1989 – wyjście z pata

1989 – wyjście z pata

Jak Polacy odnosili się do władzy, „Solidarności” i Okrągłego Stołu Dwadzieścia lat mija od tamtego politycznego przedwiośnia w 1989 r., kiedy to w Polsce, a potem w całej Europie, kończyła się zimna wojna. Już tyle lat minęło, ale u nas znów wieje chłodem, zwłaszcza gdy się natrafia na pomówienia i wymyślane „prawdy” o tamtych czasach. Jak dobrze, że w odpowiedzi mędrkującym teraz na temat tego, co należało zrobić w 1989 r. zamiast Okrągłego Stołu albo po porozumieniu władzy z jej dotychczasowymi przeciwnikami, można odtworzyć ówczesne nastroje, klimat społeczny, zapis stanu umysłów Polaków. Na szczęście mamy takie fotografie socjologiczne z tamtych lat. Proponuję w tej intencji małą repetycję z historii na temat okoliczności, w jakich doszło do rozmów. Przypomnę główne tezy analiz CBOS przed Okrągłym Stołem i potem, w trakcie obrad, oraz reakcje na wynegocjowane porozumienia. Jest pełna dokumentacja tych badań, sam wiele o nich pisałem w różnych miejscach. W 1988 r. powstała sytuacja patowa – jak to przewrotnie ujął wówczas Michał Ogórek – żadna ze stron nie była tak słaba, aby mogła być pominięta, ani tak silna, by nie musiała siadać przy stole. Główne siły polityczne – legalne i nielegalne – nie były w stanie sprostać swojej roli: ani zmobilizować społeczeństwa do działania według programu konstruktywnego (wprowadzanych reform systemowych), poderwać do wysiłku, jaki był konieczny, by wyjść z „tunelu” – co jest zadaniem władzy (o czym świadczyło przegrane referendum jesienią 1987 r.); ani zorganizować do ogólnego protestu przeciwko nieskutecznej polityce – co jest celem opozycji (nieudane strajki na wiosnę 1988 r.). Skrótowo charakteryzując sytuację wewnętrzną, do rozmów o pomyśle Okrągłego Stołu doszło wówczas, gdy reformatorskie działania władz weszły w etap realizacyjny i dalsze ich powodzenie zależało już nie tylko od biernego poparcia – a takie było, co łatwo udowodnić mimo przegranego na własne życzenie referendum – ale konieczne stało się czynne zaangażowanie społeczne, które trudno wymuszać od góry. Brak zrozumienia pomiędzy rządzącymi a rządzonymi stał się dolegliwy dla obu stron. Powodował patowe sytuacje – bez szans na ruchy ofensywne. Odwlekane reformy spiętrzyły problemy, ich rozwiązanie wymagało już działań radykalnych, a te w warunkach pogarszających się nastrojów społecznych, przy bojkocie zorganizowanym przez „Solidarność”, nie były możliwe do wprowadzenia. Chyba że przy użyciu siły, ale o takiej ewentualności nie myślano. Szukano rozwiązań wyłącznie pokojowych, co oznaczało ponowną legalizację „Solidarności” na warunkach respektowania konstytucji PRL i międzynarodowych zobowiązań sojuszniczych. Oczywiście nadal po obu stronach byli działacze, którzy uważali, że i bez liczenia się z przeciwnikami mogą dopiąć swego (było ich coraz mniej, ale byli). Po stronie PZPR doszło z nimi do starcia na posiedzeniu plenarnym KC w styczniu 1989 r. Dopuszczenie do rozmów radykałów z opozycji w ogóle nie wchodziło w rachubę, ci, którzy nie zmądrzeli od stanu wojennego, nie mieli dostępu do Okrągłego Stołu, nie liczyli się, bo reprezentowali tylko siebie i nielicznych zwolenników, o czym po latach zapomnieli, opowiadając głupstwa o zdradzie w Magdalence. Do rozmów doszło w wiadomej sytuacji społeczno-gospodarczej w kraju i w nowych uwarunkowaniach zewnętrznych (Gorbaczow!). O sile stron przy negocjacjach decydował bynajmniej nie „rząd dusz”, bo obie strony już tej mocy nie miały, lecz zdolność do destrukcji, hamowania i wzajemnej kontry: kto byłby w stanie szybciej ludzi zbuntować i z jakiego powodu? Mogło do tego dojść wyłącznie z przyczyn ekonomicznych, o czym świadczyły obie fale strajkowe, jakie przeszły przez kraj w 1988 r. To paradoksalne, ale największe szanse na wywołanie protestów, zbuntowanie ludzi miały władze: wystarczyła jedna nieprzemyślana decyzja. Tyle że tego rodzaju „siła” była zarazem słabością rządzących. O faktycznej sile ugrupowania politycznego decyduje przede wszystkim jego baza społeczna. Od jesieni 1987 r. poparcie dla struktur władzy wyraźnie malało, jednak nadal strona partyjno-rządowa mogła liczyć na znaczącą większość społeczeństwa. PZPR miała zaufanie jeszcze ponad połowy dorosłej ludności. W 1988 r. zaufanie to gwałtownie spadało na skutek fiaska polityki cenowo-dochodowej rządu oraz ociągania się z reformowaniem systemu politycznego. Opozycja zaś od 1983 r., to znaczy od pierwszych sondaży CBOS, miała przyzwolenie nie więcej niż jednej czwartej dorosłego społeczeństwa, a jej baza społeczna – sądząc po wypowiedziach ludzi, tzn. tylko po zachowaniach werbalnych,

Ten artykuł przeczytasz do końca tylko z aktywną subskrypcją cyfrową.
Aby uzyskać dostęp, należy zakupić jeden z dostępnych pakietów:
Dostęp na 1 miesiąc do archiwum Przeglądu lub Dostęp na 12 miesięcy do archiwum Przeglądu
Porównaj dostępne pakiety
Wydanie: 07/2009, 2009

Kategorie: Opinie