Archiwum

Powrót na stronę główną
Pytanie Tygodnia

Czy karać malujących graffiti?

Szczepan Jerzy Morycz, dyrektor Wydziału Porządku Publicznego Zarządu M.St. Warszawy W ścisłym centrum miasta, w strefach, gdzie znajdują się obiekty użyteczności publicznej, należy ścigać i karać malujących graffiti. Nie można dopuścić, by centra stolicy były zapaćkane. Ale jeśli chodzi o peryferie, to moje zdanie jest nieco odmienne. W niektórych przypadkach lepiej czymś pokryć zacieki na obskurnym murze lub na płocie. Tam graffiti dodałyby miastu trochę uroku. Mam więc na tę sprawę dwa różne spojrzenia. Nie można pozwolić, by na budynku prezydenta, premiera czy wojewody znalazły się napisy różnej treści i w różnej kolorystyce, bo musimy dbać o schludny wygląd elewacji zewnętrznych architektury; to samo dotyczy centrów reprezentacyjnych, poważnych obiektów użyteczności publicznej i biznesu, obiektów sakralnych, pamiątek historycznych, np. Zamku Królewskiego, Starówki, itd., gdzie liczy się styl architektoniczny. Tam przypadki malowania graffiti nie mają żadnego usprawiedliwienia i powinny być karane. Inaczej na terenach, gdzie gospodarze nie potrafią zadbać o wygląd swoich posesji, a są grupy utalentowanych ludzi, którzy mogliby im w tym pomóc. Wiem, że zdania w tej kwestii są podzielone, jedni uważają graffiti za ładne, inni za brzydkie. Gdybym był gospodarzem torów wyścigów konnych, nie pozwalałbym zamalowywać okalających ich murów, bo graniczą one z wielkimi osiedlami.

Cały tekst artykułu można przeczytać w elektronicznej wersji „Przeglądu”, która jest dostępna dla posiadaczy e-prenumeraty lub subskrypcji cyfrowej.

Świat

Kant a sprawa polska

W rządzie Buzka zaczyna dochodzić do głosu wola dobrego ułożenia stosunków z Rosją Korespondencja z Moskwy Poczesne miejsce wśród pojęć systemu filozoficznego Immanuela Kanta – najwybitniejszego obywatela Kaliningradu-Królewca-Koenigsbergu – zajmują antynomie. Antynomie dobrze oddają stosunek Polaków do Rosji. Jednak ponad sprzecznościami do głosu – także w rządzie Jerzego Buzka – zaczyna dochodzić imperatyw kategoryczny – dobrego ułożenia z Moskwą. Gdy “Washington Times” opublikował informację o przerzuceniu do enklawy kaliningradzkiej taktycznych pocisków jądrowych, w Warszawie zawrzało. Lęku przed niewielkimi pociskami odpalanymi za pomocą wyrzutni “Toczka-U” nie zdołał ukryć szef resortu obrony, Bronisław Komorowski. Politycy i media straszyli siłą – militarną, ale jednak siłą – Rosji. Ledwie ucichła sprawa atomu, a – za sprawą “Daily Telegraph” – obywateli RP straszono słabością Rosji, która rzekomo w zamian za skasowanie wielomiliardowego zadłużenia wobec Niemiec jest gotowa przystać na dominację niemieckiego biznesu w enklawie kaliningradzkiej. Przypomnijmy – części dawnych Prus Wschodnich, które po wojnie podzielono między ZSRR i Polskę. Silna Rosja jest groźna. Słaba Rosja nie mniej… W tym konkretnym wypadku składający w Moskwie wizytę minister spraw zagranicznych, Władysław Bartoszewski, wyraźnie bardziej obawiał

Cały tekst artykułu można przeczytać w elektronicznej wersji „Przeglądu”, która jest dostępna dla posiadaczy e-prenumeraty lub subskrypcji cyfrowej.

Felietony Jerzy Domański

Wielcy językoznawcy

Z wielu wypowiedzi ministrów i polityków AWS, Unii Wolności i Platformy Obywatelskiej, jakie obserwowaliśmy w minionym tygodniu, można odnieść wrażenie, że najwięcej jest wśród nich językoznawców. A zwłaszcza badaczy języka, którym posługuje się lider SLD, Leszek Miller. O co poszło? I co tak poirytowało polityków prawicy? Na Krajowej Konferencji SLD Miller powiedział, że “w zbyt wielu strukturach państwa osiedlili się amatorzy, w dodatku jeszcze głupi i pazerni”, a “władza publiczna nie może być jedyną w kraju wyspą szczęśliwości, oazą sytych i zasobnych”. Przy okazji wyciągnięto mu jeszcze i to, że parę miesięcy wcześniej powiedział, że są Polacy, którzy szukają pożywienia na śmietnikach. Takich słów delikatne uszy rządzących nie mogą strawić. Zwłaszcza że są wypowiadane głośno i publicznie. Bo przecież prywatnie, w kuluarach sejmowej restauracji, wielu polityków AWS przyznaje Millerowi rację. A przede wszystkim przyznają mu rację ci, o których mówi i którzy na własnej skórze poznają fachowość, kompetencję, pracowitość i uczciwość reprezentantów władzy. Na wszystkich szczeblach. I w większości obszarów naszego życia. Oburzenie polityków-językoznawców na Millera prowokuje do refleksji nad tym, jaki właściwie powinien być współczesny język polityki? Nie ten podręcznikowy, abstrakcyjny, ale język realny, odnoszący się do spraw i problemów Polski i Polaków w 2001 roku. Czy więc polityk

