Niemiecki upiór nacjonalizmu Może zabrzmi to dziwnie, ale swój obecny przyjazd do Warszawy, choć czynię tak niemal regularnie od kilku lat, odczuwam trochę jak ucieczkę przed rosnącą w Niemczech falą nacjonalizmu. Obserwuję zjawisko z przerażeniem, nie tylko dlatego, że pamiętam początki niemieckiej okupacji w Polsce, najpierw w Wielkopolsce, a potem na Wschodzie, ale mam świadomość, do jakich potworności nacjonalizm może doprowadzić i doprowadził już np. na pograniczu polsko-ukraińskim, w Irlandii, w Kraju Basków, na Bałkanach. Tak się potoczyło moje życie, iż w żadnym z polskich miast nie przebywałem dłużej niż 10 lat, zanim wreszcie nie osiadłem na emigracji, w Monachium, gdzie mieszkam już od lat 29. Łapię się czasem na tym, iż nie tylko mówię codziennie po niemiecku, czytam prasę, oglądam telewizję, słucham radia, ale nawet myślę niekiedy w tym języku. Rodowici Niemcy zauważają, oczywiście, mój cudzoziemski akcent, pytają więc niekiedy z przyjaznym skądinąd zainteresowaniem, skąd pochodzę, może z Węgier, może z Czech… Nieco inna jest reakcja, gdy zaczynam mówić głośno po polsku w jakimś miejscu publicznym, np. w U-Bahnie. Widzę te spojrzenia monachijczyków, jakieś chłodne, uważne, wyczekujące, jakby coś się miało stać. Jeszcze 15-20 lat temu były one inne, bardziej obojętne, mniej sztywne. W gruncie rzeczy Bawarczyków nie obchodziło wtedy, skąd
Tagi:
Włodzimierz Odojewski