Archiwum

Powrót na stronę główną
Aktualne Przebłyski

Laur SDP dla o. Rydzyka

„Nauczył nas, jak się robi media bez pieniędzy”, powiedziała Jolanta Hajdasz, przewodnicząca Stowarzyszenia Dziennikarzy Polskich, wręczając specjalne wyróżnienie – Laur SDP 2025. Któż jest tym cudotwórcą? Nie uwierzycie. Nagrodę odebrał osobiście o. Tadeusz Rydzyk, który dobrotliwie potraktował ten żart. Po części jest to żart prawdziwy. Bo wszystko było za kasę wyszarpaną od państwa, spółek i emerytów. A nagroda SDP? No cóż, kasa ciągnie do kasy, o. Rydzyk zgromadził setki milionów, a SDP wyciągnęło za rządów PiS kilkanaście. Nie tylko wiedzą, gdzie stoją konfitury, ale też potrafią się do nich dobrać. Zasługi ekipy pani Hajdasz i o. Rydzyka dla wolności słowa są zaś takie same. Czyli nieznane.

Legitymacja SDP zaczyna być coraz większym wstydem dla członków.

Ten artykuł przeczytasz do końca tylko z aktywną subskrypcją cyfrową.

Kultura

W pojedynkę, chociaż razem

Po 39. Toruńskich Spotkaniach Jednego Aktora

Teatr jest sztuką zespołową, ale teatr jednego aktora to wyjątek od tej reguły. Chociaż tylko do pewnego stopnia. Poza klasykami gatunku, Danutą Michałowską, Wojciechem Siemionem, Tadeuszem Malakiem czy Ireną Jun, mało kto ważył się bez wsparcia innych twórców, tzw. trzeciego oka (reżysera, autora scenariusza czy scenografa), samodzielnie konfrontować z publicznością. Ale choć uprawiających autorski teatr jednego aktora jest niewielu, i tak cała odpowiedzialność za spektakl spoczywa na barkach osoby, która spotyka się z widownią sam na sam. Panuje przekonanie, że artyści mierzący się z tym gatunkiem teatru skazani są na samotność.

Agnieszka Przepiórska, należąca do twórczyń wytyczających ścieżki monodramu, nie podziela tej opinii. Na scenie nie czuje się samotna. Przeciwnie, nawiązuje silną więź z publicznością. Dopiero po spektaklu – tak się zdarza – zagląda jej w oczy samotność. Tak podczas premiery książki „Bioteatr Agnieszki Przepiórskiej” mówiła jej autorka, Katarzyna Flader-Rzeszowska. Książka ukazała się w serii „Czarna książeczka z Hamletem”, poświęconej sztuce monodramu, zainicjowanej niemal 20 lat temu przez Wiesława Gerasa. Ta już 19. pozycja powiększającej się wciąż biblioteki łączy walory eseju, pracy badawczej i zajmującego opowiadania. Udało się tu przedstawić drogę aktorki przez teatr jednoosobowy, jej odkrycia i samodzielną w nim rolę jako twórczyni skupionej na przywracaniu pamięci o bohaterkach przeszłości. Niektóre postacie mają imiona i nazwiska, jak poetki Zuzanna Ginczanka, Barbara Sadowska i Jadwiga Stańczakowa czy biolożka Simona Kossak, inne jedynie imiona jako reprezentantki wspólnego losu.

Tak jak pani Irena, bohaterka „Ocalonych”, przejmującej opowieści o ofiarach przemocy, gwałtów i mordów popełnianych pod koniec powstania warszawskiego przez zwyrodnialców z rosyjskiej formacji RONA, pozostającej na usługach hitlerowców. To oni stłoczyli na Zieleniaku przy ulicy Grójeckiej na Ochocie tysiące kobiet, które poddali bestialskim torturom i przemocy seksualnej, doprowadzając do śmierci. Trudno nawet powiedzieć, ile naprawdę było ofiar i gdzie zagrzebano ich ciała, bo pamięć o tym okrucieństwie latami starannie wymazywano, a gwałty wybielano. O tym opowiada w monodramie Przepiórska, walcząc o pamięć, szacunek i prawdę o kobietach ofiarach, którym należy się cześć równa innym walczącym z opresją okupantów i ich popleczników. Aktorka użycza swojego głosu wymazanym z historii, a jednocześnie przemawia własnym głosem. Jej emocje towarzyszą bohaterkom sprzed lat. Dramaturg Piotr Rowicki, od dawna współpracujący z Przepiórską, wzmacnia jej żywiołowy protest przeciw przemocy cytatami z „Orestei” Ajschylosa, monologiem zemsty wykrzyczanym przez obraną na sojuszniczkę Klitajmestrę.

Tym monodramem zainaugurowany został tegoroczny przegląd w Toruniu. Temperatura emocjonalna „Ocalonych”, która sprawia, że publiczność prawie nie oddycha, towarzysząc aktorce ze ściśniętym gardłem, wyznaczyła główny tor spotkań. Dobór monodramów świadczył o staraniach organizatorów, aby był to przegląd działający na wyobraźnię i wrażliwość widowni. Przede wszystkim młodej, która obcowała ze zmaganiami z minionym i światem współczesnym. Autorzy i wykonawcy wracali do trudnych kart historii, tak jak Anna Rozmianiec („Maryla – ku przestrodze”), przywołująca zapomnianą postać sportsmenki Marii Kwaśniewskiej, brązowej medalistki z igrzysk w Berlinie w 1936 r. Albo Michał Piela

Ten artykuł przeczytasz do końca tylko z aktywną subskrypcją cyfrową.

