Polska hejtem stoi

Polska hejtem stoi

Jesteśmy hojni w jednej dziedzinie: rzucania obelg i odczłowieczania przeciwników Wyznający miłość bliźniego polscy katolicy i patrioci życzą swoim wrogom, by wysadzili ich w powietrze jacyś terroryści albo zgwałcili uchodźcy. Wykształceni liberałowie w markowych garniturach wyzywają nielubianych polityków od „szmat”. Pluralistyczna i tolerancyjna lewica ma dla odstępców od jedynej słusznej prawdy propozycje utopienia w wannie z kwasem lub dole z wapnem. Polska hejtem stoi. Jeśli jest jakaś waluta, jakiej mamy w kraju naprawdę pod dostatkiem, to są nią pogarda i werbalna wrogość. Bluzgi, groźby i złorzeczenia rozdajemy szczególnie hojnie i obficie. Przykład idzie z góry, bo polityków, hierarchów Kościoła czy publicystów, którzy kopią społeczne rowy i robią karierę na podziałach, nikt nie rozlicza. Ale i bez ich wpływu czy podżegania nie bylibyśmy społeczeństwem samych baranków i owieczek. Im bardziej zamykamy się w ciasnych grupach i czujemy bezpiecznie wśród „swoich”, tym łatwiej przychodzi nam obrażanie innych. A w czasach głębokich podziałów znalezienie jakichś „innych” – dowolnych „innych”! – jest bardzo łatwe. Pół biedy, gdyby chodziło tylko o język czy maniery. Problem z tym przyzwoleniem na hejt i wrogość nie dotyczy jednak wyłącznie wrażliwości czy etyki, ale samej demokracji. Liberalna i nowoczesna demokracja nie może istnieć bez przestrzeni wspólnej, gdzie można polemizować i szukać konsensusu. Nie jest dziś już tą przestrzenią internet i dyskusja online (choć kiedyś nam to właśnie obiecywano), nie są nią tożsamościowe i partyjne media, nie jest też parlament. Nie chodzi oczywiście o to, by wszyscy się kochali, a życiem społecznym kierowały zasady idealnej merytokracji – przecież nikt rozsądny już nie wierzy w te mrzonki. Powszechność hejtu zaburza jednak wszelkie proporcje i hierarchię ważności spraw. Jeśli za błahostkę, głupotę, niemądrą wypowiedź czy przejęzyczenie skłonni jesteśmy rzucać się sobie do gardeł, nie można oczekiwać, że w sprawach poważnych i doniosłych będziemy wobec siebie wyrozumiali i ważyli racje. Przecież to tak nie działa. Na powszechności hejtu, choć jest skutkiem wolności słowa i demokracji, cierpi właśnie wolność słowa i demokracja. Hejterzy w komentarzach, hejterzy w koloratkach i w garniturach Ostatnio problem hejtu ujawnił się w przypadku Pawła Kukiza, bo to jego pomoc dla PiS w reasumpcji głosowania (prawdopodobnie nielegalnej) wywołała wściekłość reszty opozycji. Fakt, z Kukizem trudno się utożsamiać, bo cała jego kariera polityczna to pasmo decyzji zaskakujących, żenujących, nielogicznych albo autodestrukcyjnych. Ale nie dalej jak kilka tygodni temu w tym samym miejscu, gdzie dziś jest Kukiz, byli politycy i polityczki lewicy. To w ich kierunku leciała fala bluzgów i zarzutów o – najłagodniej mówiąc – sprzedajność i koniunkturalizm. Rzucanie w stronę Biedronia, Zandberga i Czarzastego epitetów, że są „lokajami” i „przydupasami Kaczyńskiego” było powszechne nawet wśród ludzi, którzy sami na nich głosowali i publicznie lewicę popierają. Wystarczyło spojrzeć w sekcję komentarzy pod ich wpisami czy wypowiedziami dla mediów, by zobaczyć, że to z kont sympatyczek i sympatyków lewicy leciały największe wyzwiska. Od skłonności do hejtu czy pogardy wobec innych nie chronią elokwencja, charakter czy wysoka pozycja. Radosław Sikorski, człowiek niewątpliwie oczytany i bywały w świecie, na Twitterze zamienia się w zwyczajnego trolla – wypisuje, że Kaczyński jest „gadającą małpą”, a pisowcy talibami, i zaczepia Krystynę Pawłowicz. Ta z kolei, mimo że jest sędzią Trybunału Konstytucyjnego, również nie przepuści na Twitterze okazji, by kogoś zaatakować. „Zestrachany wyraz brzydkiej twarzy rudego niemieckiego szatniarza udającego tym swym lękliwym i »zuchwałym« gestem paluszka »równego« PDT, fałszywe spojrzenie okrągłych rybich oczu… Na fotce cała prawda o tym koledze Dulkiewicz” – to cały cytat, z zachowaniem oryginalnej pisowni, tylko jednego z dziesiątków jej wpisów o Tusku. Z kolei za słowa o samej Pawłowicz musiał przepraszać szef Wielkiej Orkiestry Świątecznej Pomocy, Jerzy Owsiak, który prawomocnie przegrał z nią w sądzie. Chodziło o wypowiedź z festiwalu Woodstock w 2017 r., gdy doradzał jej, aby spróbowała seksu, „a przez to i w głowie może się poukładać”. Pawłowicz chciała też od Owsiaka przeprosin za to, że nazwał ją „najpodlejszym przykładem człowieka”, ale w tej akurat sprawie sąd roszczenia oddalił. Lewicowi pisarze, dziennikarze i publicyści w czasie Strajku Kobiet pisali, że PiS to „gnidy” i „gnoje”, a prawicowi odpowiadali, że protestujący na ulicach to „zbydlęcona rozjuszona dzicz” i „wulgarne kurewki”. Jedni mieli po swojej stronie elity symboliczne i liberalne media, drudzy kler

Ten artykuł przeczytasz do końca tylko z aktywną subskrypcją cyfrową.
Aby uzyskać dostęp, należy zakupić jeden z dostępnych pakietów:
Dostęp na 1 miesiąc do archiwum Przeglądu lub Dostęp na 12 miesięcy do archiwum Przeglądu
Porównaj dostępne pakiety
Wydanie: 2021, 35/2021

Kategorie: Kraj