Cały tekst artykułu można przeczytać w elektronicznej wersji „Przeglądu”, która jest dostępna dla posiadaczy e-prenumeraty lub subskrypcji cyfrowej.

Społeczeństwo

Czy wiesz, co jesz?

Boimy się szalonych krów i rakotwórczych dodatków. Tymczasem w Polsce ciągle najgroźniejszy jest brud Boimy się gumy Mamba, bo zawiera żelatynę wołową. W Białymstoku już wycofano ją ze sklepów, ale w Sulejówku sprzedawczyni dodawała ją gratis do zrobionych zakupów. Inspektorzy ostrzegają, że w małych sklepikach jeszcze długo mogą być zakazane już w Polsce towary, niepewne z powodu choroby szalonych krów. W całej Polsce trwa kontrola. Zaczęła się w listopadzie, do końca jeszcze daleko, bo w np. w byłym województwie warszawskim jest 40 tys. placówek, a inspektorów niewielu. W samej Warszawie kilkunastu. O prionach i wołowinie mówią wszyscy. – Wiem, że to medialny temat i do tego nowy – komentuje dr Małgorzata Kozłowska-Wojciechowska z Instytutu Żywności i Żywienia – ale są problemy może i bardziej banalne, ale dzisiaj na pewno groźniejsze dla naszego zdrowia. Podejrzane jogurty W Opolu wycofano salami, w Warszawie jogurty. W całej Polsce z półek zdjęto 2 tys. produktów, 7 tys. czeka na wyjaśnienie, czy nie pochodzą z kraju, w którym pojawiły się już szalone krowy. Każdy produkt zawierający żelatynę, m.in. zupy w proszku, galaretki, jogurty, musi mieć informację, czy jest to “zła” żelatyna wołowa, czy też wieprzowa. Podobnie jest z lekami i kremami. – Zakwestionowaliśmy salami, bo zawierało zachodnią wołowinę –

Cały tekst artykułu można przeczytać w elektronicznej wersji „Przeglądu”, która jest dostępna dla posiadaczy e-prenumeraty lub subskrypcji cyfrowej.

Kraj

Łyżka dziegciu w reformie wojska

MON otrąbił w ub. tygodniu sukces, czyli przyjęcie przez rząd programu modernizacji naszej armii. Znawcy problemu mówią raczej: lepiej późno niż wcale. Rzeczywiście reforma naszego wojska rodziła się w dużych bólach i to nie tyle – jak chętnie powtarzali niektórzy politycy – z powodu oporów w samej armii, co typowego dla rządów obecnej kadencji parlamentu bałaganu organizacyjno-kompetencyjnego i braku wizji przyszłości. A także negowania (z “ideologicznego” założenia) projektów z okresu gabinetów SLD-PSL, które prawie gotowe czekały na ekipę Jerzego Buzka. Modernizacja została w końcu przeforsowana. Min. Bronisław Komorowski chętnie mówi o rewolucyjnych zmianach w naszej armii i po trosze ma rację. Wojsko ma być kadrowo odchudzone (ze 180 tys. obecnie do 150 tys. żołnierzy za sześć lat), okrojone z cywilnych i cywilno-wojskowych nadbudówek (planuje się np., że obsługę informatyczną w wojsku zapewnią w części prywatne firmy, a ze szkolnictwa wojskowego odejdzie 10 tys. osób). Wycofany ma być stary sprzęt, m.in. czołgi T 55, samoloty mig 21, kilkanaście okrętów. Liczba garnizonów zmniejszy się aż o 40. Szefowie MON zapowiadają też, że armia dostanie w końcu nowy samolot wielozadaniowy (nie wiadomo do końca, kiedy), helikopter (nie wiadomo kiedy) itd. Każda rewolucja jednak

Cały tekst artykułu można przeczytać w elektronicznej wersji „Przeglądu”, która jest dostępna dla posiadaczy e-prenumeraty lub subskrypcji cyfrowej.