Książki

Fałszywe świadectwo

Mit Żyda, niewiernego i niewdzięcznego wobec ojców Kościoła, był wałkowany na wszelkie sposoby

Artur Nowak: Jednym z fundamentów antyżydowskiego mitu są mordy rytualne. Nie da się ominąć tego tematu, jeżeli chcemy wyjaśnić historię prześladowań Żydów w różnych okresach historii. Zakładam, że nasi czytelnicy mają jakąś wiedzę na ten temat, ale nigdy dość dekonstrukcji tego mitu, a w zasadzie oszczerstwa. Zanim jednak zaczniemy rozmawiać o szeroko opisanych, zwłaszcza w literaturze amerykańskiej, mordach rytualnych, powiedzmy o innych pomówieniach mających zohydzić Żydów. Byli oni przedstawiani jako ci, którzy szerzą zarazy dziesiątkujące średniowieczne społeczeństwa.

Stanisław Obirek: Literatura na temat różnych sposobów oczerniania Żydów jest nie do ogarnięcia. Właściwie każdy szanujący się autor, który zajmuje się stosunkami żydowsko-chrześcijańskimi, wcześniej czy później pisze na ten temat książkę. Ich lektura jest dość przygnębiająca i w pewnym sensie monotonna, bo pojawiają się ciągle te same motywy, o których również w naszych rozmowach ciągle wspominamy.

Jednym z najlepszych znawców problematyki chrześcijańskiego antysemityzmu był zmarły w 2010 r. amerykański historyk Robert Michael, który napisał na ten temat wiele książek. Ale dwie zasługują na szczególną uwagę. „Holy Hatred: Christianity, Antisemitism, and the Holocaust” z 2006 r. („Święta nienawiść. Chrześcijaństwo, antysemityzm i Holocaust”), w której wykazuje, że bez długiej historii chrześcijańskiego antysemityzmu nie byłoby Holokaustu. Czy, ujmując rzecz jeszcze mocniej, to chrześcijaństwo utorowało drogę do Zagłady europejskich Żydów. Drugą książką jest „A History of Catholic Antisemitism: The Dark Side of the Church” z 2008 r. („Historia antysemityzmu. Ciemna strona Kościoła”). Obie powstały z potrzeby dania świadectwa prawdzie, bez której nie można sobie wyobrazić poprawnych stosunków między tymi dwiema grupami religijnymi.

Pierwsza składa się z pięciu rozdziałów, z których każdy jest małą monografią na tytułowy temat. Najpierw czytelnik otrzymuje szeroką panoramę chrześcijaństwa jako religii z gruntu antysemickiej, która doprowadziła do Holokaustu. Kolejno mamy omówione antyżydowskie traktaty ojców Kościoła, przemoc w okresie średniowiecza. Dwa ostatnie rozdziały poświęcone są ze względów oczywistych Niemcom, ze szczególnym uwzględnieniem kontynuacji wątków antysemickich od Lutra do Hitlera. Ostatni rozdział koncentruje się na wpływie Hitlera na tożsamość narodu niemieckiego. Druga ze wspomnianych książek, choć objętościowo skromniejsza, obejmuje znacznie szersze obszary tematyczne i koncentruje się w dużym stopniu na papiestwie. Mamy tu porównanie świata pogańskiego z katolikami, które nie wypada korzystnie dla tych drugich.

Robert Michael pokazuje też, jak w teologii chrześcijańskiej na długo przed Fryderykiem Nietzschem odwrócono wartości i jak bardzo zmasowany był wysiłek oczerniania Żydów. No i obrazuje, jak prawo rzymskie zostało użyte do dyskryminowania Żydów.
– Pojawiają się wątki znane z poprzedniej książki, jak średniowieczna przemoc i pogłębianie się procesu zniesławiania Żydów w okresie wypraw krzyżowych. Autor zatrzymuje się dłużej nad antyżydowską polityką papiestwa, a w ostatnich rozdziałach przygląda się antysemityzmowi trzech krajów: Austro-Węgier, Francji i Polski. Kończy rozważania analizą współczesnej polityki papiestwa i refleksją nad charakterem katolickiego rasizmu.

Jak wspomniałem, to tylko jedna z wielu propozycji książkowych, by poznać ciemną stronę historii chrześcijaństwa, w której mentalność antysemicka do dzisiaj jest mocno obecna. Przyprawianie Żydom rozmaitych gąb trwają od wieków.

Dominikanin Giordano da Rivalto, czyli Jordan z Pizy, który żył w latach 1260-1311, pisał, że Żydzi kontynuowali mordowanie Chrystusa, kradnąc hostię, i powtarzali ukrzyżowanie, atakując ją, jakby była ciałem. Brzmi to makabrycznie.
– Dobrze, że go wspominasz, bo Robert Michael poświęca mu sporo uwagi w swoich obu książkach. Jest on o tyle ciekawym przykładem antysemity, że był jednym z najlepiej wykształconych ludzi swego czasu, a wioska Rialto, z której pochodził, do dzisiaj szczyci się nim jako poprzednikiem Dantego ze względu na piękno dialektu toskańskiego, jakim się posługiwał. I to właśnie ten znakomicie wykształcony teolog jest autorem w samej rzeczy makabrycznych koncepcji.

Przywołajmy fragment jego rozważań z „Holy Hatred”, by zdać sobie sprawę z tego, o czym mówimy: „[Żydzi] są źli w sercu i nienawidzą Chrystusa ze złą nienawiścią (…) gdyby mogli, ukrzyżowaliby Go na nowo każdego dnia (…). Są znienawidzeni na całym świecie, ponieważ są źli wobec Chrystusa, którego przeklinają”. Te słowa nie pozostały bez konsekwencji. Jak pisze dalej Michael: „Giordano twierdził, że był obecny, gdy chłopiec Jezus w cudowny sposób pojawił się na hostii sprofanowanej przez Żydów. Z dumą twierdził, że ten cud pobudził chrześcijan do zamordowania 24 tys. Żydów w ramach kary za ich zły czyn”. Nawet jeśli te dane są przesadzone, dają nam pojęcie o straszliwym spustoszeniu

Fragmenty książki Artura Nowaka i Stanisława Obirka Antysemickie chrześcijaństwo, Prószyński i S-ka, Warszawa 2025

Ten artykuł przeczytasz do końca tylko z aktywną subskrypcją cyfrową.

