Atomowe ambicje mułłów

Atomowe ambicje mułłów

Niebezpieczny konflikt Iranu z USA i Izraelem jest coraz realniejszy Być może, już w październiku prezydent Bush wyśle komandosów, aby zniszczyli instalacje atomowe Iranu – pisze brytyjski dziennik „The Guardian”. Możliwe jest też przeprowadzenie chirurgicznego uderzenia z powietrza. Napięcie między Waszyngtonem a Teheranem wzrasta z tygodnia na tydzień. Podsekretarz stanu, John Bolton, ostrzegł, że już za rok Islamska Republika Iranu zgromadzi tyle materiału rozszczepialnego, aby zbudować bombę nuklearną. Prawdopodobnie we wrześniu Stany Zjednoczone oskarżą Iran o złamanie traktatu o nieproliferacji broni jądrowej, wystąpią też w Radzie Bezpieczeństwa ONZ z wnioskiem o obłożenie go sankcjami. Coraz realniejszee jest niebezpieczeństwo wymiany ciosów między Izraelem a Iranem. Politycy państwa żydowskiego jasno oświadczyli, iż nie pozwolą, aby mułłowie zdobyli atomowy oręż. Byłoby to bowiem największe zagrożenie dla małego i otoczonego przez wrogich lub nieufnych sąsiadów Izraela w całej jego historii. Władze w Tel Awiwie powołały specjalny komitet do obserwowania nuklearnego programu Teheranu. Na czele tego gremium stoi szef Mossadu. Komentatorzy piszą, że jeśli irańscy ajatollahowie nie zrezygnują ze swych nuklearnych ambicji, Izrael zapewne powtórzy „rozwiązanie z Osiraku”. W 1981 r. izraelskie myśliwce bombardujące obróciły w perzynę zbudowany z francuską pomocą reaktor atomowy w Osiraku na północ od Bagdadu. To zaskakujące uderzenie raz na zawsze zakończyło program zbrojeń nuklearnych Saddama Husajna. Ale ewentualna operacja wojskowa przeciw Iranowi będzie znacznie trudniejszym przedsięwzięciem. Mułłowie ukryli swe instalacje jądrowe w różnych miejscach, w podziemnych sztolniach, w niedostępnych górach. Potrzeba byłoby wielu militarnych uderzeń, żeby chociaż częściowo je unicestwić. Zapewne tylko we współpracy z Waszyngtonem Tel Awiw zdobędzie się na takie ryzyko. Iran dysponuje środkami wojskowymi, by w odwecie porazić Izrael czy zagrozić amerykańskim dywizjom w Iraku. Taki konflikt miałby nieobliczalne konsekwencje. Między republiką islamską a państwem żydowskim trwa już intensywny wyścig zbrojeń. Iran przeprowadził w sierpniu pomyślny test z pociskiem rakietowym Szahab-3 o zasięgu prawie 1,3 tys. km, zdolnym dosięgnąć terytorium Izraela i arabskich sojuszników USA nad Zatoką Perską. Armia izraelska stawia na budowany przy wsparciu Stanów Zjednoczonych system rakiet przeciwlotniczych Arrow, przechwytujących nieprzyjacielskie pociski na dużych wysokościach. W lipcu podczas przeprowadzonych u wybrzeży Kalifornii prób rakieta Arrow zniszczyła w locie pocisk typu Scud. 17 sierpnia zastępca komendanta elitarnych Strażników Rewolucji Islamskiej, generał Mohammad Baker Zolkar, zapowiedział, że jeśli Izrael zaatakuje irański reaktor w mieście Buszer nad Zatoką Perską, wówczas Iran unicestwi izraelski reaktor Dimona na pustyni Negew. W Buszer Irańczycy zbudowali z rosyjską pomocą elektrownię atomową, która zostanie uruchomiona w 2005 r. Jest niemal pewne, że w Dimonie Izrael produkuje pluton do swych głowic nuklearnych, być może właśnie tam przechowuje broń atomową. Po groźbach strażnika rewolucji nad Bliskim i Środkowym Wschodem pojawiło się widmo nuklearnego piekła. Już wcześniej były prezydent Iranu, Ali Akbar Haszemi Rafsandżani, polityk nadal bardzo wpływowy, publicznie rozważał możliwość atomowej konfrontacji z państwem żydowskim. Wielu ekspertów słusznie uważa, że atakując Irak, Stany Zjednoczone wybrały niewłaściwego przeciwnika. Po klęsce w wojnie o Kuwejt Saddam Husajn nie zdołał już odbudować swojej armii, a program broni masowego rażenia Bagdadu po 1991 r. należał do przeszłości. Reżim Saddama nie stanowił dla USA liczącego się zagrożenia, pragnął tylko przetrwać. Ogarnięta antysaddamowską obsesją administracja George’a W. Busha nie dostrzegła tych faktów. Kiedy Waszyngton skupiał uwagę na Iraku, Iran zmodernizował potężne siły zbrojne, rozpoczął też realizację programu nuklearnego. Niektórzy politolodzy, np. eksperci z firmy Stratfors sprzedającej informacje wywiadowcze, uważają, że Teheran świadomie zwabił lekkomyślnych kowbojów z USA w iracką pułapkę. Mułłowie uczynili to za pośrednictwem swych agentów, zwłaszcza Ahmeda Szalabiego, przewodniczącego Irackiego Kongresu Narodowego, wspieranego przez CIA i zwalczającego reżim Husajna. To Szalabi, cieszący się zaufaniem zwłaszcza Departamentu Obrony USA, przez dziesięć lat dostarczał Waszyngtonowi informacji wywiadowczych dotyczących Iraku. To on zapewniał, że amerykańscy żołnierze będą w Kraju Dwurzecza witani kwiatami. Ajatollahowie z Teheranu wiedzieli, że Saddam Husajn nie ma broni masowej zagłady

Ten artykuł przeczytasz do końca tylko z aktywną subskrypcją cyfrową.
Aby uzyskać dostęp, należy zakupić jeden z dostępnych pakietów:
Dostęp na 1 miesiąc do archiwum Przeglądu lub Dostęp na 12 miesięcy do archiwum Przeglądu
Porównaj dostępne pakiety
Wydanie: 2004, 35/2004

Kategorie: Świat