Archiwum

Powrót na stronę główną
Kraj

Porachunki z fiskusem

Spotkania z urzędem skarbowym widziane z obu stron barykady Już wkrótce ponad 24 mln Polaków rozpocznie swe doroczne porachunki z fiskusem. Papierowa nawała PIT-ów spadnie na barki 50 tys. urzędników. Oni są na pierwszej linii frontu i na co dzień ścierają się z podatnikami odwiedzającymi, przecież nie dla przyjemności, urzędy skarbowe. Nie zawsze jest to pokojowa koegzystencja. Podatnicy skarżą się przede wszystkim na nieprzychylne podejście do petenta. Ich zdaniem, urzędniczki (bo to zawód ogromnie sfeminizowany) często czepiają się drobiazgów. W niczym nie chcą poradzić, ale kary wymierzają chętnie. Spóźnienie w nadesłaniu deklaracji – 200 zł za dzień, spóźnienie w zeznaniu rocznym – podobnie, nieterminowe zawiadomienie o wyborze rodzaju opodatkowania – 300 zł kary, odprowadzenie zbyt niskiego VAT-u – wyrównanie należności wraz z odsetkami i kara w wysokości 30% zaległej kwoty. Zostać bez skarpet Za wyjątkowy przejaw złośliwości uważa się wracanie urzędników do PIT-ów tuż przed upływem pięciu lat od ich złożenia. – Takie kontrole w ostatnim roku to świadome działanie na wykończenie, bo nikt już nie pamięta, dlaczego złożył takie, a nie inne rachunki. Urzędy mają wszelkie możliwe informacje o podatniku, mogą go monitorować niemal na bieżąco. Ale wolą zwlekać do ostatniej chwili

Cały tekst artykułu można przeczytać w elektronicznej wersji „Przeglądu”, która jest dostępna dla posiadaczy e-prenumeraty lub subskrypcji cyfrowej.

Kraj

Trochę gorzkie te truskawki

Jadą do Hiszpanii na harówkę, pozostawiając pilnowanie dzieci mężom i babciom. Wykreślają ze swego słownika wyraz „tęsknota „ – Dlaczego panie? – Bo mają zręczniejsze palce i lepiej zrywają truskawki, a poza tym mniej z nimi kłopotu niż z mężczyznami – twierdzi Jose Luis Vidal, przedstawiciel pracodawców z Hiszpanii, który przyjechał na rozmowy kwalifikacyjne z mieszkankami województwa zachodniopomorskiego. Już pierwszego dnia na korytarzu pośredniaka, gdzie przyjmował, rozniosło się, że nie bierze grubych i patrzy też na ręce. Jak któraś miała długie i wymalowane paznokcie, z miejsca odpadała. Torba się kurzy Dorota Balcerzak z Barzkowic zakwalifikowała się. Cieszy się z tego i jednocześnie denerwuje, bo wciąż opóźnia się termin wyjazdu. – Miałyśmy jechać już na początku lutego, ale przesunęło się na marzec. Już mi się torba zakurzy – próbuje żartować. Kupiła ją dawno. Dużą i lekką, bo można zabrać ze sobą tylko jedną torbę. Dorota zapakuje w nią niewiele osobistych rzeczy – musi się zmieścić także koc i poduszka. Nie zapomni też o kaloszach oraz płaszczu przeciwdeszczowym. W Hiszpanii jest przecież właśnie pora deszczowa. Trochę się boi. Nie chodzi o te 3 tys. km od domu. Ani o 30 godzin jazdy. To na pewno jakoś wytrzyma. Pracy

Cały tekst artykułu można przeczytać w elektronicznej wersji „Przeglądu”, która jest dostępna dla posiadaczy e-prenumeraty lub subskrypcji cyfrowej.

Kraj

Ile kosztuje zamknięcie szpitala?

NIK: Na zmiany w służbie zdrowia wydano setki milionów złotych. Były to wyrzucone pieniądze Kolejni ministrowie w rządzie premiera Buzka próbowali zrestrukturyzować służbę zdrowia. Z opublikowanego właśnie raportu NIK-u (dotyczącego lat 1999-2000) wynika, że ponieśli klęskę. Wraz z nimi służba zdrowia, pacjenci i budżet państwa, którego fundusze wydawano nie zawsze przytomnie. A klęska wisiała w powietrzu, bo gdy zaczynano się zastanawiać, który szpital zamknąć, nie było nawet pełnej ich listy. Tymczasem restrukturyzację przeprowadzano z pieniędzy podatników. W 2000 r. na ten cel przeznaczono ponad 354 mln zł. Jednak im bardziej restrukturyzowano służbę zdrowia, tym było gorzej. 38 proc. ZOZ-ów skontrolowanych przez NIK kupowało aparaturę medyczną lub zlecało roboty budowlane z pominięciem ustawy o zamówieniach publicznych. Wiele było pośpiechu, nierzetelności, bylejakości. W domyśle – korupcji. Zwolnionych zatrudnię od zaraz Najprostszym pomysłem na restrukturyzację wydawały się zwolnienia. Szkoda, że nieprzemyślane. W Szpitalu Wojewódzkim w Tarnowie zwolniono 120 osób, którym wypłacono odprawy w wysokości 169,3 tys. zł, w tym 54 osobom także odszkodowania. Później dopiero stwierdzono, że korzystniej byłoby nie zwalniać. W Biłgoraju spośród zwolnionych w ramach restrukturyzacji pracowników, którym wypłacono odprawy, ponownie zatrudniono 16 osób. Trzech pracowników przyjęto już