Świat Wywiady

Bliski Wschód – te problemy do nas przyjdą

Wojny bliskowschodnie kosztowały USA już 8 tysięcy miliardów dolarów

Krzysztof Płomiński – dyplomata, specjalista od krajów arabskich. W MSZ przepracował kilkadziesiąt lat (1971-2006), był m.in. ambasadorem Rzeczypospolitej Polskiej w Iraku (1990-1996) i Arabii Saudyjskiej (1999-2003), a w latach 2004-2006 dyrektorem Departamentu Afryki i Bliskiego Wschodu. W 2019 r. opublikował wspomnienia „Arabia incognita. Raport polskiego ambasadora”.

Panie ambasadorze, jak w tej chwili wygląda sytuacja na Bliskim Wschodzie? Czy Iran się obronił, czy został rzucony na kolana?
– Poczekajmy. Nie wiemy jeszcze, jak sytuacja się rozwinie. Czy to jest rzeczywiste zawieszenie broni, po którym nastąpi formalny rozejm i być może zostanie uruchomiony proces pokojowy, czy też będzie okres niestabilności, wzajemnego nękania. Generalnie na pewno Iran nie został rzucony na kolana do tego stopnia, żeby przyjąć warunki czy bezwarunkową kapitulację. Ale czy jest gotów wejść w dialog ze Stanami Zjednoczonymi, szukać jakiegoś rozwiązania? Myślę, że na to pytanie nikt nie jest w stanie odpowiedzieć. Tym bardziej że w całej tej wojnie nie chodziło jedynie o program atomowy.

To mógł być pretekst?
– Zgadzam się z opiniami szefowej amerykańskich służb specjalnych Tulsi Gabbard i większości przedstawicieli Międzynarodowej Agencji Energii Atomowej, że tu nie było bezpośredniego zagrożenia. Nie było tak, że lada moment ajatollahowie wyjdą z walizkami pełnymi bomb. To jeszcze nie ten etap. Ale Iran, poza programem atomowym, od dawna budzi emocje i kontrowersje. Jedna to jego wpływy w regionie. Owszem, od czasu terrorystycznego ataku Hamasu na Izrael zostały one bardzo ograniczone i zmniejszone – i w Libanie, i w Syrii, aż do Jemenu. Natomiast nigdy nie zostały całkowicie wykorzenione. I w dalszym ciągu mają potencjał odbudowy.

Dlaczego?
– Bo z jednej strony jest element religijny, z drugiej bardzo nośny czynnik palestyński. A także powszechna obawa przed polityką Izraela. Izrael prowadzi w tej chwili politykę supermocarstwa regionalnego i takim mocarstwem z pewnością stał się jeszcze przed atakiem na Iran. W nieodległej perspektywie będzie to zmuszało wszystkie kraje regionu do przewartościowania dotychczasowej polityki i zmiany układu sił.

Druga sprawa, jeśli chodzi o Iran, to jego program rakiet balistycznych. W tym konflikcie to nie broń atomowa, tylko te rakiety okazały się bronią, która rzeczywiście zagroziła Izraelowi. Bo zaczęły się przedzierać przez żelazną kopułę, przez system obrony powietrznej Izraela.

Kolejny element, z którym należy się liczyć, to pytanie, czy Iran, który dotychczas prowadził konsekwentną politykę niewchodzenia w formalne sojusze z innymi mocarstwami, tej polityki nie zmieni. Nie sądzę, żeby szukał takiego sojuszu z Rosją, ale z Chinami jak najbardziej.

Oto więc bliskowschodni kocioł – polityka Iranu, polityka Izraela, problem Palestyny oraz czynnik religijny. Do tego mieszające w tym kotle supermocarstwa.
– Na Bliskim Wschodzie mamy do czynienia z całym splotem konfliktów, które w większości są niestety konsekwencją polityki naszych amerykańskich sojuszników. Przekonania, że tamte ludy rozumieją tylko siłę. W związku z tym w ciągu dekad żaden konflikt nie został rozwiązany.

Bo jedną wojnę gaszono następną.
– Tworzył się łańcuszek, nie było widać końca. Choć w pewnym momencie w Stanach Zjednoczonych w różnych środowiskach zaczęto myśleć refleksyjnie. Najwyraźniejszym przejawem tej zmiany myślenia i refleksji na temat polityki bliskowschodniej była wizyta prezydenta Joego Bidena, który przyjechał do Izraela bezpośrednio po zamachach terrorystycznych Hamasu. Mówił wtedy: nasi izraelscy przyjaciele, nie powtarzajcie tych samych błędów, które my popełniliśmy po 11 września! Nie działajcie w zapamiętaniu i z nienawiścią, myśląc jedynie, jak się rozprawić z wrogami siłą, a nie biorąc pod uwagę innych elementów.

Czy to myślenie zachowało się w polityce USA?
– Ono istnieje. Także w bezpośrednim środowisku popierającym Donalda Trumpa. Wynikiem tego były bardzo silne naciski, żeby Stany Zjednoczone nie angażowały się wojskowo w Iranie. Ale zwyciężyła przeciwna grupa. Natomiast przeciwnicy zaangażowania Ameryki na Bliskim Wschodzie na taką skalę, jaka jest w tej chwili, mają coraz więcej do powiedzenia w Waszyngtonie.

Jakie mają argumenty?
– Przede wszystkim finansowe. Wojny bliskowschodnie kosztowały Stany Zjednoczone dotychczas, uwaga, 8 tysięcy miliardów dolarów! Nawet dla takiego bogatego kraju to potężna suma.

Druga sprawa – okazuje się, że te wojny, gniew, zapamiętanie, które towarzyszyły polityce bliskowschodniej, niechęć do używania środków politycznych, zachwiały globalną pozycją Stanów Zjednoczonych. Pisałem o tym wielokrotnie – amerykańskie zapatrzenie w wojnę z terroryzmem islamskim powodowało, że więcej terrorystów się rodziło, niż umierało. To musi budzić refleksję. Również w Europie, która dość nieporadnie i beztrosko przygląda się temu, co się dzieje wokół jej południowych granic. I znalazła się w sytuacji, że z jednej strony ma zagrożenie ze Wschodu polityką rosyjską, a z drugiej cały zespół pełzających zagrożeń ze strony Bliskiego Wschodu, które są w ogromnym stopniu związane z polityką Stanów Zjednoczonych i Izraela.

