A problemy rosną i rosną

A problemy rosną i rosną

Zaczęła się wiosna i chciałoby się zacząć optymistycznie, na przekór temu co w polityce i gospodarce. Niestety, dziś realia są zbyt czarne. Od dawna nie było tak wielu powodów do frustracji. Wojna z Irakiem, która podzieliła państwa, narody, a nawet rodziny, nie będzie rozstrzygnięta w takim tempie i w taki sposób, jak myśleli Amerykanie. I sprawi jeszcze niejedną niespodziankę, w myśl zasady, że jeśli może być gorzej, to na pewno będzie. Na własnej skórze przekonujemy się, jak to działa w polskich realiach. I sami siebie pytamy o to, co się w istocie takiego stało, że jest aż tak marnie. Dlaczego problemy ciągle rosną i rosną, a przecież miało być lepiej, a przynajmniej nie gorzej. Co się z nami porobiło w tym nowym ustroju? Większość Polaków z entuzjazmem wskoczyła w buty gospodarki wolnorynkowej i demokracji. Ale też ta większość nie miała zbyt wielkiego pojęcia, co to naprawdę znaczy. Świat znaliśmy tylko z kolorowych widokówek. A że nikt 13 lat temu nie mówił o cenie, jaką trzeba będzie zapłacić za transformację, tym większy jest szok wywołany wysokością rachunku. Mentalność, przyzwyczajenia, ale też umiejętności rodem z jednej epoki zderzyły się z brutalną rzeczywistością słabo regulowanego rynku, a w istocie „wolnej amerykanki”. O sukcesie decydowały w pierwszym rzędzie bezwzględność, brak skrupułów, egoizm i spryt. Pierwsze

Ten artykuł jest dostępny tylko dla subskrybentów.
Wydanie: 14/2003, 2003

Kategorie: Felietony, Jerzy Domański