Afganistan – państwo dziwoląg

Afganistan – państwo dziwoląg

Z Pasztunami Obama ani się nie dogada, ani nie wygra Istnieje w Azji państwo Afganistan… Ale to państwo jest zagadką, mgławicą. Tylko nieliczni z jego mieszkańców mówią o sobie: Afgańczycy. Rzadki i nijaki jest afgański patriotyzm, potężny natomiast jest trybalizm, szczególnie Pasztunów, najliczniejszej z tamtejszych narodowości. Granica z Pakistanem, od ponad stulecia zwana linią Duranda, istnieje tylko na mapie, bo raczej łączy niż dzieli sąsiadujące z nią plemiona pasztuńskie: nie zwracają na nią uwagi. Graniczne punkty kontrolne istnieją tylko w kilku miejscach, przede wszystkim na słynnej Przełęczy Chajberskiej, którą od wielu stuleci kontroluje plemię Afridów. Oni właściwie z niej żyli i żyją: prowadzą karawany, grabią karawany, asekurują karawany… Tak było już za Czyngis-chana i Tamerlana, za władzy perskich szachów i pod pręgierzem brytyjskich imperialistów, w latach sowieckiej okupacji, no i teraz, gdy szarogęsi się tam NATO, czyli USA z przystawkami. Każde z plemion pasztuńskich – są dwa wielkie: Durrani i Ghilzaje oraz mnóstwo pomniejszych, na czele z Wolnymi Plemionami Pogranicza (Afridzi, Mohmandzi, Wazirowie i Mehsudzi) – uważa się za najlepsze. W pewnym sensie Durrani i Ghilzaje takimi istotnie byli czy też są, ci pierwsi bowiem od XVIII w., gdy z miszmaszu tamtejszych ludów wyłaniało się państwo Afganistan, rządzili nim samowładnie aż po rok 1978 (z nich pochodził ród królewski); ci drudzy zaś byli „najlepsi”, gdyż… prowadzili życie koczownicze, wędrując z owcami, zależnie od pory roku, w różne rewiry Gór Sulejmańskich i Hindukuszu. A w środkowej Azji istniał, nawet trwa do dziś tu i ówdzie, kult życia koczowniczego; hreczkosieje uchodzą za znacznie gorszych od pasterzy. W ostatnich dekadach jednak wypas owiec i ścibolenie górskich poletek zeszły na daleki plan. Niemal wszyscy na wsi sieją mak. Odebrali palmę pierwszeństwa w produkcji opium sławnemu Złotemu Trójkątowi (na styku Tajlandii, Birmy i Laosu). Szmugiel rozmaitymi ścieżkami idzie z Afganistanu na cały świat. Kto maku nie sieje, głodem przymiera. Kolejną osobliwością tej pięknej krainy wysokogórsko-pustynnej jest powszechna nienawiść do stolicy, Kabulu. I do tamtejszych – pożal się Boże – włodarzy w typie prezydenta Karzaja. W Polsce też krakusi i poznaniacy niezbyt kochają Warszawę, lecz w Afganistanie „antystołeczność” to fundament trybalizmu. Kabulczycy, z których tylko co piąty jest Pasztunem, uważani są za „zwesternizowanych” zaprzańców, odstępców od świętej wiary w Proroka i od reguł (o tym za chwilę) Pasztunwali. Królowie, których władztwo skończyło się prawie 40 lat temu, nie byli co prawda autorytetami, ich władzę zaledwie tolerowano, ale istniała jakby cicha umowa między Ludem a Dworem: panujcie sobie w Kabulu, zapłacimy wam nawet podatki – byleście się nie wtrącali w nasze sprawy! Byleście nie próbowali podważać „plemiennej demokracji”. Ona ma mało wspólnego z demokracją europejską i „prawami człowieka”, jakie usiłujemy narzucić w ramach międzynarodowej „pomocy”, z naszym polskim udziałem… Plemiona i klany afgańskie od dawien dawna zbierają się na dżirgi, wielkie narady ojców rodzin, które po wielodniowych dysputach wybierają swych wodzów, zwanych pirami, szejkami, emirami czy jeszcze inaczej; i oni rządzą autorytarnie, a wszyscy ich słuchają! Nie jest to demokracja parlamentarna, z jakiej my jesteśmy dumni, ale w Azji jest niezła. Nie mają ochoty naśladować Europy także Chińczycy, a Indie (zwane „Największą Demokracją Świata”) nadal opierają się na fundamencie kastowej nierówności. Osobliwość następna – doceniana jedynie przez najlepszych znawców Afganistanu, jak prof. Jolanta Sierakowska-Dyndo, red. Wojciech Jagielski i gen. Stanisław Koziej – to wierność kodeksowi Pasztunwali, stawianemu przez Pasztunów na równi z Koranem. Respektują go także inne grupy etniczne – Tadżykowie, Hazarzy, Turkmeni, Uzbecy, Beludżowie, Kizyłbasze, Brahui i Nuristańczycy – acz nie z taką atencją jak Pasztunowie. Każda z tych nacji kultywuje bowiem własne tradycje, np. Hazarzy uważają się za potomków Tamerlana, Nuristańczycy zaś za prawnuków Aleksandra Macedońskiego! Każdy lud, każde plemię jest „samo dla siebie”. Z ponad 20 punktów Pasztunwali trzy są szczególnie ważne: melmastia, czyli gościnność, obowiązująca nawet wobec najgorszych wrogów. Jeśli weszli do twego domu – troszcz się o nich, nakarm, wysłuchaj; a zabij, dopiero gdy wyjdą poza próg, bo już nie melmastia wtedy obowiązuje, ale badal, czyli nakaz zemsty, podobny, do sycylijskiej wendety.

Ten artykuł przeczytasz do końca tylko z aktywną subskrypcją cyfrową.
Aby uzyskać dostęp, należy zakupić jeden z dostępnych pakietów:
Dostęp na 1 miesiąc do archiwum Przeglądu lub Dostęp na 12 miesięcy do archiwum Przeglądu
Porównaj dostępne pakiety
Wydanie: 2009, 49/2009

Kategorie: Świat