Wcale nie jest pewne, czy niemieckie reaktory atomowe zostaną wygaszone zgodnie z planem rządu Angeli Merkel Niemcy jako pierwszy nowoczesny kraj przemysłowy zamierzają wygasić wszystkie reaktory. Elektrownie atomowe mają zostać zamknięte do końca 2022 r. Decyzję podjęli politycy rządzącej konserwatywno-liberalnej koalicji podczas długiej narady w Urzędzie Kanclerskim w nocy z 29 na 30 maja. Firmy energetyczne domagają się wysokich odszkodowań i grożą skargami przed sądem. O kosztach i zagrożeniach dla klimatu Angela Merkel i jej ministrowie wolą na razie nie mówić. Nie ulega jednak kwestii, że cena za Atomausstieg, czyli rezygnację z energetyki nuklearnej, będzie ogromna, zapłacą ją zaś właściciele domów i samochodów, emeryci, wszyscy dostający rachunki za prąd. Niektórzy entuzjastyczni komentatorzy, zwłaszcza lewicowi, twierdzą, że Niemcy staną się pionierem i wzorem dla innych. Drudzy jednak biją na alarm. Dziennik „Frankfurter Allgemeine Zeitung” napisał, że przyjęty projekt zmieni cały kraj, a jego pełne koszty i niepożądane konsekwencje będzie można ocenić dopiero po całkowitym ukończeniu. Szwedzki dziennik „Svenska Dagbladet” przewiduje: „Elektryczność stanie się droższa, znikną miejsca pracy, gospodarka zaś zostanie osłabiona. Bez żadnych korzyści dla środowiska naturalnego (…). Skutki tej decyzji odczuje cała Europa (…). Wszystkie nadzieje [Niemców] wiążą się z technologiami, które jeszcze nie zostały wynalezione (…). Niemieckie odejście od energetyki nuklearnej grozi zniszczeniem środowiska i niepewnością”. Austriacka „Die Presse” podkreśliła, że Republika Federalna musi wyasygnować miliardy na budowę nowych elektrowni gazowych i węglowych. W konsekwencji kraj będzie w przyszłości uzyskiwał ponad 60% prądu z organicznych nośników energii. „To hiobowa wieść dla każdego ekologa”. Niektórzy komentatorzy podejrzewają, że Berlin domaga się bardzo ścisłych kontroli bezpieczeństwa w siłowniach nuklearnych krajów UE, aby torpedować ich programy atomowe. Magazyn „Der Spiegel” zwraca uwagę, że po przełomie energetycznym siłownie w RFN będą teraz spalać tani importowany węgiel, intensywnie emitując gaz cieplarniany CO2. Rosjanie zrobią zaś z Niemcami jeszcze lepsze interesy, sprzedając im gaz przez bałtycki rurociąg Nordstream. Atomausstieg umożliwił więc „Gerd” (czyli kanclerz Gerhard Schröder), jeden z inicjatorów tej inwestycji. To właśnie czerwono-zielony rząd Schrödera (socjaldemokraci i Zieloni) podjął w 2001 r. decyzję o rezygnacji z energetyki jądrowej. Każda elektrownia nuklearna miała zostać zamknięta po 32 latach pracy. Siłownie otrzymały limity prądu, który mogły wyprodukować. Starsze obiekty dostały możliwość przekazania nowszym tych ilości energii, których do czasu wygaśnięcia licencji nie zdążą wytworzyć (tzw. pozostałe ilości prądu, Reststrommengen). W październiku 2010 r. czarno-żółta koalicja Angeli Merkel (CDU/CSU i liberałowie z FDP), doprowadziła jednak do przyjęcia ustawy przedłużającej czas pracy siłowni nuklearnych średnio o 12 lat (ostatnie reaktory miały zostać wyłączone w 2036 r.). Opozycja, a zwłaszcza ekolodzy z Partii Zielonych, zareagowała protestami. Sondaże dawały Zielonym, bezkompromisowym przeciwnikom atomu, coraz większe poparcie. W marcu niszczycielskie trzęsienie ziemi i fale tsunami doprowadziły do katastrofy w japońskiej elektrowni atomowej Fukushima. W Niemczech, którym przecież nie grożą wstrząsy sejsmiczne o takiej sile, zapanował lęk o niemal metafizycznym charakterze. Większość społeczeństwa w sondażach wyraziła sprzeciw wobec energetyki nuklearnej (wygaszenie reaktorów w ciągu zaledwie pięciu lat popiera obecnie 56% obywateli). Szefowa rządu federalnego zareagowała natychmiast. Komentator tygodnika „Der Spiegel” szydzi, że merkelizm opiera się na zasadzie, że to, czego chce lud, jest rozsądne i dobre dla kanclerki, a polityka merkelizmu prowadzona jest w bardzo długiej perspektywie – aż do następnych wyborów do Bundestagu (które przypadają w 2013 r.). W każdym razie rząd dokonał energetycznego zwrotu o 180 stopni. W marcu na decyzję o przedłużeniu pracy elektrowni nuklearnych z października 2010 r. nałożono trzymiesięczne moratorium, siedem zaś najstarszych siłowni atomowych zostało na ten okres wyłączonych. Merkel nie martwi się zbytnio o bezpieczeństwo instalacji nuklearnych, lecz prowadzi grę polityczną. Poparcie rządu dla Atomausstieg ma zatrzymać zwycięski marsz Zielonych, którzy w wyborach do landtagów osiągają błyskotliwe sukcesy i z pewnością w 2013 r. wystawią własnego kandydata na kanclerza. Liberałowie z FDP, którzy współrządzą z chadekami, pogrążeni są w kryzysie i tracą elektorat.
Tagi:
Jan Piaseczny