Kraj

Na dwa fronty

SKL stoi w rozkroku. Oficjalnie jest w AWS-ie, po cichu jednak politycy Stronnictwa zakładają terenowe agendy Platformy Obywatelskiej Platforma Obywatelska Macieja Płażyńskiego, Donalda Tuska i Andrzeja Olechowskiego zdobywa sympatyków. Według ostatnich badań opinii publicznej, przeprowadzonych przez PBS, na “Inicjatywę Trzech” zagłosowałoby 17% badanych – daje jej to drugą pozycję w rankingu, po SLD, który osiągnął 46-procentowe poparcie. Na wyniki tych badań z niecierpliwością czekali politycy, przede wszystkim AWS-u, UW i samej Platformy. Od oceny społecznej popularności nowej formacji w dużej mierze zależało to, czy do niej wejdą kolejni politycy z AWS-u i UW. Właściwie jej liderzy zaprosili do siebie tylko Stronnictwo Konserwatywno-Ludowe, które formalnie jest jednym z filarów AWS-u. Stronnictwo wydaje się pękać: część jego członków otwarcie wypowiada się za PO, inni nie chcą wychodzić z AWS-u. Na Platformie chcieliby się widzieć politycy z województw: mazowieckiego, podlaskiego, pomorskiego, zachodniopomorskiego i wielkopolskiego. Niemal na pół podzielili się działacze Dolnego Śląska i Lubelskiego. Spodziewane są “dezercje” w innych regionach. Wszystko odbywa się jednak nieoficjalnie, gdyż Rada Programowa SKL, nieznaczną większością, nie zdecydowała się na wyjście z Akcji i przyłączenie do inicjatywy Tuska, Płażyńskiego i Olechowskiego. Pionki tak, liderzy nie Do rozmów z Platformą

Cały tekst artykułu można przeczytać w elektronicznej wersji „Przeglądu”, która jest dostępna dla posiadaczy e-prenumeraty lub subskrypcji cyfrowej.

Kraj

Sojusz przeciwko Sojuszowi

Posłowie AWS-u, UW i PSL-u chcą takiej ordynacji wyborczej, która maksymalnie okroi SLD Wybory do parlamentu już za kilka miesięcy, a my nadal nie wiemy jak, w ilu i w jakich okręgach będziemy głosować. Nie wiedzą tego nawet sami posłowie, którzy to dochodzą do porozumienia, to znów je zrywają. Ordynacja stała się elementem gry politycznej AWS-u, UW i PSL-u wymierzonej we wspólnego wroga – SLD. I nie chodzi tu o fakt zmiany ustawy, lecz o to, iż układa się ją tuż przed wyborami, dostosowując do aktualnych sondaży wyborczych i doraźnych interesów partyjnych. Ordynacja wyborcza nie tylko odzwierciedla układ sił politycznych, ale także jest czynnikiem kreującym. Jej zasady nie zmienią siły poparcia społecznego dla konkretnych ugrupowań, ale mogą mieć wpływ na wyniki wyborów. Wielkość okręgów wyborczych i metoda przeliczania głosów na mandaty to istotne elementy podziału miejsc w przyszłym Sejmie. Ordynacja w ostatniej chwili Jeszcze do niedawna wydawało się, że uchwalenie nowego prawa wyborczego nie będzie nastręczać posłom zbyt wielu trudności. Pierwsze projekty ordynacji złożono w Sejmie półtora roku temu, ale niemal od razu odłożono je ad acta, tłumacząc to potrzebą pracy nad pilniejszymi ustawami (m.in. prezydencką ordynacją wyborczą). Największe ugrupowania w parlamencie, SLD i AWS, były wówczas zgodne co do kształtu przyszłego prawa wyborczego. Głosy

Cały tekst artykułu można przeczytać w elektronicznej wersji „Przeglądu”, która jest dostępna dla posiadaczy e-prenumeraty lub subskrypcji cyfrowej.

Wydarzenia

Jakie rządy, taki budżet

Czy budżet na rok 2001 oznacza drogę stabilizacji i bezpiecznego rozwoju (jak głosi AWS), czy też przeciwnie, jest on wyrazem bezradności rządu, nie umiejącego rozwiązać żadnego głównego polskiego problemu (SLD)? O ocenę tegorocznego budżetu “Przegląd” poprosił prof. MARKA BELKĘ, doradcę prezydenta RP ds. ekonomicznych: Prof. Marek Belka: Żaden minister finansów nie ukręci bicza z piasku  – Budżet przygotowany przez obecny gabinet stał się odzwierciedleniem sytuacji gospodarczej kraju i podsumowaniem 3,5-letnich rządów obecnej ekipy. W sposób niemal bezlitosny obcina pewne wydatki, z czego nie czynię bynajmniej wyrzutu pod adresem ministra finansów, gdyż jego obowiązkiem było stworzenie projektu ustawy budżetowej, zapewniającej minimum bezpieczeństwa ekonomicznego. Heroiczne założenia Nie brak ocen, iż budżet był oparty na zbyt optymistycznych, powiedziałbym, heroicznych, założeniach. A “heroiczne założenia” to coś najgorszego, co może się przydarzyć przy konstruowaniu ustawy budżetowej. Bo są to po prostu założenia, które nie mają szans się sprawdzić. Od ekonomistów nie oczekujemy heroizmu. Oczywiście, rządowa autopoprawka zbliżyła budżet do realizmu. Minister finansów obniżył wcześniej przewidywane tempo wzrostu gospodarczego z 5,1% rocznie do 4,5%, zaś bezrobocie ma wzrosnąć i osiągnie 15,4%, a nie 14,9%. Tym samym potwierdziło się, że wcześniejsze założenia ministra finansów były zbyt optymistyczne. Dziś