Na czym polega bliskowschodnie zagrożenie dla interesów europejskich?
– Po pierwsze, mamy w bezpośrednim sąsiedztwie chaos i obszar niestabilności. To oznacza, że nie możemy korzystać gospodarczo ze współpracy i na tym tracimy. Po drugie, istnieje zagrożenie terroryzmem, który stamtąd płynie. Terroryzm nie rodzi się ot tak, na pustyni, bo komuś coś przyszło do głowy. Jest konsekwencją warunków, w których przyszli terroryści żyją. I narzędziem w polityce globalnych oraz regionalnych graczy. Po trzecie, zagrożenia migracyjne. Bieda, chaos, nierozwiązywane problemy przekładają się na miliony uchodźców, którzy mogą kierować się tylko do Europy. Bo gdzie? I wcale się nie zdziwię, jeśli w kolejnych wyborach w Niemczech, przy takiej polityce, jaką Niemcy prowadzą, zwycięży AfD. Albo wejdzie do rządu.

Po czwarte, my, Europa, mamy swoje wartości. Te, które w Gazie Izrael łamie, i to w sposób brutalny, bezwzględny. A Europa się przygląda i w zasadzie milczy.

Trudno nam w Europie atakować Izrael.
– Część Europy wciąż żyje w syndromie Holokaustu, odpowiedzialności za tamten czas. Tylko że tragedia Gazy ma katastrofalny wymiar. A jeżeli popatrzymy na politykę i oświadczenia najbardziej skrajnych sił w rządzie izraelskim, nie ma wątpliwości, że oni wierzą, że z boskiego nadania cała Palestyna należy się Izraelowi.

I zaczynają to realizować.
– Przygotowują się po prostu do tego, żeby i w przypadku Gazy, i w przypadku Zachodniego Brzegu podjąć drastyczne działania, wypędzić ich mieszkańców. Jeżeli popatrzymy na skład rządu izraelskiego i na te najbardziej skrajne partie religijne, to gdyby Izrael był członkiem Unii Europejskiej, zostałby albo obłożony sankcjami, albo usunięty z tego grona. Bo artykułowane są tam często faszystowskie poglądy, co przez społeczność międzynarodową jest w coraz większym stopniu podnoszone. Polityka rządu

r.walenciak@tygodnikprzeglad.pl

Ten artykuł przeczytasz do końca tylko z aktywną subskrypcją cyfrową.

Aktualne Od czytelników

Listy od czytelników nr 27/2025

Kościół sklejony z PiS

Dlaczego tak jest? Od polskiej chadecji, nie mówiąc już o lewicy, rzadko słyszy choć jedno dobre słowo. A przecież, niezależnie od stopnia pobożności, nie sposób nie widzieć, że w wielu ośrodkach Kościół jest ostoją patriotyzmu, stróżem lokalnych tradycji i kustoszem pamięci – wszystkiego, dzięki czemu niedziela staje się dniem świątecznym: ludzie ubierają się uroczyście, regionalne zespoły w stroje historyczne, śpiewają miejscowe chóry i grają muzycy, twarze przybierają wyraz skupienia i życzliwości. Tysiące utrzymanych w blasku budowli sakralnych są dobrem ogólnonarodowym, również muzealnym, i nieodłączną częścią polskiego krajobrazu. Zasługują na coś więcej niż na zaciętą twarz pani minister edukacji.
Andrzej Lam

 

Państwo marginalizuje kolej

Koleś najpierw przyklaskiwał, kiedy PiS przez osiem lat rujnowało spółkę, w której pracuje, i rozdawało pieniądze, aby idioci na nich głosowali, a kiedy firma zbankrutowała, to wielkie zdziwienie, że ludzie tracą robotę. Tracą właśnie przez takich związkowców, którzy wspólnie z zarządem sprzedawali lokomotywy w leasing zwrotny, aby wypłacić ludziom podwyżki. Tak się kończy debilizm ekonomiczny w każdej państwowej spółce, która powinna wypracowywać zysk dla podatników do budżetu państwa, a nie być dotowana przez podatników.
Darek Skiba

 

W niektórych miejscach pracy (nie tylko w PKP Cargo) zostaną zatrudnieni tylko związkowcy. Obecna archaiczna ustawa o związkach zawodowych to umożliwia. Niestety, nikt nie podnosi w Polsce tego tematu. Popatrzmy, jak górniczy lub rolniczy związkowcy walczą o swoje synekury, a nie o restrukturyzację, która zapewni miejsca pracy. Plus brak wysokich wymagań w trakcie konkursów na stanowiska kierownicze, a później brak odpowiedzialności karnej za niewłaściwe decyzje. Dużo rzeczy do zmiany.
Jolanta Holko

 

Inaczej o ludobójstwie w Gazie

Skoro Izrael jest największym przyjacielem Jankesów, to znaczy, że według dzisiejszej propagandy jest tym dobrym, a jego działania są słuszne. Czyli biedny Izrael walczy z roszczeniowymi i wiecznie niezadowolonymi terrorystami palestyńskimi. Tak samo sytuacja była przedstawiana w jedynie słusznej propagandzie, gdy Jankesi bombardowali Irak, a potem Serbów, ponownie Irak, a na końcu Afganistan. Totalna znieczulica co do ofiar i zniszczeń, a nawet otwarte kibicowanie Jankesom zabijającym „tych złych”. Podejrzewam, że gdyby Stany Zjednoczone zaatakowały Ukrainę, polskie media przedstawiałyby herosów amerykańskich walczących ze skorumpowanym rządem banderowców i ich nazistowskimi siepaczami z Prawego Sektora. Tak samo będzie z obecnym konfliktem Izraela z Iranem. Wszystko zależy od tego, w którą stronę jest zwrócona propagandowa tuba, jasno określająca, kto jest dobry, a kto zły. Niezależnie od prawdziwej sytuacji geopolitycznej, ideologicznej czy ekonomicznej uczestniczących w konflikcie stron.
Michał Czarnowski

Ten artykuł przeczytasz do końca tylko z aktywną subskrypcją cyfrową.