Cały tekst artykułu można przeczytać w elektronicznej wersji „Przeglądu”, która jest dostępna dla posiadaczy e-prenumeraty lub subskrypcji cyfrowej.

Oświata

Rekolekcje zamiast lekcji

Wielkopostne nauki zwalniają uczniów z zajęć szkolnych – Podczas szkolnych rekolekcji Kościół powinien się zareklamować. Pokazać, że jest w nim miejsce dla młodych ludzi, którzy chcą czegoś więcej niż tylko beznamiętnego odmawiania kilku formuł. Tymczasem nic takiego się nie dzieje. Później załamuje się ręce i narzeka, że młodzież odchodzi od Boga. My nie odchodzimy od Boga, tylko czasami lepiej go poszukać samemu. Czy to herezja? – mówią uczniowie jednego z warszawskich liceów na Mokotowie. Inni, gimnazjaliści, pobili się o prawo do spowiedzi. Tyle zrozumieli z kościelnych nauk. Trwają rekolekcje. Wraz z powrotem katechezy do szkół weszło w życie rozporządzenie ministra edukacji z 14 kwietnia 1992 r. zezwalające na zwalnianie uczniów z zajęć szkolnych podczas organizowanych dla nich rekolekcji. Wydawałoby się, że jest okazja, by młodzież porozmyślała o swoim postępowaniu i przygotowała się do Wielkanocy. Tak się nie stało. Przegrali wszyscy – Kościół, szkoła, no i młodzież. Dość ostrzegania przed sektami Zdaniem warszawskich licealistów, niski poziom szkolnych rekolekcji wynika z błędnego założenia tych księży, którzy chcą możliwie najprościej przekazać, że wierzyć po prostu trzeba. Nikt najwyraźniej nie zastanawia się, co zrobić, by taki przekaz był skuteczny. – Kazanie i dzień pokutny, sznureczek do spowiedzi, a następnego dnia msza. To po prostu

Cały tekst artykułu można przeczytać w elektronicznej wersji „Przeglądu”, która jest dostępna dla posiadaczy e-prenumeraty lub subskrypcji cyfrowej.

Sylwetki

Jerzy Stuhr – serdeczność i naiwność

CHARAKTER (Z) PISMA Cechuje go nienawiść do hipokryzji, równie silna jak niezdolność do kłamstwa. Ten człowiek jest wzruszająco szczery. Lojalny, spontaniczny, impulsywny – wszystko, co usłyszy, bierze serio i wierzy w to bezgranicznie. Jego największy problem to naiwność, której jest nieświadom, bo uważa się za sprytniejszego, niż jest w rzeczywistości, i nie dopuszcza myśli, że ktoś może go nabrać. Pan Stuhr łączy litery ze sobą, z czego wnioskujemy, iż posiada umysł analizujący i dedukujący. Litery są wysokie, acz ściśnięte, wąskie, co oznacza, że odczuwa pęd do duchowego rozwoju połączony z neurotycznym ambicjonalizmem, dręczą go kompleksy niższości, lecz z drugiej strony ma iście ułańską fantazję – to taki wewnętrzny dysonans. Tego nie widać na reprodukcji, ale tak mocno naciska piórem na papier, że prawie wyrzyna w nim dziury. Stąd wniosek, że z natury bywa brutalny, gwałtowny, jest pewny siebie i ma silną wolę. Ostro skierowana w dół, urwana laska litery „y” w imieniu „Jerzy” oznacza fatalizm i czarnowidztwo. Zwrotne przekreślenie ostatniej części podpisu „Stuhr” z hakiem na końcu – to znak uporu, wytrwałości, zawziętości, zapiekłości w obstawaniu przy swoim, zacięcia w działaniach oraz zadziorności i wojowniczości w sytuacjach konfliktowych.

Cały tekst artykułu można przeczytać w elektronicznej wersji „Przeglądu”, która jest dostępna dla posiadaczy e-prenumeraty lub subskrypcji cyfrowej.

