Archiwum

Powrót na stronę główną
Przebłyski

Źródło generałów wysycha

Prezydent Lech Kaczyński zasłynął już niechęcią do nominowania nowych generałów, a teraz wygląda, że sam się na tym potknie. Oto bowiem musiał przyjąć dymisję gen. Polki ze swego Biura Bezpieczeństwa Narodowego za dorabianie w roli showmana, ale kiedy zamierzał uzupełnić ten ubytek gen. Nowkiem, który ma „mniejsze parcie na szkło i na kasę”, okazało się, że Nowek jest też umoczony i może nawet straci certyfikat dostępu do tajemnic państwowych. Kogoś trzeba by w trybie pilnym podnieść do tej wysokiej rangi, tylko kogo. Kapral Lech Wałęsa chyba nie przejdzie…

Cały tekst artykułu można przeczytać w elektronicznej wersji „Przeglądu”, która jest dostępna dla posiadaczy e-prenumeraty lub subskrypcji cyfrowej.

Nauka

Caral – miasto piramid

Na peruwiańskiej pustyni kwitła prastara cywilizacja radosnych pacyfistów Odkrycie Caral zmieniło dotychczasowe poglądy badaczy. Wielu historyków nie chciało wierzyć, że w Peru istniała cywilizacja miejska, zanim jeszcze w Egipcie zbudowano piramidy. To miejsce jest czymś pośrednim między siedzibą bogów a domostwem człowieka – napisała z entuzjazmem Ruth Shady Solis, archeolog z Narodowego Uniwersytetu San Marcos w Limie. Wiele wskazuje na to, że w Caral i 24 okolicznych miastach narodziła się pierwsza cywilizacja Ameryki, być może też najstarsza miejska kultura świata. Rozkwitła ponad 4 tys. lat przed narodzinami państwa Inków, w czasach, gdy na ziemiach dzisiejszej Polski hasały nieliczne hordy łowców i zbieraczy, którzy tylko w jaskiniach potrafili przeżyć zimę. Amerykański archeolog Charles Mann napisał, że poszczególne osady Caral nie mogły się równać pod względem wielkości ze starożytnymi miastami sumeryjskimi, ogólnie jednak populacja ludności tego regionu była liczniejsza niż Sumeru. Tylko w Caral, wśród piramid, amfiteatrów i placów publicznych żyło ok. 3 tys. ludzi. We wszystkich innych miastach – zapewne 10 razy więcej. Wydaje się, że mieszkańcy Caral i siostrzanych miast prowadzili raczej beztroskie życie. Nie znali wojen ani broni, nie wznosili murów obronnych, nie składali

Cały tekst artykułu można przeczytać w elektronicznej wersji „Przeglądu”, która jest dostępna dla posiadaczy e-prenumeraty lub subskrypcji cyfrowej.

Świat

Chaveza czar

Wieszają na nim psy, ale wszyscy robią z nim świetne interesy Spotkanie zaczęło się od powitania w upalne południe na wysłanych czerwonym dywanem schodach letniego pałacu królewskiego na Majorce, którego nazwa Marivent oznacza w miejscowym dialekcie języka hiszpańskiego Morze i Wiatr. Najpopularniejszy monarcha Europy, który jak wszyscy Burbonowie po ukończeniu sześćdziesiątki zaczął mocno przybierać na wadze, król Juan Carlos w jasnym garniturze oraz nielubiany przez konserwatystów, i nie tylko, prezydent Hugo Chavez w ciemnobłękitnym od Pierre’a Cardina, wymienili uścisk dłoni. Nie obyło się też latynoskim zwyczajem bez wymiany uścisków, czyli wyklepania po ramionach. Ten rodzaj powitania, niemal obowiązkowy w Ameryce Łacińskiej, wywodzi się jeszcze z czasów, gdy dwaj mężczyźni, spotykając się, wymieniali taki uścisk, aby sprawdzić, czy żaden z nich nie ma ukrytego pistoletu, oprócz tego, który widoczny jest u pasa. Tym razem jednak nawet jeśli uściski nie były całkiem szczere, intencje obu stron były jak najlepsze. Spotkali się po raz pierwszy od słynnej riposty Juana Carlosa: „Dlaczego nie zamilkniesz?!”, jaka padła w reakcji na grubiańskie zachowanie prezydenta Wenezueli na zeszłorocznym szczycie panamerykańskim w Santiago de Chile. T-shirt w podarunku od króla Na piątkowym spotkaniu w rezydencji na Majorce król podarował Chavezowi koszulkę z nadrukiem tego zdania.

