Ile jest wart człowiek?

Ile jest wart człowiek?

Mniej więcej 80% bezdomnych to mężczyźni, zwykle w wieku 30-60 lat, starszych jest niewielu, bo takie życie nie sprzyja długowieczności. Już po kilku miesiącach bezdomności w psychice zachodzą niekorzystne zmiany – ludzie tracą wiarę w siebie, nie potrafią zmienić swojego życia. Ciągle zmęczeni, niedożywieni, niewyspani, czują się izolowani i gorsi od innych. Są też wśród pacjentów przychodni osoby mające dach nad głową, ale ubogie i nieubezpieczone, których nie stać na leki. Czasem pojawiają się imigranci, choć rzadziej niż kilka lat temu. Nikt nie odchodzi z kwitkiem.

Przychodzą z gorączką, bólem serca, kręgosłupa lub jakąś zaawansowaną, przewlekłą chorobą w stanie zaostrzenia, latem często z biegunką, uczuleniem, zimą z przeziębieniem, zapaleniem płuc, wielu ma nadciśnienie, cukrzycę, stopę cukrzycową, reumatyzm, niektórzy chorobę nowotworową. Jeśli ktoś chce skorzystać ze wsparcia psychicznego i pomocy w poszukiwaniu pracy, kieruje się go do psychologa, psychiatry, prawnika bądź socjologa we współpracującej z przychodnią placówce oo. kapucynów. Powrót z bezdomności do normalnego życia udaje się jednak tylko nielicznym. Choć przecież się zdarza, ale zawsze z pomocą drugiego człowieka.

Ludzie ludziom

Większość pracujących w przychodni to wolontariusze. Tylko dwie pielęgniarki, intendentka, rejestratorka, psycholog i księgowa mają po części etatu czy umowę o dzieło na skromną kwotę. W zespole jest 12 lekarzy i cztery pielęgniarki oraz wielu wolontariuszy, głównie spośród młodzieży studiującej medycynę.

Co sprawia, że podjęli się pomocy bezdomnym i najuboższym? Przecież nawet nie zawsze słyszą za swoją pracę dziękuję. Efekty leczenia tych chorych też zwykle nie są satysfakcjonujące.
– Na darmo żyje ten, kto nikomu nie służy – cytuje w odpowiedzi dr Czesław Żurowski, który kiedyś był ordynatorem i dyrektorem w Szpitalu Kolejowym, a od 15 lat leczy bezpłatnie najuboższych. – W rodzinie przekazano mi te wartości. Kiedyś przychodziłem tu dwa-trzy razy w tygodniu, teraz tylko raz. Mamy dług wobec tych najbiedniejszych…

Jego żona Krystyna, lekarz pediatra, lwowianka z pochodzenia, organizuje pomoc dla Polaków mieszkających na Białorusi i Ukrainie, szczególnie dla dzieci.

Natomiast pani Basia, farmaceutka, która pracuje w przychodni jako wolontariuszka, przyszła tu zrażona dzisiejszą pogonią za pieniądzem i karierą. – Od dawna raził mnie powszechny egoizm, nastawienie na bogacenie się i karierę. Czułam potrzebę robienia czegoś dla innych, więc kiedy przypadkowo poznałam prof. Chłapa i dowiedziałam się, że szuka wolontariuszy farmaceutów, zgłosiłam się i dzisiaj wiem, że właśnie to było mi potrzebne. Spotkałam tu ludzi o takiej wrażliwości i takim myśleniu o innych, jakich szukałam.

Pielęgniarka Zofia Zachara pojawiła się w przychodni przed 13 laty pod wpływem dr. Żurowskiego. Pracuje w NFZ, a popołudniami zajmuje się bezdomnymi, zmienia im opatrunki, walczy ze świerzbem i wszawicą. Podobnie jak dr Anna Kopta, lecząca bezdomnych od wielu lat, czy siostra zakonna lek. Władysława Zdąbosz, pomaga najuboższym ze szczególnym poświęceniem i pasją. Zresztą bez genu pomagania i potrzeby poświęcenia się dla innych taka praca chyba nie byłaby możliwa.

Zaskakuje obecność w przychodni ludzi młodych. Ich świeżość, radość życia, optymizm kontrastują z przygnębieniem, zaniedbaniem i bezradnością pacjentów. Studenci i młodzi lekarze poznają tu choroby w tak zaawansowanej postaci, w jakiej nie występują już one w innych placówkach medycznych. – Do pracy u nas trafiają ludzie nieprzypadkowi – mówi dr Maciaszek. – Są osoby z mocnym charakterem, z zasadami i szczególnymi predyspozycjami, które wiedzą, czego chcą.

Strony: 1 2 3 4

Wydanie: 2015, 52/2015

Kategorie: Kraj

Napisz komentarz

Odpowiedz na treść artykułu lub innych komentarzy