wkomponowały się w krajobraz miasta. W 2010 r. monument wpisano do rejestru zabytków. Jednak Instytut Pamięci Narodowej uznał, że pomnik z postacią radzieckiego żołnierza na jednym pylonie, a do tego z sierpem i młotem, jest symbolem komunizmu i sowieckiej dominacji, co w praktyce oznaczało, że dzieło Dunikowskiego ma zniknąć z centrum miasta – pisaliśmy o tym w artykule „Olsztyńskie »szubienice« skazane na zburzenie” (PRZEGLĄD nr 8/2023).   Podkładka prezydenta   W ubiegłym roku, zaraz po agresji Rosji na Ukrainę, pomnik usunięto z rejestru zabytków na wniosek… prezydenta Olsztyna Piotra Grzymowicza. Ten ruch prezydenta wywołał prawicowe wzmożenie wokół pomnika, a do rozgrywki politycznej

Cały tekst artykułu można przeczytać w elektronicznej wersji „Przeglądu”, która jest dostępna dla posiadaczy e-prenumeraty lub subskrypcji cyfrowej.

Kraj

Konfrontacja adwokata z „trumną na kółkach”

Dwie kobiety zginęły w wypadku. Mecenas Paweł K. stanął przed sądem Do tragedii doszło w słoneczne niedzielne popołudnie 26 września 2021 r. na drodze z Jezioran do Barczewa. Z jednej strony audi 80 jechały do wnuków dwie kobiety (53 i 67 lat), a z drugiej – „wypasionym” mercedesem benz – 41-letni łódzki adwokat Paweł K. z żoną i kilkuletnim synem. Mecenas z rodziną wracał z wesela zaprzyjaźnionej influencerki, promującej w mediach społecznościowych feminizm, ciałopozytywność i siostrzeństwo. W pewnym momencie musiał jednak zawrócić, bo okazało się, że w domu weselnym zostawił saszetkę z dokumentami. I właśnie wtedy – zdaniem olsztyńskiej prokuratury – miał przekroczyć podwójną linię ciągłą, zjechać na lewy pas, gdzie nieumyślnie doprowadził do zderzenia z innym pojazdem, w wyniku czego śmierć poniosły dwie osoby. Obie kobiety z audi zginęły na miejscu. Informacja o tej tragedii mogła przemknąć w wiadomościach telewizyjnych i radiowych, zdjęcia z wypadku mogły pojawić się w lokalnej prasie, a rodzina rozpaczałaby w czterech ścianach swoich domów. Ale nie tym razem. Jako że każda okazja jest dobra, najpierw głos zabrała znana influencerka Martyna Kaczmarek, świeżo upieczona mężatka, donosząc na Instagramie: „Nie mogę oddychać. Moi bliscy przeżyli tylko dlatego, że mieli 2-letnie auto

Cały tekst artykułu można przeczytać w elektronicznej wersji „Przeglądu”, która jest dostępna dla posiadaczy e-prenumeraty lub subskrypcji cyfrowej.

Kraj

Niechciana sprawa agenta Tomka

Olsztyńscy sędziowie uchylają się od prowadzenia sprawy, w której jednym z głównych oskarżonych jest Tomasz K. Tego można było się spodziewać. Już ponad rok temu w artykule „Oskarżony agent Tomek” (PRZEGLĄD nr 5/2022) pisałem: „Po raz pierwszy w powojennej historii Olsztyna w jednej sprawie karnej zgromadzono 500 (!) tomów akt, którymi zawalony jest cały pokój miejscowego Sądu Okręgowego. Sam akt oskarżenia przesłany przez Prokuraturę Regionalną w Białymstoku liczy 1000 stron zamkniętych w sześciu tomach. Trzeba docenić wysiłek prokuratorów białostockich – i wcześniej olsztyńskich – którzy zajęli się stowarzyszeniem Europejskie Centrum Wsparcia Społecznego Helper już w 2015 r. Co wyniknie z sześcioletniej żmudnej pracy śledczych, tego nikt nie potrafi przewidzieć, zwłaszcza że nie wyznaczono jeszcze – w drodze losowania – sędziego do prowadzenia tego procesu”. I nie udało się do tej pory, ponieważ sędziowie Sądu Okręgowego w Olsztynie in gremio złożyli ostatnio oświadczenia, że chcą wyłączenia ich ze sprawy Helpera. Jak informuje sędzia Adam Barczak, rzecznik prasowy tego sądu, zasadność ich wniosków zbada teraz Sąd Apelacyjny w Białymstoku. Powodem uchylania się sędziów od rozpoznawania tej sprawy jest nie tylko ogrom materiałów, z mnóstwem nazwisk, liczb, numerów, dat

Cały tekst artykułu można przeczytać w elektronicznej wersji „Przeglądu”, która jest dostępna dla posiadaczy e-prenumeraty lub subskrypcji cyfrowej.