Cały tekst artykułu można przeczytać w elektronicznej wersji „Przeglądu”, która jest dostępna dla posiadaczy e-prenumeraty lub subskrypcji cyfrowej.

Kultura

Najtrudniej jest zagrać kretyna

ANDRZEJ GRABOWSKI Aktorem zostałem z głupoty i totalnego braku zainteresowań – Jaki pan ma stosunek do aktorstwa? – Jak do każdego innego zawodu, czyli normalny. Praca, to wszystko. – Czyli nie posłannictwo, hobby, misja? – Nie. Nigdy nie traktowałem siebie w tym zawodzie jako kogoś, kto niesie posłannictwo i kto mówi ludziom, jak mają żyć lub postępować. Zwłaszcza że na scenie i przed kamerą nie mówię swoimi słowami, tylko cudzymi. Znam jednak wielu kolegów, którzy by się obrazili, gdyby im ktoś powiedział, że są aktorami tylko dla pieniędzy. – Pan to robi dla pieniędzy? – I dla pieniędzy, i dla przyjemności. Aktorstwo daje mi osobistą satysfakcję. Owszem, doświadczyłem w tym zawodzie sporo męki i bólu, ale to nie jest nic nadzwyczajnego. Aktor wystawia się na ocenę publiczności, w pewnym sensie codziennie zdaje egzamin. Jeżeli jednak człowiek jest mocny psychicznie, a w tym zawodzie musi taki być, może się do tego przyzwyczaić. Jeżeli ktoś mi powie: jest pan słabym aktorem, to ja nie mogę się bronić tak jak matematyk, który łatwo może udowodnić że dwa plus dwa jest cztery, a nie trzy. A ja dla jednego jestem dobry, dla drugiego okropny. Pytania do Majchrzaka – Pytam o to, bo chcę pana skonfrontować

Cały tekst artykułu można przeczytać w elektronicznej wersji „Przeglądu”, która jest dostępna dla posiadaczy e-prenumeraty lub subskrypcji cyfrowej.

Świat

Doktorze, daj mi niewinność

Na Zachodzie coraz więcej młodych kobiet poddaje się operacji przywrócenia dziewictwa W mojej kulturze dziewczyna, która nie jest dziewicą, uważana jest za nieczystą. Teraz dziewictwo jest dla mnie ważniejsze niż życie – wyznaje nerwowo 23-letnia francuska studentka marokańskiego pochodzenia. W klinice w Montpellier czeka na zabieg hymenoplastii. Chirurg przywróci jej błonę dziewiczą, czyli hymen, i zwęzi waginę. 23-latka zapłaciła za operację ponad tysiąc euro. Gdyby pojechała do Tunezji lub Maroka, wypadłoby to znacznie taniej. Tamtejsi lekarze za „przywrócenie niewinności” pobierają 300 dol. Ale dziewczyna bardziej ufa francuskim chirurgom i spieszy się. Data ślubu z wybranym przez rodziców narzeczonym, także muzułmaninem, jest coraz bliżej. Młoda mieszkanka Montpellier zdecydowała się na hymenoplastię pod wpływem tragedii innej francuskiej muzułmanki, uczennicy szkoły pielęgniarskiej w Lille. Ta wstąpiła w związek małżeński z młodym inżynierem, także wyznawcą islamu. Przed ślubem zapewniła narzeczonego, że nie oddawała się wcześniej żadnemu mężczyźnie. Nie było to prawdą, lecz narzeczona dobrze rozumiała, że jeśli przyzna, iż nie zachowała czystości, nie ma co marzyć o statusie mężatki. Podczas nocy poślubnej doszło do niebywałego skandalu. Pan młody odkrył, że żona nie jest dziewicą, i rozwścieczony wbiegł na parkiet, między roztańczonych gości weselnych. Oskarżał żonę o kłamstwo i wymachiwał

Cały tekst artykułu można przeczytać w elektronicznej wersji „Przeglądu”, która jest dostępna dla posiadaczy e-prenumeraty lub subskrypcji cyfrowej.