Kraj

Notes dyplomatyczny

Jest pewna choroba wśród ludzi MSZ, dotyka ona szczególnie często tych, którzy w dyplomacji pracują niezbyt długo, mniej niż 12 lat. To dziwna przypadłość – szefowie (i szefowe) naszych placówek chorują na rezydencję. Ograniczmy się do tegorocznych „bohaterów”: Róża Kozłowska w Monachium swoją rezydencję zmieniała parokrotnie, zmiany okazały się także hobby byłego ambasadora w Chorwacji, Wiesława Walkiewicza. Teraz na rezydencję zachorowała Joanna Kozińska-Frybes, konsul generalny w Barcelonie. Do MSZ przyszła pracować na początku lat 90., natychmiast wysłano ją jako ambasadora do Meksyku, po powrocie kierowała Departamentem Dyplomacji Kulturalnej, a ponieważ obawiała się, że nowa władza źle ją potraktuje (tzn. adekwatnie do umiejętności), w ostatnich dniach Bartoszewskiego ewakuowała się do Barcelony jako szefowa tamtejszego konsulatu. Zanim dotarła do stolicy Katalonii, pojawił się tam jej mąż. Złożył wizytę w placówce i poprosił urzędującego jeszcze konsula generalnego o pożyczenie służbowego samochodu. Konsul się zdziwił: „Po co panu samochód? Jeżeli trzeba gdzieś podwieźć, to kierowca pana zawiezie”. Na te słowa pan Frybes nie stracił rezonu. I odpowiedział spokojnie, że chce samochód, bo musi pojeździć po Barcelonie, żeby znaleźć rezydencję dla przyszłej pani konsul. Ha! Ta historyjka opowiadana była w MSZ jako wspaniała

Cały tekst artykułu można przeczytać w elektronicznej wersji „Przeglądu”, która jest dostępna dla posiadaczy e-prenumeraty lub subskrypcji cyfrowej.

Kultura

Kto się boi myślących kobiet?

Kontrowersyjny film o feministkach telewizja wstydliwie pokazała po północy „Czułam się w życiu jak niewolnik. Kura domowa, matka, żona, a nie kobieta”. „Bałam się wolności, bałam się, że niesie niebezpieczne konsekwencje”. „Jestem całkiem zależna od męża. Muszę patrzeć, jaki on ma humor, być ubrana, jak on chce, mieć fryzury, jak on chce, makijaż, jak on chce”. „Bałam się strasznie ojca, choć mnie nie bił; wiedziałam, że on rządzi”. „Kobieta kojarzy mi się ze słabością, czego sama nie całkiem akceptowałam”. To tylko wybrane wypowiedzi bohaterek, dla których płeć jest często źródłem cierpień. Czują się zdominowane przez mężczyzn, zakompleksione, ponieważ nie odpowiadają męskim wyobrażeniom i stereotypom, ponieważ nie przypominają efektownych seksbomb z kolorowych czasopism i reklam. Świadomość bohaterek zmienia się, kiedy trafiają do Stowarzyszenia na rzecz Wszechstronnego Rozwoju Kobiet Dakini i biorą udział w zajęciach terapeutycznych. Poznają nowy „model” kobiety dążącej do samopoznania i realizacji własnych marzeń. Wcześniej wszystkie miały problemy z własną cielesnością, seksualnością. Odczuwały własne ciało głównie jako obiekt, który ma się podobać. Ćwiczyły, głodziły się, myślały o zabiegach chirurgii plastycznej, żeby jak najbardziej przypominać lansowany przez media model kobiety: pięknej, zgrabnej, zmysłowej, wiecznie zadowolonej i z radością usługującej mężczyźnie. „Nasze

Cały tekst artykułu można przeczytać w elektronicznej wersji „Przeglądu”, która jest dostępna dla posiadaczy e-prenumeraty lub subskrypcji cyfrowej.

Pytanie Tygodnia

Czy należy ograniczyć możliwości zatrudnienia emerytów i rencistów?

PRO Krzysztof Pater, wiceminister pracy i polityki społecznej Głównym powodem, dla którego ten projekt poddany został pod dyskusję merytoryczną, były sygnały płynące z różnych stron, dochodzące m.in. do posłów i senatorów. Podnoszono w nich, że np. sąsiad ma emeryturę i pracuje, a ktoś inny, tylko kilka lat młodszy, nie ma żadnych źródeł dochodu. Wskazaliśmy więc na pewien problem społeczny, wyciągnęliśmy go na światło dzienne, ale nie jesteśmy w tym momencie za preferowaniem któregoś z wariantów. Dopiero po fazie dyskusji publicznej i analizie jej wyników min Jerzy Hausner przedłoży rządowi propozycję, czy coś zmienić w tej kwestii, czy zostawić stan obecny. I dopiero tej propozycji będziemy bronić. KONTRA Tomasz Mamiński, poseł, przewodniczący Krajowej Partii Emerytów i Rencistów T o chybiony pomysł. Nie należy ograniczać czegoś, co jest konstytucyjnie uprawnione. Choć walka z bezrobociem jest słuszna, nie można szukać nowych miejsc kosztem innej grupy wyrzucanej z pracy. To prowadzi do degrengolady społecznej, podważa trwałość decyzji i wiarygodność rządu. Szacunki, że emeryci zajmują miejsca młodych, są wadliwe. Albo są ekspertami i specjalistami, których absolwent żadnej szkoły nie zastąpi, albo wykonują prace proste, które dla młodych nie byłyby atrakcyjne. Sprzątanie czy pilnowanie parkingu nie jest zajęciem dla świeżo upieczonego magistra lub maturzysty. Na skutek złego rozeznania sytuacji eksperci MPiPS popełnili błąd.

