Kto się boi myślących kobiet?

Kto się boi myślących kobiet?

Kontrowersyjny film o feministkach telewizja wstydliwie pokazała po północy

„Czułam się w życiu jak niewolnik. Kura domowa, matka, żona, a nie kobieta”. „Bałam się wolności, bałam się, że niesie niebezpieczne konsekwencje”. „Jestem całkiem zależna od męża. Muszę patrzeć, jaki on ma humor, być ubrana, jak on chce, mieć fryzury, jak on chce, makijaż, jak on chce”. „Bałam się strasznie ojca, choć mnie nie bił; wiedziałam, że on rządzi”. „Kobieta kojarzy mi się ze słabością, czego sama nie całkiem akceptowałam”. To tylko wybrane wypowiedzi bohaterek, dla których płeć jest często źródłem cierpień. Czują się zdominowane przez mężczyzn, zakompleksione, ponieważ nie odpowiadają męskim wyobrażeniom i stereotypom, ponieważ nie przypominają efektownych seksbomb z kolorowych czasopism i reklam.
Świadomość bohaterek zmienia się, kiedy trafiają do Stowarzyszenia na rzecz Wszechstronnego Rozwoju Kobiet Dakini i biorą udział w zajęciach terapeutycznych. Poznają nowy „model” kobiety dążącej do samopoznania i realizacji własnych marzeń. Wcześniej wszystkie miały problemy z własną cielesnością, seksualnością. Odczuwały własne ciało głównie jako obiekt, który ma się podobać. Ćwiczyły, głodziły się, myślały o zabiegach chirurgii plastycznej, żeby jak najbardziej przypominać lansowany przez media model kobiety: pięknej, zgrabnej, zmysłowej, wiecznie zadowolonej i z radością usługującej mężczyźnie. „Nasze wspólne spotkania i rozmowy wiele mi uświadomiły. Dziś już nie jestem podatna na manipulację, nie żyję po to, by spełniać czyjeś sny. Nie jestem już Śpiącą Królewną, która czeka, aż jakiś królewicz obudzi ją do życia”, mówi jedna z bohaterek pod koniec filmu. I dodaje: „Może dlatego kiedyś bano się kobiet, które nazywano wiedźmami. One były mądre – zostały odrzucone, bo bano się ich”.

Wiedźmy to my
Zofia Miłuńska ze stowarzyszenia Dakini (z wykształcenia filozof) uważa, że dziś najważniejsza jest nie tyle walka o równouprawnienie kobiet, co kwestia ich samopoznania, samoakceptacji i tzw. kobieca solidarność. Właśnie ona prowadzi krąg tańczących pań, które są tak sfilmowane, że wyglądają jak współczesne wiedźmy (to poetycki lejtmotyw filmu). A kim jest wiedźma? To kobieta, która wie, kim jest, i całkowicie akceptuje swoją naturalną, a nie tę wymyśloną przez mężczyzn kobiecość, jak ujął to Wojciech Eichelberger, autor książki „Kobieta bez winy i wstydu”.
Interesujący wątek filmu stanowią wypowiedzi feministek: teologa, filozofa, antropologa próbujących wyjaśnić kulturowe przyczyny poczucia niższości kobiet oraz ich podrzędną, w stosunku do mężczyzn, rolę w życiu społecznym i politycznym.
Bardzo ciekawie pomyślany jest wątek historyczny. Autorka, korzystając ze zdjęć archiwalnych, szkicuje historię feminizmu: ruch sufrażystek walczących o prawa polityczne i społeczne na początku XX w. oraz masowy ruch feministyczny z drugiej połowy XX w., domagający się równouprawnienia kobiet, a także przemiany świadomości kulturowej w zakresie postrzegania płci.

Gdzie tu drastyczność?
Ciekawe, co tak oburzyło decydentów z telewizji, że film początkowo skierowali na półkę i dopiero interwencje licznych autorytetów naukowych i politycznych wpłynęły na zmianę tej decyzji. Widzowie, którzy uczestniczyli w zamkniętym pokazie „Wiedźm” (w warszawskim klubie Ośka, 15 stycznia br.), wyrażają się o filmie z uznaniem i wzruszeniem. – Piękny, mądry, wzruszający do głębi kobiecego jestestwa – to tylko kilka określeń, jakie kłębiły się w mojej głowie, gdy stałam na peronie metra w parę minut po wyjściu z zamkniętego pokazu filmu. Śmiałam się, łzy napływały mi do oczu, dusiło w gardle, ściskało mnie w sercu, wściekałam się – to tylko mała próbka emocji, jakich doświadczyłam, oglądając „Wiedźmy” – mówi Ewa Dąbrowska-Szulc, przewodnicząca Stowarzyszenia Pro Femina.
Agnieszka Trzos, scenarzystka i reżyserka „Wiedźm”, na pytanie, dlaczego postanowiła zrealizować taki film i czy sama jest feministką, odpowiada: – Nie należę do żadnej organizacji feministycznej, ale mam światopogląd feministyczny. Jestem dokumentalistką, interesują mnie procesy, jakie zachodzą we współczesnym świecie. Punktem wyjścia było dla mnie pytanie: kim dzisiaj są wiedźmy, jaką one mają samoświadomość, światopogląd. Interesował mnie proces budzenia świadomości kobiet, który trwa już od XIX w. Jednak przede wszystkim chciałam pokazać, jaka jest dzisiaj tożsamość kobiet, gdzie one mogą szukać źródeł mocy, siły. To ważne, zwłaszcza że dzisiaj kobiety dochodzą do głosu.