Kraj

Seks dla samouków

Choć poziom wiedzy nastolatków o seksualności często jest żenujący, MEN w sprawie edukacji seksualnej nie planuje żadnych zmian Ludwik nalewany do penisa, by się zwiększył, podjadanie mamie tabletek antykoncepcyjnych, leczenie się z grzesznego homoseksualizmu czy ekologiczne karmienie piersią jako zabezpieczenie przed ciążą. To rzeczywistość stanu wiedzy czy raczej niewiedzy polskich nastolatków o seksualności i dojrzewaniu. W szkole jak za Giertycha Mój chłopak wlał sobie ludwika do penisa, żeby był większy. Czy to zagraża mojemu zdrowiu? – czyta w SMS-ie dyżurująca edukatorka seksualna, Aleksandra Teliszewska. Pytanie przyszło na telefon Wakacyjnego Pogotowia Pontonowego, gdzie młodzi ludzie szukają pomocy u edukatorów seksualnych, telefonicznie i SMS-owo. Pewna dziewczyna pisze, że dużo starszy wuj często ją odwiedza, zamyka się z nią w pokoju i dotyka w niepokojący sposób, a ona nie wie, co robić, i bardzo się boi. Zastrzegła jednak, by do niej nie dzwonić. 15-latek martwi się krzywym penisem, 13-latka – brakiem okresu, a 16-latka podejrzewa nadżerkę (według opisów w kolorowym pisemku dla dziewcząt), ale nie chce rozmawiać z rodzicami i wstydzi się pójść do lekarza. Aleksandra Teliszewska jest psycholożką, ma 27 lat. Edukuje od trzech lat. W Warszawie jest jednym z 14 wolontariuszy edukatorów seksualnych, dołączyło do nich kilku w Gdańsku. Docierają z Grupą

Cały tekst artykułu można przeczytać w elektronicznej wersji „Przeglądu”, która jest dostępna dla posiadaczy e-prenumeraty lub subskrypcji cyfrowej.

Książki

Zanim zapłonie znicz…

Wydawnictwo STUDIO EMKA Zbigniew Domino już kiedyś pisał o Chinach. Było to prawie ćwierć wieku temu i zaowocowało książką „Plac Niebiańskiego Spokoju”, będącą rodzajem reportażu literackiego, opisującą rzeczywistość postmaoistowską jednolicie umundurowaną, Państwo Środka pełne zdumiewających kontrastów, ale przeważnie w dekoracjach raczej siermiężnych. Po latach, w ubiegłym roku, autor był tam ponownie – ale w Chinach już innych, prawie kompletnie odmienionych. Tę cywilizacyjną przepaść ćwierćwiecza najłatwiej zaobserwować na pekińskiej ulicy, wodząc oczyma za młodymi mieszkankami tego niezmiennie od lat zadziwiającego miasta. Swoje obserwacje Domino rejestruje tak oto: „Dawniej Chinki umundurowane na granatowo odróżniały się tylko twarzami. Dziś diametralnie odmienione! Tylu ładnych i zgrabnych dziewcząt nigdy dotąd tam nie widziano. To też jest jakiś znak rozwoju współczesnych Chin. Odważnie zrzuciły z siebie, maskujące ich oryginalną, intrygującą kobiecość, ponure kokony tan-i i wyfrunęły z nich na wolność niby piękne, wielobarwne motyle. To głównie chińskie kobiety i dziewczęta ubarwiły, zeuropeizowały dzisiejsze chińskie, nie tylko pekińskie ulice”. Tych kontrastów, zaskoczeń i zadziwień autor doznaje na każdym kroku i może nieco przesadnie popada nieraz w euforię, ale dziwić się nie ma czemu. To wszystko rzeczywiście może przyprawiać przybysza z Europy,

Cały tekst artykułu można przeczytać w elektronicznej wersji „Przeglądu”, która jest dostępna dla posiadaczy e-prenumeraty lub subskrypcji cyfrowej.

Nauka

Eureka

PALEONTOLOGIA Polskie dinozaury W cegielni w Lisowicach, małej wiosce między Częstochową a Opolem, grupa naukowców pod kierownictwem prof. Jerzego Dzika odnalazła świetnie zachowane kości dwóch nieznanych dotąd gadów. Szczątki należą do teropoda i dicynodonta. Teropod to jeden z najstarszych dinozaurów drapieżnych, przodek słynnego tyranozaura. Gad, roboczo nazwany przez naukowców Smokiem, miał 4-5 m długości i posiadał długie, chwytne kończyny. Dicynodont to gad ssakokształtny, przypominający nieco hipopotama. Jego odnalezienie podważa teorię wielkiego wymierania – do tej pory uważano, że w mezozoiku gady ssakokształtne wyginęły na skutek jakiegoś gwałtownego uderzenia, np. uderzenia planetoidy, i ustąpiły miejsca dinozaurom. Tymczasem odkryty w Polsce gad pochodzi z okresu znacznie późniejszego, co sugeruje, że żył w późnym triasie wraz z wielkimi dinozaurami. Doniesienie to może zmienić spojrzenie naukowców na procesy ewolucyjne. Szczątki pochodzą sprzed ok. 200 mln lat, co oznacza, że nowo odkryty dicynodont to najmłodszy znany gad ssakokształtny. EKOLOGIA Solarny gigant W Hiszpanii na spalonym przez słońce płaskowyżu Guadix w Andaluzji powstaje największa elektrownia solarna świata. Latem temperatury sięgają do 40 stopni C, a niebo zazwyczaj jest bezchmurne. Gigantyczna fabryka energii nosi nazwę Andasol. Już we wrześniu z pierwszego sektora o mocy

