Żeromski najbardziej aktualny jest dziś w pismach publicystycznych Rozmowa z Moniką Żeromską – Wątki awanturniczo-sensacyjne powieści Stefana Żeromskiego stworzone zostały jakby specjalnie dla filmu. W latach powojennych, nie wspominając już okresu przedwojennego, powstało wiele takich obrazów: „Dzieje grzechu”, „Wierna rzeka”, „Popioły”, „Syzyfowe prace” czy wreszcie ostatnie „Przedwiośnie”. Czy bilans tych adaptacji jest dodatni? – Mojego ojca cechowały nowoczesność, jak na ówczesne czasy, i pragnienie postępu. Oczywiście, dostrzegał również rosnącą popularność kina. Jeszcze przed I wojną światową zawierał pierwsze umowy z producentami filmów, robił to też po odzyskaniu przez Polskę niepodległości, ale do wielu ekranizacji nie doszło. Jaki jest bilans adaptacji dla potrzeb kina? Otóż nie widziałam nigdy filmu w wystarczającym stopniu oddającego treść i znaczenie powieści, zawsze było to coś w rodzaju bryku. Te, które powstały, nie wybiły się ponad zdawkowe opisy faktów, nie potrafiły oddać piękna języka, były z reguły powierzchowne. Zdaję sobie sprawę, że filmy były i będą realizowane, ale jednak powieści Żeromskiego to nie są samograje, jak „Przeminęło z wiatrem”, ich kompozycja i wyraz są bardziej złożone. – Filmowców pociąga chyba nie tylko barwność fabuł powieściowych i soczystość opisów, ale również przekonanie o aktualności najważniejszych wizji i idei. Czy, pani zdaniem, Żeromski jest dziś aktualny? – Moim zdaniem, najbardziej aktualny jest pismach publicystycznych, które czytelnik zna dużo słabiej. Znajdują się tam myśli i uwagi niemal na każdy dzień naszego życia, choć są to w sumie prace niewielkie. W jego ostatnich publikacjach mowa jest np. o organizacji inteligencji zawodowej, problemach świata pracy. Jestem przekonana, że gdyby teraz wydano pisma publicystyczne Żeromskiego, uznano by je za niesłychanie aktualne, mądre, światłe i przewidujące. – Do mowy potocznej weszło wiele powieściowych symboli: „szklane domy”, „doktor Judym”. Współcześnie stają się one jednak swoim zaprzeczeniem. Powstało wiele szklanych domów, ale są też prawdziwi ludzie bezdomni, a doktorów Judymów teraz ze świecą szukać. – Nie zgodzę się z takim komentarzem. Jest całkiem przeciwnie. O bardzo dobrym lekarzu, wrażliwym na ludzkie sprawy, mówi się dziś: „To judym”, zaś o dobrej nauczycielce: „To siłaczka”. Symbole wyjęte z powieści tak wrosły w nasze życie, że Judym przestał być nazwiskiem, stał się charakterystyką człowieka i można to słowo pisać z małej litery. Siłaczki i judymowie istnieją, ja ich znam, spotykam się z nimi i sądzę, że takich ludzi będzie coraz więcej. To cecha, którą podchwycił i opisał mój ojciec, a dla wielu wspaniały przykład do naśladowania. PS Monika Żeromska, wybitna polska malarka i autorka wspomnień o ojcu i jego epoce zmarła 4 października br. Nie zdążyła autoryzować tej rozmowy. Share this:FacebookXTwitterTelegramWhatsAppEmailPrint
Tagi:
Bronisław Tumiłowicz