(Film „Wiedźmy” został wyemitowany 7 marca w 2 Programie TVP o godz. 0.35)


 O filmie powiedzieli:

Magdalena Środa, etyk
Jest to film, który ma kilka warstw. Pierwsza jest historyczną opowieścią o ruchu feministycznym, pozwala zrozumieć, „dlaczego kobiety nie mają ojczyzny, dlaczego kobiety nie chcą ojczyzny. I dlaczego ojczyzną kobiet jest cały świat”. Druga jest zbiorem prostych, autentycznych relacji o różnych formach opresji, z jakimi spotykają się kobiety, dotyczących ciała, jego przemian, sytuacji ekonomicznej, zależności od mężczyzn, braku satysfakcji z życia zamkniętego w domowych stereotypach. Trzecia to analiza mitu, która pozwala zrozumieć wielowarstwowe uwikłanie kobiet w męskie sny o kobiecości. Wreszcie czwarta pokazuje perspektywę „wyzwolenia” nie tylko w sensie politycznym i ekonomicznym, ale przede wszystkim na poziomie świadomości. Pokazuje również drogę, jaką odbyły kobiety od zagubienia w jednostkowej samotności do wytworzonej w obrębie grupy możliwości artykulacji własnego ja. Jednym słowem – jak zdobyły samowiedzę i siłę.
Nie jest to film feministyczny – nie opowiada o dziejach czy współczesnych strategiach emancypacji; nie ma w nim cienia agresji wobec mężczyzn. Jest to film o jednej z najbardziej rażących (bo utajonych) form opresji, jaka spotyka kobiety. Kto tego nie rozumie, nie rozumie naszej kultury. A rozumieć ją trzeba, dlatego warto obejrzeć ten film. Pora jego wyświetlania jest natomiast miarą dojrzałości telewizyjnych decydentów, dla których – niestety – najczęściej to ważne musi być niewidoczne (przespane).

Kazimiera Szczuka, krytyk literacki, feministka
„Wiedźmy” to film autorski, artystyczny, wielowątkowy, bardzo interesujący. Nie jest on na pewno wyczerpującą prezentacją feminizmu ani nawet polskiego feminizmu, pokazuje głównie środowisko skupione wokół grupy Dakini. Dobrze by było, gdyby – zapoczątkował szerszą dyskusję. Zarzut, że autorka filmu wybrała swoje bohaterki tendencyjnie, jest absurdalny. W filmie wypowiada się szereg osób, także autorytetów religijnych, politycznych i filozoficznych, zaś jego bohaterki to tzw. zwyczajne kobiety… tylko że zwyczajnych kobiet na ogół nie widzimy. Taki głos może wydać się szokujący dla kogoś, kto nigdy w życiu szczerze nie rozmawiał z kobietami.

Wojciech Eichelberger, psycholog
Film Agnieszki Trzos jest zaangażowaną, osobistą i emocjonalną wypowiedzią autorki w nabierającej coraz większego znaczenia światowej dyskusji na temat kobiet, ich miejsca i roli w patriarchalnym świecie. Jest opowieścią ważną i odnoszącą się do uniwersaliów. Z kilku powodów; po pierwsze, jego osią jest kompetentna, głęboka i twórcza interpretacja jednego z podstawowych w naszej kulturze przekazów o kobiecości zawartego w popularnej baśni o Śpiącej Królewnie. Wątek odsuniętej przez króla trzynastej wróżki i jej roli w dopełnianiu procesu stawania się kobietą jest, z punktu widzenia psychologii i antropologii kulturowej, odkrywczy i ważny – a co najistotniejsze, śmiało stawiający sprawę kluczowej dla tego procesu akceptacji przez kobiety ich fizjologii, cielesności i seksualności. W czasach szerzącej się wśród kobiet epidemii anoreksji, bulimii i narcystycznego stosunku do ciała ten wątek filmu pełni ważną rolę terapeutyczną.

Ewa Dąbrowska-Szulc, przewodnicząca Stowarzyszenia Pro Femina
Agnieszka Trzos poruszyła wiele ważnych kwestii – szczególnie przemówiła do mnie ta, że w naszej kulturze stworzonej przez patriarchat źródło życia, skąd wyszła każda ludzka istota, jaką nosiła i nosi ziemia, jest czymś nieczystym, groźnym, odrażającym lub zaledwie podręcznym wyzwiskiem. Tak niewiele kobiet jest w stanie akceptować swą cielesność.
(opracowała E.L.)

Wydanie: 10/2002, 2002

Kategorie: Kultura
Tagi: Ewa Likowska

Napisz komentarz

Odpowiedz na treść artykułu lub innych komentarzy