Cały tekst artykułu można przeczytać w elektronicznej wersji „Przeglądu”, która jest dostępna dla posiadaczy e-prenumeraty lub subskrypcji cyfrowej.

Książki

Szczytne idee de Coubertina

Letnie igrzyska olimpijskie w Pekinie rozpoczynają się lada dzień, będzie zatem mnóstwo okazji do przypominania o idei olimpizmu tak propagowanej przez Pierre’a de Coubertina. Okazją do wspomnień i wspaniałym kompendium wiedzy na temat historii igrzysk jest też niewątpliwie monumentalna, bogato ilustrowana i udokumentowana praca Davida Millera, dziennikarza i sprawozdawcy sportowego. Autor przypomina w niej najważniejsze fakty z historii ruchu olimpijskiego i kreśli sylwetki jego największych bohaterów. Nie mogło zabraknąć wśród nich Spiridiona Louisa, zwycięzcy pierwszego maratonu, a także Jima Thorpe’a, Sonii Heine, Jesse’ego Owensa, Emila Zatopka, Carla Lewisa i wielu innych. Na potrzeby tej książki Miller przeprowadził wywiady z ponad 50 członkami MKOl, które otwierają każdy z rozdziałów. „Współczesne igrzyska olimpijskie rzadko przebiegały bez trudności i jak można było się spodziewać, pojawiało się wiele kontrowersji, a czasem kryzysów, z których parę zagroziło ciągłości igrzysk oraz samym władzom, Międzynarodowemu Komitetowi Olimpijskiemu”, pisze we wstępie Jacques Rogge, prezes MKOl, a David Miller potwierdza te słowa, odnosząc się nie tylko do najszczytniejszych rozdziałów igrzysk, lecz także to momentów szczególnie trudnych w ich dziejach. Znalazły się tu zatem opisy nazistowskich igrzysk w 1936 r., zamachu terrorystycznego na sportowców z Izraela podczas igrzysk w Monachium w 1972 r. czy przypomnienie

Cały tekst artykułu można przeczytać w elektronicznej wersji „Przeglądu”, która jest dostępna dla posiadaczy e-prenumeraty lub subskrypcji cyfrowej.

Książki

Bez utopii nie ma postępu

„Spotkania z utopią w XXI wieku” pod redakcją naukową Piotra Żuka dotykają problematyki, która już dawno powinna znajdować się na śmietniku historii. Przekonanie, że ostatnia wielka próba realizacji utopii zakończyła się porażką w 1989 r., jest dość powszechne. Zwolennicy tej tezy zapominają bądź starają się ukryć fakt, że również dzisiaj żyjemy w świecie rzeczywistości będącej skutkiem realizacji utopii. Utopii neoliberalnej. Pokazuje to doskonale, że sama koncepcja utopii nie należy do świata archeologii wiedzy, lecz do świata dzisiejszej rzeczywistości. Książka pod redakcją Piotra Żuka składa z trzech części. Pierwsza z nich dotyczy utopii społecznych. W tej części szczególnie warty polecenia jest artykuł prof. Tadeusza Kowalika dotyczący powstających w USA koncepcji socjalizmu rynkowego oraz innych prób rewizji neoliberalnych dogmatów ekonomicznych. Problematykę prawicowej utopii rynkowej Roberta Nozicka podniósł również w swoim artykule dr Mariusz Turowski. Druga część „Spotkań z utopią w XXI wieku” koncentruje się na tematyce będącej jednym z symboli nowego stulecia, czyli na utopiach technologicznych i komputerowych. W części tej zwraca uwagę artykuł dr Teresy Święćkowskiej przedstawiający ideę ruchu wolnego oprogramowania oraz tekst Edwina Bendyka relacjonujący dyskusję, w jaki sposób rozwój technologiczny zmienia i będzie zmieniał społeczeństwo. Trzecia część dotyczy

Cały tekst artykułu można przeczytać w elektronicznej wersji „Przeglądu”, która jest dostępna dla posiadaczy e-prenumeraty lub subskrypcji cyfrowej.