Niemcy, Francuzi ani Włosi nie pospieszą nam z sojuszniczą pomocą Mamy teraz mniej czy bardziej bać się Putina grożącego rozbudową rosyjskich sił nuklearnych? Czy to przeciw nam skierowane są międzykontynentalne rakiety pokazywane w Kubince pod Moskwą, o czym donosił specjalny wysłannik TVP? Czyżby mieli rację tzw. prepersi, którzy budują sobie bunkry na działce? I czyżbyśmy nie mieli już zaufania do sojuszników z Paktu Północnoatlantyckiego, który od 16 lat obejmuje także Polskę? Zapis, że w razie zbrojnej napaści na któryś kraj członkowski pozostałe udzielą mu niezwłocznie pomocy, powinien przecież powodować, że między Odrą a Bugiem będziemy się czuli bezpieczni. Tyle że od dawna nie bardzo wiemy, co może oznaczać słowo niezwłocznie. Choć geostrategiczna sytuacja Polski jest inna niż wtedy, gdy przed napaścią od zachodu miały nas strzec sojusze z Francją i Wielką Brytanią, niektórzy wciąż mają w pamięci ówczesne niespełnione obietnice. Liczymy więc przede wszystkim na naszego najważniejszego Wielkiego Przyjaciela. Jak powiedział wicepremier i minister obrony narodowej Tomasz Siemoniak, chodzi o to, by Amerykanie w Europie Wschodniej rozmieścili kilka tysięcy żołnierzy i setki sztuk różnego rodzaju sprzętu. „To będzie bardzo dobry krok dla Polski świadczący o rosnącym zaangażowaniu Stanów Zjednoczonych w Polsce i w Europie