Ni z tego, ni z owego była Polska na pierwszego Józef Piłsudski Każdej rocznicy narodowej towarzyszą polemiki, czy właśnie to, a nie inne wydarzenie godne jest upamiętnienia. Szczególne nasilenie polemik wywołuje Dzień Niepodległości. Do takich należy artykuł „Święto nie z tej epoki” Krzysztofa Pilawskiego („P” nr 45). Mam odmienne od autora zdanie w tej sprawie. 10 listopada 1918 r. wrócił z uwięzienia Józef Piłsudski, następnego dnia wieczorem Rada Regencyjna powierzyła mu władzę naczelną nad wojskiem, a 22 listopada urząd Tymczasowego Naczelnika Państwa. Stanęło przed nim tytaniczne zadanie. Zabór niemiecki był jeszcze w niewoli, w Małopolsce Wschodniej toczyła się wojna polsko-ukraińska. Niedaleko Warszawy trwały władze okupacyjne, oparte na półmilionowej armii niemieckiej, która zaczęła atakować tworzące się garnizony polskie. Od wschodu groziła nawała bolszewicka. A naprzeciw Mogliśmy w razie czego przeciwstawić 50 czy 60 tysięcy świeżo zmobilizowanego wojska, przeważnie nieumiejącego jeszcze strzelać, uzbrojonego byle jak w odebraną okupantom broń, niemal bez artylerii. Sytuacja pogorszyła się jeszcze pół roku później, kiedy niemieckie siły Ober-Ostu opuszczały wschodnie kresy Rzeczypospolitej i z reguły i planowo oddawały władzę w ręce bądź bolszewików, bądź na północy Litwinom, nie zaś Polakom. I nie tylko oddawały władzę, lecz pozostawiały broń i amunicję z artylerią włącznie, w pełnej świadomości, a prawdopodobnie i z intencją, że broń ta użyta będzie przeciwko Polsce1. Nie mniej dramatyczna była sytuacja wewnętrzna. Gdy Piłsudski konferował z Radą Regencyjną, ulicami Warszawy przeciągały demonstracje z czerwonymi sztandarami i pieśniami rewolucyjnymi. W wielu miastach powstawały rady żołnierskie i rady delegatów robotniczych, które organizowały Czerwoną Gwardię. Ugrupowania prawicowe także stanowiły wielkie zagrożenie dla prób zorganizowania państwowości polskiej. Prawica, która uczuła się niebywale skrzywdzona przez fakt pozbawienia jej rządów, odpowiedziała na to opozycją wściekłą i nieokiełznaną. W prasie i na zgromadzeniach atakowano nie tylko rząd, ale przede wszystkim naczelnika państwa… Szafowano najcięższymi obelgami i oskarżeniami o zdradę. Szerzono najdziksze plotki i insynuacje osobiste. Wprowadzony został fatalny obyczaj szarpania i poniewierania autorytetu najwyższych władz wskrzeszonego państwa…2. A jak sam Piłsudski postrzegał datę odrodzenia się Rzeczypospolitej Polskiej? Zarządzenie, zawarte w dekrecie, podpisanym przeze mnie 22 listopada ustaliło fakt istnienia naczelnika państwa, fakt istnienia rządu… wreszcie nazwę: Rzeczpospolita Polska… Drugi fakt to wydanie dekretu o ordynacji wyborczej, o wyborach do sejmu, dekretu podpisanego 28 listopada… Więc okres pomiędzy 22 listopada a 28 listopada 1918 r. jest okresem ostatecznego sformowania się państwa. 28 listopada jest bardzo blisko 29 listopada, tym bardziej że dekret ten był podpisany w nocy. Łączy się to ściśle z datą 29 listopada, z dniem rocznicy powstania listopadowego…3. Potomni ustanowili Dniem Niepodległości Polski 11 listopada, moim zdaniem słusznie, bo to właśnie od powrotu Piłsudskiego z Magdeburga i pod jego przywództwem nastąpiło jednoczenie się narodu. Nikt inny nie podołałby temu iście tytanicznemu zadaniu, o którym tak mówił: Ja wtedy po 20 godzin rozmawiałem z ludźmi, z jednymi, drugimi i trzecimi, z dziesiątym i pięćdziesiątym, nie mogąc żadnego człowieka z drugim pogodzić, nie mając zupełnie możliwości postawienia jednego obok drugiego z zamiarem współpracy. Z ludźmi wyklinającymi tak łatwo swoich współbraci, odsądzającymi ich od czci i wiary tak swobodnie, uniemożliwiającymi swoim kłótnickim systemem pracę… Powiadam, zaliczam to do cudów swej pracy, że w tak dzikim chaosie wybrnąć mogłem, zmuszając Polskę do postawienia swych pierwszych kroków jako państwo… Jakie cudackie prawa myślenia wynajdywano, ażeby udowodnić, że ktoś jest tak winny, że trzeba go powiesić, zamiast z nim rozmawiać. Jak ciężko było dojść do jakiegoś rozstrzygnięcia w tej sytuacji, gdy się chciało pracować z innymi4. A teraz o współczesności. W „Przeglądzie” wypowiada się w sprawie listopadowej rocznicy prof. Tomasz Nałęcz i sugeruje: Jednak dla dopełnienia tego święta dodałbym datę, która jest również symboliczna i nie jest w żaden sposób konkurencyjna wobec 11 listopada. To dzień 4 czerwca 1989 r., dzień wyborów i odzyskania na nowo suwerenności. Nie zgadzam się. Tu nie ma żadnych analogii do 1918 r.! Bo po 4 czerwca 1989 r. miałcy politycy zniszczyli powszechny entuzjazm i społeczną solidarność i przynieśli wiele szkód ojczyźnie, byle tylko utrzymać się przy korycie. To wszystko prawda o strajkach robotniczych
Tagi:
Wiesław Krzywicki