Kraj

Polska w chaosie

Fałszerstwa, pomyłki w liczeniu głosów, przedstawiciele fikcyjnych komitetów w komisjach wyborczych. Oto, co zafundował nam Jarosław Kaczyński

Czegoś takiego jeszcze nie było w historii polskich wyborów: ponad 50 tys. protestów wyborczych, które wpłynęły do Sądu Najwyższego, liczne tzw. cuda nad urną i na dokładkę pisowscy nominaci ulokowani w nielegalnej Izbie Kontroli Nadzwyczajnej i Spraw Publicznych Sądu Najwyższego, którzy będą orzekać o ważności wyborów na urząd prezydenta RP.

Zapowiedzi fałszerstw

Już od kilku miesięcy politycy partii Jarosława Kaczyńskiego ostrzegali swoich sympatyków przed masowymi fałszerstwami wyborczymi. Było to niedorzeczne, bo PiS w ciągu ośmiu lat swoich rządów tak bardzo przeorało Kodeks wyborczy (uzasadniając to kłamliwie troską o praworządność), że nic podejrzanego nie powinno się wydarzyć. Matactwa miały oczywiście pogrążyć Karola Nawrockiego. Przedstawiciele związanych z PiS organizacji Ruch Kontroli Wyborów i Ruch Ochrony Wyborów (czuwały one nad prawidłowym przebiegiem głosowania, a koordynatorem tej drugiej był Przemysław Czarnek) wskazywali liczne niedoskonałości procesu wyborczego, m.in. korzystanie z wadliwej aplikacji mObywatel do potwierdzenia swojej tożsamości przez głosującego, możliwe masowe podrabianie zaświadczeń o prawie do głosowania w innym miejscu niż miejsce zamieszkania, „nierzetelne” liczenie głosów, „omyłkowe” przypisywanie głosów, unieważnianie głosów poprzez dopisywanie znaku X lub uszkadzanie kart wyborczych.

Była pisowska kuratorka oświaty Barbara Nowak straszyła „awarią” lub „zdalną modyfikacją algorytmu” (o jaki algorytm chodzi, nie wyjaśniła) pomiędzy komisją lokalną a centralną, a nawet manipulacjami w centralnej bazie gromadzącej głosy z całego kraju. Anita Gragas, tzw. dziennikarka śledcza pisowskich mediów, ostrzegała wyborców przed używaniem długopisów udostępnianych w lokalach wyborczych, gdyż mogą to być znikopisy, po użyciu których tusz się ulatnia po kilku godzinach. Zalecała, aby używać jedynie własnych długopisów, a dla pewności zabrać ze sobą do lokalu wyborczego świeczkę i zatrzeć nią wolne pole z nazwiskiem kontrkandydata Nawrockiego, „bo na wosku nikt nie dopisze krzyżyka”.

Poseł PiS Paweł Jabłoński (w rządzie Mateusza Morawieckiego był wiceszefem MSZ) wystosował apel do członków komisji wyborczych w placówkach dyplomatycznych: „Wiem, że większość z Was bardzo chce, żeby te wybory były uczciwe. Jeśli byłyby jakieś próby fałszerstwa, to swoją drogą to też będzie bardzo łatwo wykryć, jeśli się jakieś tam będą proporcje głosów znacząco różniły, więc jeśli ktoś by się zabierał za fałszerstwa, to nie róbcie tego, bo to wykryjemy. Natomiast wielka prośba do wszystkich członków komisji, pracowników naszych konsulatów, ambasad – bądźcie szczególnie uważni. Jeśli ktoś będzie chciał skręcić te wybory za granicą, zostanie to wykryte, ale możemy temu zapobiec”.

Do pilnowania wyborów zachęcał też Janusz Kowalski. „Chcą ukraść zwycięstwo Karolowi Nawrockiemu, więc apelujemy (…), aby patrzeć się na ręce, patrzeć się na długopisy, pilnować wyborów, pilnować każdej komisji, każdego, każdej polskiej wsi, miasta, gminy, po to, żeby nie ukradli zwycięstwa wyborczego Karolowi Nawrockiemu, bo co do tego nie mam żadnej wątpliwości, że nasz bonżur Rafał Trzaskowski już wie, że przegrał wybory, dlatego zrobią wszystko, żeby te wybory skręcić. (…)I ta armia patriotów stworzona tutaj przez stronę społeczną będzie taką naszą armią, która będzie pilnować prawidłowości i uczciwości wyborów”, grzmiał poseł PiS.

Strażnicy demokracji

Jak wygląda pilnowanie prawidłowości i uczciwości wyborów, zdradził Marek Zagrobelny, były wieloletni działacz PiS, który uczestniczył w Ruchu Ochrony Wyborów.

„To jednym słowem partyjny twór, który z jakąkolwiek »ochroną« nie ma nic wspólnego. To organ stworzony w pierwszej kolejności do nachalnej mobilizacji pisowskich działaczy przed wyborami. A w drugiej? Do fałszowania! »Szkolenia« tego czegoś odbywają się w atmosferze nieustannego nagabywania członków i sympatyków PiS do przejmowania totalnej kontroli nad obwodowymi komisjami wyborczymi. Ruch skupia się później bowiem głównie na członkach komisji. Ci ludzie są zmuszani do tego, aby zostawali przewodniczącymi i wiceprzewodniczącymi komisji obwodowych, a później w dniu wyborów do bycia »pod telefonem« z szefostwem lokalnych struktur PiS i wykonywania poleceń (…). PiS działa tu czysto ideologicznie na bazie popularnych w partii spiskowych teorii. Po prostu zachęca się ludzi do fałszowania głosów. Wyszukuje się w tym celu jak najbardziej chętne do tego osoby i dosłownie instruuje o sposobach i technikach fałszowania. Oczywiście odbywa się to w dużej mierze nieoficjalnie, między słowami oraz najczęściej w rozmowach »w cztery oczy« lub gdzieś w przerwach podczas tych rzekomych szkoleń. Same szkolenia mają natomiast część oficjalną, która ma sprawiać wrażenie powagi, merytoryki i informować o procedurze wyborczej. Niemniej jednak dziś, widząc, na jaką skalę sfałszowano obecne wybory, jestem sobie w stanie wyobrazić nawet to, że odpowiednie instruktaże o fałszowaniu podawano i omawiano dość otwarcie – wprost na spotkaniach”, napisał Zagrobelny na Facebooku.

