Politycy w Atenach ugięli się pod międzynarodowym naciskiem, lecz Grecja wciąż tonie Grecy znów przestraszyli Europę. Premier Jeorjos Papandreu nieoczekiwanie zapowiedział referendum w sprawie drugiego pakietu ratunkowego dla Aten. Trzy dni później pod naciskiem międzynarodowym je odwołał. Angela Merkel i Nicolas Sarkozy ostrzegli bowiem, że jeśli Ateny nie przyjmą programu oszczędnościowego i nie zaakceptują powziętych w Brukseli postanowień, nie dostaną następnych miliardów pomocy. Pod Akropolem zapanował polityczny chaos. Socjalistyczny premier Papandreu, decydując się na referendum, miał swoje racje. W kraju szerzy się nędza, w stolicy setki ludzi ustawiają się każdego dnia w kolejkach po darmową żywność. Emeryci i bezrobotni grzebią w śmietnikach, a pozbawieni życiowych szans młodzi masowo emigrują lub przenoszą się na wieś. Społeczeństwo i gospodarka mogą nie wytrzymać drakońskiego programu oszczędnościowego narzuconego przez „trojkę” (UE, Międzynarodowy Fundusz Walutowy, Europejski Bank Centralny). Premier Papandreu, ostro atakowany przez konserwatywną opozycję, potrzebował legitymizacji dla swojej polityki. Zgodnie z zasadami demokracji, której kolebką jest Hellada, uznał, że obywatele powinni sami zdecydować o swojej przyszłości. Efekt domina Konsekwencje mogły się okazać dramatyczne. „Nie” obywateli w referendum oznaczałoby bankructwo Grecji, być może niekontrolowane, a także jej wyjście z eurolandu. Gdyby powróciła do drachmy, jej długi pozostałyby w euro, więc sytuacja kraju nie poprawiłaby się. Na skutek zmiany waluty i nieuniknionej dewaluacji drachmy obywatelom zagroziłaby utrata oszczędności. Niewykluczone, że po upadku Grecji na zasadzie domina zacząłby się ostry kryzys finansowy w Portugalii, w Hiszpanii i we Włoszech. Takiego ekonomicznego huraganu Unia Europejska nie mogłaby już opanować. Decyzja Aten o referendum, podjęta 31 października, spowodowała więc znaczne spadki na giełdach, wywołała konsternację i gniew w stolicach UE. „Naprawdę nie potrafię zrozumieć, o czym Grecy chcą decydować w referendum”, irytował się szef szwedzkiej dyplomacji Carl Bildt. Angela Merkel i Nicolas Sarkozy przeprowadzili konsultacje kryzysowe w Cannes i twardo zapowiedzieli Grekom, że jeśli odrzucą pakiet ratunkowy, nie mogą już liczyć na żadne pieniądze. Zdumienie i niepokój światowych przywódców są tym większe, że niebezpieczeństwo wydawało się zażegnane, przynajmniej na kilka miesięcy, a może nawet lat. Parlament w Atenach mimo strajków i gwałtownych demonstracji oburzonych obywateli przyjął radykalny program redukcji świadczeń socjalnych, pensji, zwolnień, podwyżek podatków i prywatyzacji, który pozwoli rządowi zaoszczędzić przez cztery lata 78 mld euro. Do 2020 r. dług publiczny Grecji ma zostać zredukowany z obecnych 160% do 120% produktu krajowego brutto, tak aby Ateny znów mogły zaciągać kredyty na rynkach finansowych. Niemiecki czołg W zamian przywódcy eurolandu zaakceptowali podczas szczytu w Brukseli 27 października nowy pakiet pomocy dla Grecji, opiewający na 130 mld euro, z czego 30 mld to gwarancje dla inwestorów zachęcające ich do wymiany greckich obligacji na papiery o wartości niższej o połowę. Politycy nakłonili też prywatne banki i firmy ubezpieczeniowe do darowania Grecji 100 mld euro, czyli połowy jej długu. Światowi przywódcy i inwestorzy odetchnęli z ulgą. Kursy akcji na giełdach radośnie wzrosły. Ale ta bardzo znacząca przecież pomoc nie wywołała entuzjazmu tych, których dotyczyła. Przywódca konserwatywnej opozycji Antonis Samaras stwierdził: „Nie zbliżyliśmy się do rozwiązania, ale stoimy w obliczu dziewięciu kolejnych lat zapaści i nędzy. Ani gospodarka, ani społeczeństwo tego nie wytrzymają”. Dimitris Papadimoulis, wpływowy deputowany lewicowej partii Syriza, oświadczył, że program oszczędnościowy tylko zaostrzy recesję, a kraj będzie odtąd rządzony przez wierzycieli. Dziennik „Eleftheros Typos” uznał nie bez racji, że nastąpiło „oficjalne przekształcenie Grecji w europejski protektorat”. Pod Akropolem narastają nastroje antyniemieckie. W Atenach można zobaczyć plakaty z Angelą Merkel w hitlerowskim mundurze. Lewicowy dziennik „Eleftherotypia” napisał, że winnym spadających na kraj nieszczęść jest „niemiecki czołg” (to Merkel doprowadziła do umieszczenia w przyjętym w Brukseli memorandum klauzuli o poddaniu Grecji pod kontrolę „trojki”). Biedni i głodni Grecy obawiają się o banki i firmy ubezpieczeniowe, które wcześniej musiały kupić wielkie pakiety obligacji państwowych, a obecnie połowę tych inwestycji muszą spisać na straty. Nie wiadomo, skąd wziąć środki na uratowanie banków. Sytuacja krajowych instytucji finansowych jest tym trudniejsza, że obywatele, a także prywatne przedsiębiorstwa
Tagi:
Krzysztof Kęciek









