Dla dwunastolatka rodzice stają się największym źródłem cierpienia Rozmowa z Andrzejem Samsonem, psychologiemi psychoterapeutą – Jest pan autorem tezy, że dzieciństwo nie jest okresem nieustającej beztroski i szczęścia, jak się je na ogół przedstawia. Kiedy zaczynamy idealizować własne dzieciństwo? – Idealizowanie, wygładzanie tego, czym było dzieciństwo, zaczyna się w wieku dorosłym. Najwcześniej dotyczy ludzi w wieku dwudziestuparu lat, w nie najlepszej sytuacji życiowej. Przy czym chcę podkreślić, że za dzieciństwo uważam okres do 15. roku życia, potem następuje okres młodości, a przypomnieniami z młodości rządzą inne prawa. Widzenie dzieciństwa jako okresu szczęśliwego dokonuje się z perspektywy dorosłych, którzy już zapomnieli, jak sami przeżywali dziecięce problemy. – W swojej książce „Mit szczęśliwego dzieciństwa” pisze pan: „Wiele wskazuje na to, że okres dzieciństwa niewiele ma wspólnego z beztroską, radością i szczęściem. Wręcz przeciwnie, jest to prawdopodobnie najbardziej bolesny i trudny okres w życiu człowieka. Choć zdarzają się w nim chwile pogodne i spokojne, dzieciństwo jest przeważnie nie kończącym się koszmarem. Już nigdy potem dorosły człowiek nie przeżywa takich napięć emocjonalnych, lęku, bezradności, rozpaczy i bólu”. – To wszystko, o czym piszę, wynika z obiektywnej, strukturalnej sytuacji dziecka w świecie. Trudno, żeby dziecko było szczęśliwe, skoro jest przez wiele lat całkowicie zależne, bezradne, pouczane, karcone. Musi przebrnąć masę krytycznych zakrętów. – Jakie są najbardziej rozpowszechnione mity dotyczące dzieciństwa? – Przede wszystkim mity dotyczące niewinności dzieci. Przekonanie, że dziecko jest z natury niewinne, nie ma złych myśli, pragnień, uczynków, jednym słowem – nie ma tak zwanej ciemnej strony człowieka. Tymczasem dzieci mają, i to w olbrzymim nasileniu, również złe myśli, pragnienia i czyny. Potrafią być bezwzględne i okrutne. – Czy zgadza się pan z tezą wielu psychoanalityków, że dzieci mają skłonności sadystyczne i dopiero nacisk społeczny je eliminuje? – Nie. To, co często wygląda na dziecięcy sadyzm, ma najczęściej motywy poznawcze. Dzieci psują zabawki, bo chcą się dowiedzieć, co jest w środku. Idą za głosem ciekawości. Wyrywają musze skrzydełka, żeby zobaczyć, czy będzie latać, potrafią kolegę zdzielić w głowę łopatką, żeby zobaczyć, co się stanie. Nie mają dystansu do rzeczy uważanych powszechnie przez dorosłych za odrażające. Potrafią się bawić własną kupą, sikać sobie na ręce, nie brzydzą się błota, nie mają odrazy do brudu, bałaganu itd. Tego uczą ich dopiero dorośli. Kolejny rozpowszechniony mit, związany z dzieciństwem, to patrzenie na dzieci jak na beztroskie, bezmyślne aniołki, które nie mają żadnych problemów, bo nie są za nic odpowiedzialne, wszystko mają podane. W związku z tym powinny być szczęśliwe. – A co z mitami dotyczącymi kompleksów dziecięcych, rozpowszechnionymi przez psychoanalizę? – Te najbardziej znane należy raczej odrzucić. Nie znajdują potwierdzenia kompleks Edypa i kompleks Elektry, bo nie jest prawdą, że mały chłopiec pożąda seksualnie swojej matki, a dziewczynka ojca. Tak samo jak nie jest prawdziwa teoria Melanie Klein, że każde niemowlę pragnie powrotu do łona matki, w związku z czym mentalnie utożsamia się z penisem. – Pomówmy o wieku dorastania, który tak boleśnie daje się we znaki zarówno dzieciom, jak i rodzicom. Pisze pan, że dorastający nastolatek cierpi głównie z powodu „bólu psychicznego”. Jakie są jego źródła? – Pierwsze, na ogół lekceważone przez dorosłych, wiąże się ze zmianą wyglądu zewnętrznego. W wieku około 12-13 lat dzieci zaczynają przywiązywać wagę do swojego wyglądu, odkrywają niedoskonałości urody, co jest przyczyną morza łez wylanych w poduszkę. Następnym źródłem jest konfrontacja z własną niedoskonałością. Małe dziecko patrzy w przyszłość z przekonaniem, że zostanie gwiazdą filmową, sławnym sportowcem, wybitnym naukowcem, prezydentem, kosmonautą. W okresie dorastania dziecko zmienia się w pesymistę, pełnego lęków „kompleksiarza”. Staje się samokrytyczne, boleśnie przeżywa własne ograniczenia. Kończąc szkołę, zwykle już wie, że Nagrody Nobla raczej nie dostanie. Stojąc przed lustrem, widzi, że gwiazdą filmową raczej nie będzie. Wchodząc między ludzi, liczy na przyjaźń, zainteresowanie, a spotyka obojętność. To wszystko powoduje, że młody człowiek czuje się niedowartościowany, niepotrzebny. Jest też osamotniony, bo rodzice często lekceważą jego problemy osobiste w stylu: „Zamiast gapić się w lustro, poucz się geografii”,
Tagi:
Ewa Likowska









