17 października ma się urodzić długo wyczekiwany obywatel. Ma to być chłopiec z rodziny białych protestantów lub Latynosów, z zachodu lub południa kraju… Korespondencja z Nowego Jorku Będzie święto, będzie bal. Trwa odliczanie, na bieżąco korygowane. Gdy piszę te słowa, zegar populacji Stanów Zjednoczonych pokazuje na 4:44:19 rano czasu warszawskiego 17 października br. Wtedy przyjdzie na świat 300-milionowy Amerykanin. W Nowym Jorku będzie o sześć godzin wcześniej, jeszcze 16 października, godz. 22:44:19. Oczywiście jeżeli prognozy okażą się ścisłe. 100-milionowy obywatel przyszedł na świat w 1915 r., a 200-milionowy w 1967 r. Ameryka idzie ku jasnej przyszłości w rytm zegara demograficznego, który pokazuje, że co siedem sekund rodzi się tu dziecko, ktoś umiera co 13 sekund, a co 31 sekund zjawia się przybysz z zagranicy. Po zbilansowaniu: plus jedna osoba co 11 sekund. Stany Zjednoczone są trzecim najludniejszym krajem świata po Chinach (1,35 mld) i Indiach (1,1 mld). Jedynym na świecie supermocarstwem. Prześledzenie tego, co w Stanach Zjednoczonych (i z nimi) się działo na poszczególnych etapach historii odmierzanych setkami milionów, może być interesujące. Kto tu rządził? Gdy w 1915 r. w Ameryce rodził się 100-milionowy obywatel, krajem rządził trzeci rok Thomas Woodrow Wilson, 46. prezydent USA. Był to drugi rok I wojny światowej, do której Stany zostały potem siłą wciągnięte przez Europę. Bez Ameryki nie zdołałaby ona tej autodestrukcji zakończyć. Wilson zapisze się złotymi zgłoskami w naszej historii. Zafascynowany Polską dzięki Ignacemu Paderewskiemu, w Wersalu wymusi dla niej niepodległość na aliantach. Generalnie Wilson zapoczątkuje budowę globalnej potęgi amerykańskiej. Kiedy w 1967 r. ludność Ameryki osiągnie 200 mln, rządzić będzie Lyndon B. Johnson. Kraj będzie szarpany niepokojami społecznymi związanymi z prowadzeniem wojny wietnamskiej. Ostra krytyka będzie dotykać oczywiście także prezydenta, który rok później zaskoczy wszystkich decyzją o rezygnacji z kandydowania w wyborach. Wyrastać będzie pokolenie hippisowskiej kontrkultury. Nadejście 300-milionowego Amerykanin przypada na schyłek epoki George’a W. Busha, cieszącego się w tym momencie akceptacją co trzeciego mieszkańca kraju. Jest to czas uwikłania w tzw. wojny z terroryzmem, co do których Amerykanie tracą wiarę, iż właśnie w tym celu są prowadzone. Ich koszty społeczne są wielkie, a zaprzeczanie im przez Busha i jego administrację najprawdopodobniej doprowadzi do klęski Republikanów w nadchodzących wyborach parlamentarnych. Gdyby jednym zdaniem chcieć połączyć te trzy 100-milionowe roczniki, to wyraźnie wysuwa się jako motyw przewodni wojenne zaangażowanie Ameryki. O ile za Wilsona czyniące pozytywną różnicę w świecie i powszechnie akceptowane, o tyle w przypadku Johnsona i Busha już w zdecydowanie mniejszym stopniu, a wręcz na granicy sensu. Warto przy tym dodać, że w 1915 r. Stany trzymały pod bronią 175-tysięczną armię (0,175% populacji), w 1967 r. w kamaszach było 3,7 mln Amerykanów (1,85%), a dziś 1,4 mln (0,47%). Kim rządził? W 1915 r. Ameryka była niezwykle młoda. Średnia wieku wynosiła ledwie 24,1 lat, a liczba ludzi powyżej 65. roku życia tylko 4,5 mln. Małżonkowie pobierali się, gdy on miał 25,1 lat, a ona 21,6. Nowo narodzony Amerykanin mógł się spodziewać dożycia 54,5 lat. Gdy był chłopcem, dostawał najczęściej imię Jan (John), a jak dziewczynką – Maria (Mary). Przed ukończeniem 25. roku życia matura (ukończenie szkoły średniej) lub studia były rzadkością (13,5%). W 1967 r. średnia wieku zbliżyła się do trzydziestki (29,5), a liczba emerytów osiągnęła 19,1 mln. Pary mówiły sobie „tak” w wieku 23,1 i 20,6 lat. Czyli wcześniej niż w 1915 r. Amerykański noworodek mógł liczyć na dożycie siedemdziesiątki (70,5). Najczęściej nadawanymi imionami były Michael i Lisa. Ponad połowa populacji (51,1%) przed 25. rokiem miała maturę lub studia. Dziś Stany się postarzały. Średnia wieku to już 36,2 lat, a powyżej wieku emerytalnego jest 36,8 mln obywateli. Namyślanie przedślubne wydłużyło się znacznie, bo Amerykanin potrzebuje na to już 27,1, a Amerykanka 25,8 lat. Spodziewana długość życia w dniu narodzin to już prawie 78 lat (77,8). Amerykanie to najczęściej Jacob i Emily. Aż 85,2% przed 25. rokiem ma maturę lub studia. Społeczeństwo amerykańskie żyje zatem coraz
Tagi:
Waldemar Piasecki