Cały tekst artykułu można przeczytać w elektronicznej wersji „Przeglądu”, która jest dostępna dla posiadaczy e-prenumeraty lub subskrypcji cyfrowej.

Wydarzenia

Fedrują złodzieje

Lada dzień wybuchną kolejne afery “węglowych baronów” Budują okazałe domy, kupują całe posiadłości, wysyłają dzieci na zagraniczne studia, jeżdżą najdroższymi modelami samochodów. Górnictwo pada, oni nie mają powodów, by narzekać. To, co zwykły górnik dostaje jako odprawę mającą mu pomóc w ułożeniu sobie życie po zwolnieniu z kopalni, oni zarabiają oficjalnie w kilkanaście tygodni. Niektórzy nazywają ich “węglowymi baronami”. Inni mówią o górniczej mafii. To publiczna tajemnica, że w tej branży robi się duże interesy. A przynajmniej, że można je robić obok, albo wbrew prawu. Ale nigdy nie było dowodów, że mogą się zajmować tym osoby na wysokich stanowiskach. Nie było wpadek. Aż do stycznia. Jeden z byłych członków kopalnianego zarządu tłumaczy i komentuje: – Jak piszą i mówią, że to dopiero wierzchołek góry lodowej, to jednocześnie i mają rację, i się mylą. Może mają rację, bo parę milionów złotych na kilka osób to jest w górnictwie żaden interes w porównaniu z ryzykiem. Nie mają racji, bo myślą, że to tylko jedna góra lodowa. Takich gór lodowych jest pełno. To jest czarne złoto. Ale to złoto trzeba umieć wypłukać. Na bałaganie można zarobić najwięcej. Na upadku więcej niż na czym innym. Wiele rzeczy jest nie do sprawdzenia. Są tysiące sposobów, żeby zarobić. Są tysiące sieci

Cały tekst artykułu można przeczytać w elektronicznej wersji „Przeglądu”, która jest dostępna dla posiadaczy e-prenumeraty lub subskrypcji cyfrowej.

Pytanie Tygodnia

Kogo pominęliśmy na liście 100 najbardziej wpływowych Polaków?

Krzysztof Skowroński, dziennikarz radiowy Choć lista wydaje się być kompletna, można do niej dopisać redaktora naczelnego “Tygodnika Powszechnego”, ks. Adama Bonieckiego. To ważne czasopismo, przez wiele lat kształtujące opinię polskich elit. Można też włączyć Ryszarda Kapuścińskiego, który ostatnio wystąpił na Kongresie Kultury. Jego słowa są notowane wysoko, tym bardziej że zbyt często nie wypowiada się w sprawach publicznych, gdyby jednak zechciał zabrać głos na jakiś temat polityczny, byłoby to z pewnością znaczące. Idąc dalej tropem pisarskim, można wspomnieć o Stanisławie Lemie. Kazimierz Marcinkiewicz, poseł AWS, b. wiceminister edukacji narodowej Sam pomysł uważam za bardzo udany. Lista jakoś opisuje to, co się w Polsce dzieje. Nie ma wprawdzie jasnych kryteriów doboru nazwisk, to jest jej mankamentem, nie wiadomo, skąd się te nazwiska wzięły, kto je podał, kto zauważył. Gdyby ranking uzupełniać, to na pewno brakuje tam takich polityków, jak prof. Wiesław Chrzanowski. Działa on, co prawda, z drugiej linii, ale od pół roku ponownie rządzi sprawami w ZChN, wypracowuje decyzje, choć później kto inny je ogłasza, pełni więc kluczową rolę. Zabrakło marszałek Alicji Grześkowiak, a jej pozycja jest dosyć silna. Nie zauważyłem też kilku ważnych ludzi z dziedziny gospodarki. Obracam

Cały tekst artykułu można przeczytać w elektronicznej wersji „Przeglądu”, która jest dostępna dla posiadaczy e-prenumeraty lub subskrypcji cyfrowej.