45 lat na walizkach

45 lat na walizkach

Ludziom w Myscowej w latach 60. zapowiedziano, że ich wieś zostanie zatopiona. Od tego czasu niczego nie mogą w niej zrobić, a kolejne ekipy rządzące tylko odwlekają decyzję Sprzedawczyni w sklepie zastanawia się: – Niem-cy albo Ruskie dawali 15 minut, żeby się spakować, i won. Polacy dali 45 lat. Co lepsze, kto lepszy? Nikt tędy nie przejeżdża, śpiewają ptaki, a nawierzchnia drogi, od wylania asfaltu w 1985 r., niszczeje. Jezdnia niemożliwie powybrzuszana i spękana niczym płótno starego obrazu. Inna możliwość dojazdu? Drogowskaz w Kątach optymistycznie informuje: „Myscowa 2”, tyle że naiwnego szofera czeka rozczarowanie – cyfra 2 odnosi się prędzej do dwóch brodów przez Wisłokę, które trzeba pokonać, niż do odległości. Trochę deszczu i można zapomnieć o przedostaniu się tędy. Ktoś 45 lat temu postanowił, że maleńka, położona w sercu Beskidu Niskiego Myscowa wkrótce zniknie z mapy, więc… – Trzeba się cieszyć, że chociaż płyty betonowe na bród dali, nie? – mówi ta sama sprzedawczyni. Ładne oczy masz… Tak mieszczuch wyobraża sobie miejsce „z dala od cywilizacji”: wioskę otacza Magurski Park Narodowy; we wsi 60 numerów (bez przysiółka Zagrody), jedna niezupełnie asfaltowa ulica, remiza-sklep, kościół (dawna cerkiew greckokatolicka z 1796 r.), szkoła (społeczna, dla zaledwie 15 dzieci, dawny Dom Ludowy z 1937 r.); zapachy i dźwięki zwierząt – koni, krów, owiec, świń, pszczół, psów, kur, kaczek, gęsi, indyków, dla których fermy i przemysłowe metody tuczu pozostają niewiarygodnym science fiction. No i wreszcie ponoć najgorsze (albo najlepsze, zależy jak patrzeć) – brak zasięgu komórki. Myscowa – takie nic… Mimo trudności ktoś tu trafia, są dwa gospodarstwa agroturystyczne, skrajem wsi biegnie szlak rowerowy, więc od czasu do czasu pstrokato ubrana grupka zapalonych kolarzy, solidnie wytrzęsiona na dojeździe, przemknie przed oczami zdziwionej krowy albo „myscowioków” popijających piwo na ławeczce przed sklepem. Pan Jacek z Krakowa jest miłośnikiem Myscowej: – Mieszczuch może to miejsce pokochać albo znienawidzić. Niech pan spojrzy, tu dopiero człowiek rozumie, jak wyemancypowaliśmy się od zwierząt domowych. I w jakiej bliskości z nimi żyliśmy. Niektórym to przeszkadza. To „zacofanie”, dla którego ciągnie tu miastowych, jest przekleństwem miejscowych, jedynie nieliczni potrafią z tego ciągnąć profity: – Tu jest prawdziwa agroturystyka – potwierdza pan Zdzisław Kłosowski, myscowski gospodarz i miejscowy radny. – Żaden tam hotel na wsi, jak niektórzy by chcieli. Gnój śmierdzi, w domu czuć krowami, robota zaczyna się przed piątą rano, kończy o dziesiątej wieczorem. Jedni są niezadowoleni, a tacy, co im to odpowiada, przyjeżdżają drugi, trzeci raz. Ja tu zacząłem agroturystykę i ekologiczną hodowlę, wiem, co mówię. Tym, co im brudno i narzekają na nieporządek, mówię: „Panie, tu jest gospodarka!”. Pewnie, chciałoby się to inaczej, lepiej urządzić, uporządkować, kostką podwórze wyłożyć, nawet pieniądze są, ale, panie, po co? Mają nas zalać i by człowiek tylko robotę i pieniądze utopił. Dosłownie. …komu je dasz? Takie ładne oczy… W historii wsi ważne są trzy daty: 1420 – lokacja na prawie wołoskim, 1944 – od września do stycznia zatrzymuje się na przedpolu wsi front, Niemcy wysiedlają mieszkańców (Łemków) i rozbierają liczne domostwa na opał i do budowy umocnień, 1964 – wydanie pierwszej decyzji o budowie zapory na Wisłoce (według innych źródeł – 1967). Ma ona unicestwić zasiedloną już przez polską ludność wieś. Jak to było na samym początku, nikt dobrze nie pamięta. W rozmowach z mieszkańcami wsi, tymi starszymi, powraca jak mantra: – Ja to 40 lat słyszę, że mają budować. Mają i mają. G… mają, panie. Ktoś obrazowo porównuje: – Panie, tu się zwykłej kładki, zwykłego mostku nie dało zbudować, a tamę zbudują? Ludzi do karetki trzeba było nieraz końmi przez rzekę przewozić! Zbudują? Niemożliwe! Ci, którzy nie mają jeszcze pięćdziesiątki na karku, mówią zaś: – Ja to od dziecka słyszę. – Kto by się tam przejmował – pan S. częstuje kieliszkiem wódki pod sklepem. Jego kompani przytakują unisono. Ale to przecież niemożliwe – 45 lat żyć z myślą, że w końcu mogą nas, nasze domy, podwórka, pola zalać wodami jeziora,

Ten artykuł przeczytasz do końca tylko z aktywną subskrypcją cyfrową.
Aby uzyskać dostęp, należy zakupić jeden z dostępnych pakietów:
Dostęp na 1 miesiąc do archiwum Przeglądu lub Dostęp na 12 miesięcy do archiwum Przeglądu
Porównaj dostępne pakiety
Wydanie: 2009, 37/2009

Kategorie: Kraj