10 godzin na „kucaka”

10 godzin na „kucaka”

Korespondencja z Płw. Kolskiego Kajakiem po Morzu Białym i rzekach Półwyspu Kolskiego Półwysep Kolski. Północna Rosja. Niegdyś strefa zamknięta dla wszystkich. Dzisiaj otwarta dla nielicznych. Przede mną dzika przeprawa rzeką Ponoj – najszybszą i najdłuższą rzeką półwyspu. Aby powrócić do cywilizacji, muszę opłynąć południową część Półwyspu Kolskiego niewielkim kajakiem po Morzu Białym. Murmańsk, największe miasto na Półwyspie Kolskim. Padający deszcz ze śniegiem powoduje, że taksówka wioząca mnie z lotniska ślizga się na wszystkie strony, mimo że jest środek lata. – Nawet w lipcu potrafi tutaj spaść śnieg. W tym roku lata nie będzie – mówi taksówkarz. Nad Półwyspem Kolskim zapadły białe noce. Od połowy maja do sierpnia nie ma tu ciemności. Wszystko jest szare. Jadę ze swoim kajakiem do hotelu Poliarnie Zori. Tutaj mam odebrać faks z moskiewskiego oddziału biura turystycznego Intourist, który ma mi umożliwić podróżowanie po Półwyspie Kolskim, a jednocześnie zarejestrowanie się w Rosji na cały okres trwania wyprawy. Kilka miesięcy przed rozpoczęciem ekspedycji Intourist Polska wystarał się w swojej moskiewskiej centrali o specjalne pozwolenie na potrzeby mojej wyprawy. W Rosji ważny jest każdy dokument. Im więcej ma podpisów i pieczęci, tym lepiej. W drodze – Nie dostaniesz się od Kirowska do źródeł Ponoju. Nie masz szans. O tej porze nawet zimnochody (pojazdy na gąsienice przypominające czołg) nie przejadą. Musisz się dostać helikopterem – tłumaczy Andrej, mieszkaniec Kirowska. – Jedynym sposobem jest dotarcie do miasteczka Łowoziero. Tam jest niewielkie lotnisko. Raz w tygodniu lata helikopter. Zawozi żywność do osady Krasnoszczelje. Musisz się tam dostać – dodaje. Na opustoszałym lotnisku stoją tylko dwa antki, wielozadaniowe samoloty, z których pierwsze powstały w 1949 r.! Lotnisko niegdyś budowali Polacy. Dzisiaj pozostało tylko parę mogił naszych rodaków. Szukam kogokolwiek, kto mógłby mi pomoc w zakupie biletu. Okna powybijane, drzwi bujają się na wietrze jak w horrorze. Słyszę jakieś odgłosy na piętrze. Wchodzę po schodach.Otwiera mi rudowłosa Rosjanka: – A ty co tu robisz? Zadaje pytania niemrawym głosem. Właśnie zaczyna się weekend, dziewczyny kupiły wino i upiły się. Pokazuję im swoje pismo z Intouristu Polska, że jestem polskim podróżnikiem i chcę spłynąć rzeką Ponoj i opłynąć północną część Półwyspu Kolskiego Morzem Białym. – Chcę lecieć do Krasnoszczelje. Możecie mi jakoś pomóc? – Chętnie, tyle że my nie mamy nic do powiedzenia w takich sprawach. Idź do centrum miasta. Do naszego naczelnika. Przedstaw mu swój plan wyprawy. Może ci pomoże. Zostawiam sprzęt w poczekalni. Centrum Łowoziera skupiło się między ulicą Sowiecką ą Pinierską, na prawym brzegu rzeki Wirmy. Tam znajduje się administracja regionu oraz zarządcy tutejszego lotniska. Znowu wyjmuję pismo. Doczytują się w nim, że chcę zimą jechać na Kołymę. Przejść Syberię na nartach. Wszyscy robią wielkie oczy. – Jesteś sportowcem? – pyta naczelnik portu. – Można tak powiedzieć – uśmiecham się. Rosjanie uwielbiają ludzi, którzy zawodowo zajmują się sportem. Otwierają się im wtedy dobroduszne serca, są bardziej wyrozumiali. – Pomożemy ci. Jutro leci samolot z żywnością do Sosnowki nad Morze Białe. Piloci mogą cię zabrać. Wysadzą cię, a ty już sobie popłyniesz rzeką. Nie wiem, jak to zrobisz, bo rzeka ma potworne spadki. Ale może dasz radę – klepie mnie po ramieniu naczelnik. Pakuję ekwipunek do zawalonego helikoptera. Mój kajak, który waży 18 kg, z trzema worami po 20 kg jest niczym w porównaniu ze sprzętem i produktami, które zamówili mieszkańcy wiosek Krasnoszczelje, Konewki i Sosnowki. Zazwyczaj to mleko, warzywa, kilkaset litrów paliwa, maszyny do cięcia drzew, kury, wódka, która kosztuje tam 1000 rubli (!), silniki do motorówek. Jednym słowem wszystko, co potrzebne do przetrwania z dala od cywilizacji. Lecę nad tundrą. Wielka przestrzeń Północy pokryta jest śniegiem. Rzeki wzburzone. – Masz pozwolenie na pobyt nad rzeką Ponoj? – pyta drugi pilot. Pokazuję mu faks z Moskwy i pismo z Intouristu. – Nic ci to nie pomoże. To nie jest pozwolenie, lecz prośba. Będziesz miał problemy. Na twoim miejscu wróciłbym do Łowoziera i wystarał się o specjalne pozwolenie na ten rejon. Inaczej zaaresztuje cię straż przybrzeżna

Ten artykuł przeczytasz do końca tylko z aktywną subskrypcją cyfrową.
Aby uzyskać dostęp, należy zakupić jeden z dostępnych pakietów:
Dostęp na 1 miesiąc do archiwum Przeglądu lub Dostęp na 12 miesięcy do archiwum Przeglądu
Porównaj dostępne pakiety
Wydanie: 2008, 31/2008

Kategorie: Świat