Choć w wyborach prezydenckich udział brało 13 kandydatów, to w komisjach wyborczych zasiadali przedstawiciele aż 44 komitetów wyborczych, nawet tych, które nie zebrały wymaganej liczby 100 tys. podpisów albo w ogóle nie prowadziły zbiórek podpisów. Wystarczyło się zarejestrować, by mieć swojego przedstawiciela w komisji wyborczej (każdemu komitetowi przysługiwało jedno miejsce). Przedstawiciele „komitetów widmowych” obsadzili 35 tys. miejsc w komisjach wyborczych

Ten artykuł przeczytasz do końca tylko z aktywną subskrypcją cyfrową.

Wywiady Zdrowie

Astma wymaga kontroli

O przestrzeganiu zaleceń lekarskich i szansach na normalne życie

Prof. dr hab. n. med. Radosław Gawlik – kierownik Katedry i Kliniki Chorób Wewnętrznych, Alergologii i Immunologii Klinicznej Śląskiego Uniwersytetu Medycznego w Katowicach oraz prezydent Polskiego Towarzystwa Alergologicznego

Panie profesorze, gdzie jest granica między astmą a astmą ciężką?
– Można to wytłumaczyć dość jasno. Astma jako choroba bywa stosunkowo łatwa do opanowania – jeśli leczenie przebiega prawidłowo, mówimy wtedy o tzw. kontroli choroby. Dla pacjenta oznacza to, że może normalnie funkcjonować: uprawiać sport, spotykać się ze znajomymi, prowadzić życie bez większych ograniczeń. Warunkiem jest systematyczne i regularne stosowanie się do zaleceń lekarskich oraz przyjmowanie odpowiednich leków.

Jeśli jednak pacjent tego nie robi albo choroba zostaje zaostrzona przez inne czynniki, takie jak infekcje, alergeny czy zanieczyszczenia, dochodzi do pogorszenia stanu zdrowia i rozwoju astmy ciężkiej.

Czy są grupy osób szczególnie narażone na wystąpienie astmy ciężkiej? Kto najczęściej na nią zapada?
– Są to głównie niewłaściwie leczone osoby. Dzieje się tak zazwyczaj dlatego, że nie stosują leków systematycznie. Początkowe objawy mają często charakter napadowy, a ich ustąpienie bywa mylnie interpretowane jako wyzdrowienie. Po pewnym czasie dolegliwości wracają, stają się coraz częstsze i dopiero wtedy pacjent trafia do specjalisty. Do pogorszenia przebiegu astmy przyczyniają się także przebyte infekcje.

Jakie inne czynniki mogą powodować, że astma przekształca się w postać ciężką?
– Należą do nich np. czynniki środowiskowe, palenie papierosów czynne bądź bierne, warunki zawodowe, czyli narażenie na substancje drażniące w miejscu pracy. To może znacząco przyczyniać się do pogorszenia stanu chorobowego.

Jak wygląda dostępność do leczenia w Polsce – teoretycznie i praktycznie?
– Dostępność jest w różnych regionach kraju zróżnicowana, ale generalnie można powiedzieć, że jest dobra. Większym problemem bywa natomiast realizacja zaleceń terapeutycznych. I to dotyczy zarówno lekarzy, jak i pacjentów. Wiele osób postrzega astmę jako chorobę napadową, incydentalną i przerywa leczenie po ustąpieniu objawów. Statystyki są niepokojące: tylko ok. 10% pacjentów przyjmuje zalecone leki wziewne rok po wizycie u specjalisty.

Tymczasem astma to choroba zapalna, która rozwija się przez lata. W Europie, czyli także w Polsce, czas od pierwszych objawów do diagnozy wynosi średnio aż siedem lat. W tym czasie toczy się nieleczony proces zapalny, który powoduje postępujące uszkodzenia. Nadużywanie popularnych w leczeniu objawowym leków rozkurczowych może dodatkowo pogarszać stan pacjenta. Te leki dają chwilową ulgę, ale nie leczą przyczyny. To tak, jakby przy złamaniu nogi wziąć tylko środek przeciwbólowy i liczyć na poprawę.

Czy astmę ciężką da się leczyć w domu?
– Tak, jest taka możliwość. Program leczenia astmy ciężkiej ewoluuje, stale wprowadzane są nowe opcje, także te dotyczące leczenia domowego. Od zeszłego roku pacjenci mogą otrzymywać lek do domu i samodzielnie go podawać. To rozwiązanie nie wpływa negatywnie na finansowanie leczenia. Niestety, pozostają jeszcze pewne ograniczenia formalne – przede wszystkim związane z wyceną takiej formy terapii i wszechobecną biurokracją.

Niektórzy pacjenci wolą przyjechać do ośrodka i otrzymać lek od pielęgniarki, ale są też

Autoryzowany wywiad prasowy przygotowany przez Stowarzyszenie Dziennikarze dla Zdrowia w związku z warsztatami z cyklu Quo vadis medicina? pt. „Optymalna terapia astmy szansą na dobre życie z chorobą”. Wiosna 2025.

Ten artykuł przeczytasz do końca tylko z aktywną subskrypcją cyfrową.