Kraj

Olsztyńskie „szubienice” skazane na zburzenie

Spór o pomnik autorstwa Xawerego Dunikowskiego Wojewoda warmińsko-mazurski nakazał natychmiastową rozbiórkę pomnika autorstwa Xawerego Dunikowskiego, bo monument jest symbolem komunistycznego zniewolenia. Ale prezydent Olsztyna się nie poddaje. Granitowy, 13-metrowy pomnik składa się z dwóch pylonów, które miały symbolizować niezamknięty łuk triumfalny. Niektórym jednak kojarzą się z konstrukcją do wieszania, dlatego monument potocznie jest nazywany szubienicami. Decyzję o jego postawieniu miał podjąć ówczesny wojewoda olsztyński Mieczysław Moczar, choć budowę firmowało Towarzystwo Przyjaźni Polsko-Radzieckiej. Ze względu na brak środków obiekt był budowany kilka lat i został odsłonięty w 1954 r. jako pomnik Wdzięczności Armii Czerwonej. Wyzwolenie różne ma imię Pomnik upamiętniał żołnierzy radzieckich, wyzwalających miasto od hitlerowców. Projekt wykonał legendarny rzeźbiarz Xawery Dunikowski, były więzień obozu koncentracyjnego Auschwitz-Birkenau, a do zabudowy placu wykorzystano elementy z mauzoleum Hindenburga pod Olsztynkiem. Na pylonach wykuto charakterystyczne elementy: czołg, sylwetkę żołnierza, sceny odnoszące się do socrealizmu: pracy na roli i w przemyśle, oraz sierp i młot. Zwłaszcza godło ZSRR drażniło mieszkańców, szczególnie tych, którzy pamiętali pożary w mieście po przejściu frontu i gwałty sołdatów na warmińskich kobietach. Gdy po transformacji ustrojowej 1989 r., przede wszystkim na prawicy, pojawiły się głosy, żeby monument

Cały tekst artykułu można przeczytać w elektronicznej wersji „Przeglądu”, która jest dostępna dla posiadaczy e-prenumeraty lub subskrypcji cyfrowej.

Kraj

Bez rozejmu na kościelnym polu

Nie wystygły emocje związane z planowaną budową dewelopersko-kościelnego hotelu w Rybakach koło Olsztyna W tekście „Otwarta wojna na kościelnym polu” (PRZEGLĄD nr 43) przedstawilłem konflikt między inwestorem hotelu w Rybakach a obrońcami przyrody nad Jeziorem Łańskim, przez niektórych uznawany za przejaw wojny między milionerami. Z jednej strony, ma to być wpływowy warszawski deweloper, który wspólnie z archidiecezją warmińską ma budować hotel na 700 miejsc, a z drugiej – rodzina Oskrobów, właścicieli zakładów piekarniczych pod Garwolinem, od której teren na pobliskim półwyspie Lalka wynajmuje na ośrodek szkoleniowy kolejny „bogacz”, czyli znany żeglarz Tomasz Rumszewicz. I właśnie jako konkurencję, rzucającą inwestorowi kłody pod nogi, przedstawia ich agencja PR reprezentująca firmę BBI Development, mającą 51% udziałów w spółce Projekt Rybaki-Łańsk (49% ma Kościół). Po naszym artykule Piotr Artymowski z tejże agencji przesłał mejl z prośbą o sprostowanie jednej informacji. Oto jego treść: „W artykule »Otwarta wojna na kościelnym polu« czytelnicy zostali wprowadzeni w błąd we fragmencie »sam hotel w Rybakach planowany jest na 700 miejsc, dodatkowe 800 ma być w pawilonach, a właściwie apartamentowcach obok«. To sformułowanie jest wielopłaszczyznowo nieprawdziwe. (…) Hotel w szczycie sezonu przy pełnym obłożeniu ma pomieścić ok. 600-700 gości. Inwestor nie planuje budowy pawilonów ani

Cały tekst artykułu można przeczytać w elektronicznej wersji „Przeglądu”, która jest dostępna dla posiadaczy e-prenumeraty lub subskrypcji cyfrowej.

Zwierzęta

Polowanie na łosia

W październiku myśliwi chcieliby polować na łosie wszystkich płci i w każdym wieku W październiku jesteśmy świadkami polskiej złotej jesieni. Kolory mile zaskakują, ale i smucą tych bardziej melancholijnie nastawionych do życia. Jednak w świecie przyrody nie ma miejsca na takie sentymenty. Dopiero przed chwilą skończył się czas łosiowych zalotów. Temperatury są niższe, co z pewnością cieszy łosie, przystosowane do życia w surowym klimacie północy. Niektóre samce wciąż jęczą i szukają partnerki, ale burza hormonów definitywnie się kończy. To już są łosiowe ostatki. Nad krainą łosia ciągną klucze żurawi. Przypominają o nadchodzącej burej części roku, szarudze i zimie. (…) Przyroda powoli się uspokaja i wycisza. Pozorne to jednak wyciszenie. W krainie łosia wciąż tętni życie, może już nie tak spektakularnie, ale jesień i zima nie oznaczają całkowitego stanu zawieszenia w przyrodzie. W październiku myśliwi chcieliby polować na łosie wszystkich płci i w każdym wieku. O ile we wrześniu na celowniku miały się znaleźć otumanione okresem godowym samce i strzelanie do nich byłoby możliwe aż do 30 listopada, to od 1 października do ofiar miłośników łowiectwa dołączyłyby samice i łoszaki. Piszę – dołączyłyby, ponieważ jak dotąd dwóm ministrom środowiska nie udało się przeforsować wznowienia polowań na łosie. Pierwszą próbę przywrócenia zgody na zabijanie

Cały tekst artykułu można przeczytać w elektronicznej wersji „Przeglądu”, która jest dostępna dla posiadaczy e-prenumeraty lub subskrypcji cyfrowej.