Cały tekst artykułu można przeczytać w elektronicznej wersji „Przeglądu”, która jest dostępna dla posiadaczy e-prenumeraty lub subskrypcji cyfrowej.

Świat

Krwawa Anakonda

Straty w Afganistanie mogą sparaliżować strategiczne plany Pentagonu W Afganistanie toczy się najbardziej zacięta bitwa lądowa wojny z terroryzmem. W ośnieżonych górach prowincji Paktiar talibowie i bojownicy Al Kaidy stawili zaciekły opór. Ośmiu amerykańskich żołnierzy zginęło, a 50 zostało rannych. Helikoptery nie mogą skutecznie działać z powodu szalejących burz piaskowych. Jak pisze brytyjski dziennik „The Independent”, nad głowami waszyngtońskich polityków zaczyna krążyć widmo Wietnamu. W górach Shahi Kot koło Gardez od kilku tygodni zbierały się niedobitki wojsk talibów. Przybyło też wraz z rodzinami około stu bojowników z Czeczenii. Amerykanie pozwalali na tę koncentrację w nadziei, że kiedy nieprzyjaciel znajdzie się w jednym miejscu, będzie łatwo go unicestwić. Generałowie armii amerykańskiej liczyli, że po pierwszych atakach wróg zacznie uciekać, a wtedy zniszczą go atakami z powietrza. Tym razem dowódca amerykańskich sił zbrojnych w Afganistanie, generał Frank Hagenbeck, zrezygnował z wielotygodniowych bombardowań, lecz po krótkich, intensywnych nalotach po raz pierwszy wysłał znaczne siły lądowe US Army do boju. Strategowie Pentagonu oceniali, że w Shahi Kot obwarowało się najwyżej 200 talibów. Do udziału w operacji wyznaczono więc ok. 300 żołnierzy amerykańskich, 1100 żołnierzy afgańskich z Sojuszu Północnego oraz niewielkie jednostki

Cały tekst artykułu można przeczytać w elektronicznej wersji „Przeglądu”, która jest dostępna dla posiadaczy e-prenumeraty lub subskrypcji cyfrowej.

Media

Seks w domu Wielkiego Brata

Dwoje uczestników „Big Brothera” znalazło nową receptę na sławę No i stało się. Dopiero w trzeciej edycji Wielkiego Brata polscy widzowie zobaczyli na ekranach telewizorów to, co Holendrzy czy Anglicy ujrzeli dużo wcześniej. Para uczestników, nie krępując się obecnością kamer, zaczęła romansować. „Podczas wieczornej kąpieli w jacuzzi ich czułości stawały się coraz bardziej namiętne, aż w końcu młodzi kochankowie nie byli już w stanie zapanować nad swoimi rozpalonymi emocjami i doszło między nimi do zbliżenia. Nie poprzestali jednak i na tym. Podczas gdy wszyscy domownicy spali, Łukasz i Agnieszka przenieśli się do sypialni, gdzie dalej oddawali się namiętnościom” – opisał TVN w informacji prasowej to, co się stało potem. Mimo szybkiego i sprawnego wydania komunikatu TVN zadbał o morale widzów i nie odważył się pokazać punktu kulminacyjnego. Do emisji trafiły tylko taśmy zawierające niewinne pieszczoty. Miłosnych igraszek nie można było zobaczyć także w Internecie. Rzecznik TVN, Andrzej Sołtysik, tłumaczy, że stacja nie chciała przekraczać granic dobrego smaku. Żadnego stanowiska w tej sprawie nie zamierza zająć Krajowa Rada Radiofonii i Telewizji, wcześniej ostro krytykująca „BB”. – KRRiTV nie będzie się zajmować wydarzeniami, które rozegrały się poza wizją, tzn. kulisami, i nie były

Cały tekst artykułu można przeczytać w elektronicznej wersji „Przeglądu”, która jest dostępna dla posiadaczy e-prenumeraty lub subskrypcji cyfrowej.