Felietony Wojciech Kuczok

Nieprzemijalna faza buntu

Wysłali Polaka w kosmos, ale niedługo wróci. Ja bym się ucieszył, gdyby tam wysłano te 10 mln, które głosowały na Nawrockiego, najlepiej na stałe, niech skolonizują jakiś księżyc albo asteroidę i niech zabiorą ze sobą cały kler, żeby im poświęcił grunt, nad którym będą się unosić w rozkosznej nieważkości. Broń Boże Wszechmogący, nie życzę im źle, ja im winszuję jak najlepiej, chciałbym, aby wszyscy zaznali wyczekiwanego Wniebowstąpienia i zostawili ten plugawy padół ziemski nam, obywatelom gorszego sortu, abyśmy w ziemskim przedpieklu ciułali dni do apokalipsy, biedni i umęczeni, ale na zawsze wolni od PiS, Konfederacji i elekta obywatelskiego.

Im więcej czasu mija od feralnej nocy wyborczej, która skazała Polskę na kolejne pięciolecie kaczystowskiego pomazańca w Pałacu Prezydenckim, tym bardziej gniew we mnie rośnie i niezgoda, krew mnie zalewa i nie dziwię się wcale rozpaczliwym nadziejom połowy narodu na odwrócenie wyników. Nasi chcą liczyć od nowa, bo Polska nie może przecież paść ofiarą epidemicznej dyskalkulii członków komisji wyborczych, co bardziej rozgorzali wietrzą wielkie fałszerstwo, bo przecież PiS umie w przekręty jak nikt inny, najbardziej zaś krewcy twierdzą, i ja z nimi zasadniczo się zgadzam, że jeśli Nawrocki ma być demokratycznie wybranym prezydentem, to mamy ostateczny dowód, że demokracja w Polsce się nie przyjęła. I zamachowi stanu, zakończonemu ostateczną delegalizacją partii prawicowych, wtrąceniem wszystkich kaczystów do lochu za podzielenie narodu oraz złapaniem krótko za mordę tych, którzy wyjdą na ulice, żeby walczyć za Jarosława, sprzeciwiam się rozumem, ale serce mi czyni piekielne podszepty. A to oznacza, że jestem o jeden psychologiczny etap umierania do tyłu w stosunku do większości wyborców Rafała Trzaskowskiego (chodzi o umieranie nadziei) – oni już przeszli do fazy targowania się i lada dzień wpadną w depresję, by po wielu miesiącach dotrzeć do mety oznaczającej pogodzenie się z wyrokiem – ja wciąż tkwię w fazie intensywnego buntu. Na uszanowanie wyników wciąż nie znajduję sposobu, albowiem to wynik absurdalny, abstrakcyjny, dojmująco smutny – Nawrocki to nawet

Ten artykuł przeczytasz do końca tylko z aktywną subskrypcją cyfrową.

Kraj

Zalew chińskich podróbek

Poczta Polska postanowiła wspierać firmę podejrzewaną o łamanie praw człowieka

Poczta Polska 3 czerwca wydała komunikat, w którym poinformowała, że zacieśnia współpracę z chińską platformą sprzedażową Temu. Naprawdę jest czym się chwalić? Państwowy dostawca usług pocztowych i bankowo-ubezpieczeniowych zacieśnił właśnie współpracę z podmiotem oskarżanym w całej Unii Europejskiej o łamanie praw konsumenckich i wykorzystywanie dzieci przy produkcji towarów.

Ktoś tego nie przemyślał

Chińska platforma jest podmiotem, przeciw któremu w listopadzie 2024 r. Komisja Europejska wszczęła formalne postępowanie mające ocenić, czy firma mogła naruszyć akt o usługach cyfrowych w obszarach związanych ze sprzedażą nielegalnych produktów. Mówi się też o potencjalnie uzależniającej konstrukcji usługi oraz systemach użytych do podtykania klientom konkretnych produktów. Wreszcie Temu nielegalnie wykorzystuje dane wrażliwe, które udostępnia swoim specjalistom w celu optymalizowania mechanizmów sprzedażowych.

Bardzo kontrowersyjny wydaje się w tej sytuacji fakt, że polscy podatnicy mają się dokładać do rozwijania sieci sprzedaży podmiotu wpieranego przez chiński rząd ulgami podatkowymi dla firm, które sprzedają swoje produkty na Temu. Efektem takiej polityki jest zalewanie europejskiego rynku tanimi produktami niespełniającym unijnych wymogów w zakresie standardów jakości czy zrównoważonego rozwoju. W tym kontekście śmieszy również komunikat wydany przez kierownictwo Poczty Polskiej: „Bliższa współpraca [z platformą Temu] umożliwi płynną integrację logistyczną, a w konsekwencji zapewni szybsze dostawy klientom w całej Polsce realizowane za pośrednictwem Poczty Polskiej”. Czy mówimy tutaj o tej samej firmie, która ma nieustające kłopoty z dostarczaniem na czas zaprenumerowanych egzemplarzy „Przeglądu” do naszych czytelników?

Na Pocztę Polską za tę współpracę natychmiast wylała się fala krytyki. Spółka argumentuje, że działa zgodnie z prawem. Co z tego, że osłabia przy tym lokalnych graczy? Chińskie produkty są średnio o 20% tańsze od innych, m.in. z powodu wspomnianych subsydiów czy ulg podatkowych. Żeby nadgonić, polscy e-sprzedawcy musieliby działać poza prawem, stosując ceny dumpingowe. „Jest to rozczarowujące działanie spółki skarbu państwa, które osłabi pozycję konkurencyjną polskich i europejskich firm. Chińskie firmy są nie tylko subsydiowane przed rząd Państwa Środka, ale – jak widać – do ich rozwoju przyczyni się Poczta Polska. Jestem zdziwiona i zaniepokojona takimi partnerstwami. Musiało się to odbyć poza wiedzą rządu. Nie wierzę, że nasi politycy by do tego dopuścili”, powiedziała dziennikowi „Rzeczpospolita” Patrycja Sass-Staniszewska z Izby Gospodarki Elektronicznej.

