Bez energetyki jądrowej Polska nie ma szans na długotrwały rozwój Mija właśnie 15 lat od przerwania budowy pierwszej polskiej elektrowni atomowej w Żarnowcu. Rząd Tadeusza Mazowieckiego podjął formalnie tę decyzję 4 września 1990 r. Zdecydowały protesty ekologów, żywa wciąż pamięć wybuchu w Czarnobylu, a także przewidywania (które niestety się sprawdziły), że nasza gospodarka będzie przez wiele lat zmniejszać obroty i zużywać coraz mniej energii. Dziś wydaje się jednak niemal pewne, że od energetyki jądrowej nie ma odwrotu. Gospodarka się rozwija, wzrost poziomu życia musi wymagać również wzrostu konsumpcji energii. – W Polsce zużycie energii na jednego mieszkańca stanowi 40% średniego zużycia w krajach UE. W przyszłości wskaźnik ten powinien się zbliżyć do poziomu unijnego. Dlatego należy rozważyć rozpoczęcie w Polsce do 2020 r. budowy elektrowni atomowej, co umożliwi pokrycie wzrostu zapotrzebowania na energię – uważa wiceminister gospodarki, Piotr Rutkowski. Więcej prądu W styczniu br. rząd przyjął dokument określający politykę energetyczną Polski do 2025 r. Zawarte w nim prognozy przewidują, że w tym czasie zużycie energii wzrośnie, w zależności od przyjętego wariantu, o 48-55%, zużycie prądu zaś o 80-93%. Być może, wielkości te w rzeczywistości okażą się nieco niższe, bo rząd założył, że tempo wzrostu gospodarczego w naszym kraju będzie wynosić aż 5,2% rocznie (podczas gdy w tym roku nie przekroczy nawet 4%). Wiadomo jednak, że obecna moc naszych elektrowni nie wystarczy na pokrycie rosnącego zapotrzebowania i w przyszłości musimy wytwarzać znacznie więcej energii. Teoretycznie można ratować się rosnącym importem prądu. Oznaczałoby to jednak zarazem import bezrobocia, zagrożenie dla bezpieczeństwa energetycznego kraju i konieczność poczynienia wysokich nakładów na rozbudowę połączeń międzynarodowych. Produkcja energii musi zatem rosnąć na miejscu, w Polsce. Łączna moc naszych elektrowni to 34,2 tys. megawatów. Maksymalne zużycie energii jest znacznie niższe i wynosi 22,3 tys. MW, czyli ok. dwie trzecie możliwości wytwórczych. Do 2025 r. trzeba więc zwiększyć produkcję co najmniej o 11 tys. MW. Jak? Niestety, nie wchodzą w grę miłe sercu każdego ekologa odnawialne źródła energii. Energia wytwarzana w elektrowniach wiatrowych jest aż dwukrotnie droższa od „tradycyjnej”. Nawet bogata Dania, gdzie pracuje ponad 5 tys. wiatraków, pokrywa tą drogą zaledwie 7% swego zapotrzebowania na prąd. Nie mamy też większych możliwości budowy elektrowni wodnych. Najmocniejsza elektrownia wodna, we Włocławku na Wiśle, osiąga 160 MW (większe są dwie elektrownie szczytowo-przepompowe w Żarnowcu i Żarach, one jednak wytwarzają energię tylko okresowo, w chwilach największego zapotrzebowania). Podobnych Włocławków trzeba by więc postawić co najmniej 60. Polska nie udźwignęłaby jednak kosztu budowy tylu zapór i zbiorników, a poza tym nawet nie ma gdzie ich budować. Przecież od lat nie udaje się nawet zbudować kolejnej elektrowni wodnej na Wiśle poniżej Włocławka, choć jest to konieczne ze wszystkich możliwych względów. Ekolodzy buntują się zresztą również przeciw elektrowniom wodnym, uważając, że niszczą one siedziby ptaków, a duże sztuczne akweny powodują szkodliwe zmiany w lokalnym mikroklimacie. Trudno też forsować w Polsce dalszy rozwój energetyki węglowej. Największa polska elektrownia, w Bełchatowie, ma moc 4400 MW. Wystarczyłyby więc trzy takie elektrownie, by następne pokolenie Polaków nie musiało się obawiać znanego z lat 70. „20. stopnia zasilania” i wyłączeń prądu. Węgla brunatnego wokół Bełchatowa starczy jednak najwyżej na 40 lat, trudno w poszukiwaniu nowych złóż tworzyć krajobraz księżycowy na kolejnych połaciach kraju. Budowy podobnych elektrowni nie da się też pogodzić z koniecznością radykalnego ograniczenia emisji pyłów, tlenków azotu i dwutlenku siarki, do czego Polska zobowiązała się, wchodząc do Unii. Najczystsze rozwiązanie Rozwiązaniem najbardziej efektywnym i najczystszym dla środowiska pozostaje więc energetyka jądrowa. Obiekty takie funkcjonują w zdecydowanej większości krajów Europy, także u naszych sąsiadów (patrz: mapka). W małej i obsesyjnie wręcz wyczulonej na ochronę środowiska Szwajcarii pracuje pięć bloków jądrowych, które dostarczają 48% energii zużywanej przez ten kraj. We Francji – 59 bloków dostarczających aż 80% energii. W Niemczech – 18 bloków (30% energii), w Szwecji – 10 bloków (50% energii),
Tagi:
Andrzej Dryszel