Poczta Polska tłumaczy się i używa jeszcze jednego argumentu. Skoro inne, komercyjne firmy dostarczają paczki od Temu, to dlaczego ona nie może? Różnica jest jednak znaczna. Poczta Polska to spółka należąca do skarbu państwa, a więc niejako reprezentująca interesy wszystkich obywateli. Takim ruchem uderzyła w polskich przedsiębiorców i wymierzyła policzek każdemu przyzwoitemu obywatelowi tego kraju. Kto bowiem podpisałby umowę o współpracy z podmiotem, który jest podejrzewany o łamanie praw człowieka i wykorzystywanie do pracy małoletnich?

Pranie mózgu

W aplikacji Temu można rzekomo dostać wszystko. I to za bezcen. Podobnie jest z platformą Shein, która promuje m.in. fast fashion, czyli tanie modne ciuchy (często ich żywot nie jest dłuższy niż do drugiego prania). Dzięki ogólnej dostępności i krzykliwości chińskie aplikacje przyciągają na całym świecie miliony użytkowników. Według danych Gemius Mediapanel tylko w styczniu 2024 r. aplikację oraz portal Temu odwiedziło w Polsce prawie 15 mln realnych użytkowników. Aplikację Shein oraz jej webowy odpowiednik www.shein.com odwiedziło ponad 6 mln realnych użytkowników. Takie wyniki wskazują, że obydwie aplikacje plasują się w ścisłej czołówce sklepów, z których korzystają polscy konsumenci.

Obydwie platformy są jednak oskarżane o nieuczciwą konkurencję. Jak wynika z analiz Ministerstwa Rozwoju i Technologii oraz skarg, które wpływają do Urzędu Ochrony Konkurencji i Konsumentów, praktyki stosowane przez Temu i Shein mogą naruszać wiele krajowych

k.wawrzyniak@tygodnikprzeglad.pl

Ten artykuł przeczytasz do końca tylko z aktywną subskrypcją cyfrową.

Ekologia

Rowerem ku lepszej przyszłości

Ciche, nie smrodzą, nie wymagają betonowych parkingów, tonują ruch w miastach. Zastąpią auto osobowe, komunikację publiczną i samochód dostawczy

Rowerem można dojechać tam, gdzie za daleko na piechotę, ale zbyt blisko, by jeździł pociąg czy autobus. Do najbliższej stacji, przystanku albo z hubu przeładunkowego prosto pod nasze drzwi, z przesyłką kurierską.

Polityki rowerowej mobilności to przede wszystkim edukacja i pieniądze. We Francji od kilku lat można otrzymać dopłatę do roweru transportowego w wysokości do 3 tys. euro. Paryż z okazji letnich igrzysk olimpijskich chwalił się dofinansowaniem w latach 2018-2024 1,5 tys. cargo bike’ów dla przedsiębiorców. Na ulice Kopenhagi, europejskiego lidera transportu rowerowego, wyjeżdża co dzień ok. 50 tys. rowerów cargo. W europejskiej czołówce obok Paryża i Kopenhagi utrzymują się Amsterdam, Berlin i Barcelona. W USA elektryczne rowery cargo walczą o tytuł mistrza dostaw tzw. ostatniej mili z pojazdami autonomicznymi i dronami. Rowerowa Polska również przyśpiesza, będzie gonić czołówkę dzięki dopłatom z funduszy krajowych i unijnych.

Kurier na rowerze

Dwa lata temu Uniwersytet Westminsterski zbadał usługi transportowe świadczone przez rowery w Londynie. Wyniki pokazały, że elektryczny rower cargo dowozi przesyłki na terenie metropolii 1,6 razy szybciej niż furgonetka, co w ciągu roku daje oszczędność ponad 14,5 tys. kg dwutlenku węgla. To znaczy, że rower zmniejsza emisję dwutlenku węgla o 90% w porównaniu z furgonetką z silnikiem Diesla i o 33% w porównaniu z furgonetką elektryczną. Według brytyjskich naukowców nawet połowa wszystkich realizowanych dotychczas przez pojazdy spalinowe miejskich dostaw w Europie mogłaby być realizowana za pomocą elektrycznych rowerów cargo.

Powoli zapominamy, jak wyglądał świat bez zakupów online i dostaw do domu. Na tętniących życiem ulicach miast pojawienie się kurierów rowerowych zrewolucjonizowało sposób, w jaki przesyłki docierają do miejsc przeznaczenia. Rower pozwala na zwinne przemykanie przez zatłoczone śródmieście, zapewniając terminowe dostawy, z którymi tradycyjne pojazdy mają trudności. Daje radę tam, gdzie furgonetka nie może – w strefach dla pieszych, na wąskich uliczkach i w obszarach czystego transportu. Nie zajmuje tyle miejsca; zamiast budować kolejny parking, miasto może np. zaplanować zieloną przestrzeń.

W Nowym Jorku policzono, że dostarczenie paczek z centralnego magazynu do domu klienta na tzw. ostatniej mili stanowi aż 50% całkowitej emisji dwutlenku węgla z dostaw kurierskich. W godzinach szczytu na Manhattanie kurierzy rowerowi są w stanie dostarczyć paczki dwa razy szybciej niż samochody. Każdego dnia w mieście trafia do rąk klientów ok. 2,4 mln przesyłek. Nowojorski wydział transportu wypuścił w ubiegłym roku swój własny model elektrycznego roweru – Cargi B. Dla tamtejszego przedsiębiorcy wymiana pojazdu ciężarowego na elektryczny rower towarowy to oszczędność nawet 13 tys. dol. rocznie.

Warunki pogodowe, bezpieczeństwo i wysiłek fizyczny to największe wyzwania dla transportu rowerowego. Miasta i firmy wdrażają dobre praktyki, aby wesprzeć kurierów. W Tokio otrzymują oni premie za terminowe wykonanie usługi podczas

z.muszynska@tygodnikprzeglad.pl

Ten artykuł przeczytasz do końca tylko z aktywną subskrypcją cyfrową.