Wpisy od Ewa Likowska

Powrót na stronę główną
Kultura

Piszę, marzę i klnę tylko po hiszpańsku

Carlos Fuentes, pisarz meksykański (ur. w. 1928 r.) – do jego najbardziej znanych powieści należą m.in. „Śmierć Artemia Cruz”, „Terra Nostra”, „Stary gringo”, „Urodziny”, „Zmiana skóry”, „Historia rodzinna”, „Instynkt pięknej Inez”, zbiory opowiadań: „Spalona woda” i „Pieśń ślepców”. – Od wielu lat, mówiąc o panu, podkreśla się, że jest pan jednym z kandydatów do literackiej Nagrody Nobla. Czy to nie jest denerwujące? – Jest, absolutnie! Tak samo jak urywające się co roku w październiku telefony od dziennikarzy, którzy pytają, co myślę o kolejnym nobliście, czy zasłużył na Nobla, czy nie jest mi przykro, że to znowu nie ja. Kilka razy zamierzałem zażartować, powiedzieć coś w rodzaju: „To marny pisarz, nie zasłużył na nagrodę – Nobla powinienem dostać ja”. Ale obawiałem się, że żart nie zostanie zrozumiany, a dziennikarze zrobią ze mnie zarozumiałego bufona. Zwłaszcza że sam nie cierpię zarozumiałych bufonów. – Ale czuje pan dreszczyk emocji w pierwsze czwartki października, kiedy Akademia Noblowska ogłasza swój werdykt? – Kiedy byłem kilkanaście lat młodszy, czułem. Teraz już nie. Zresztą nigdy nie było to marzeniem mojego życia. Nobel tak bardzo nie zmienia sytuacji pisarza, jak to się wielu ludziom wydaje. Jest wielu noblistów, których prawie nikt nie czyta, a nawet mało kto

Cały tekst artykułu można przeczytać w elektronicznej wersji „Przeglądu”, która jest dostępna dla posiadaczy e-prenumeraty lub subskrypcji cyfrowej.

Kultura

Boom jazzowy

Niedawno była to u nas muzyka niszowa, obecnie przeżywa renesans Nie wiedziałam, że Polacy tak kochają jazz. Odbyłam trasę po całej Europie, Warszawa to ostatni przystanek – i najbardziej udany koncert. Jestem zachwycona przyjęciem przez polską publiczność, która wspaniale czuje jazz i potrafi przekazać mi pozytywną energię – powiedziała Cassandra Wilson, amerykańska wokalistka jazzowa, uznawana za jedną z najlepszych na świecie. Jej koncert w Sali Kongresowej zakończył tegoroczny festiwal Warsaw Summer Jazz Days, który na wszystkich koncertach zgromadził rekordową liczbę ponad 50 tys. słuchaczy. Jeszcze dziesięć lat temu jazz kojarzył się głównie z nobliwymi jesiennymi imprezami Jazz Jamboree i Zaduszki Jazzowe. Obecnie stał się atrakcją całoroczną, chociaż najwięcej festiwali i koncertów przypada na lato. Tłumy fanów na koncertach od gór aż do morza świadczą, że ten gatunek znowu staje się modny. Dobitnie potwierdziły to edycje tegorocznych Gdynia Summer Jazz Days, Warsaw Summer Jazz Days i cykl Jazz na Starówce. Na koncerty przyszło tysiące słuchaczy, zwabionych nie tylko nazwiskami zagranicznych gwiazd, jak dawniej bywało, lecz także rodzimych wykonawców. Polska jazzowa Rocznie odbywa się w Polsce około stu festiwali jazzowych. Międzynarodowe i krajowe, w salach koncertowych, w klubach i w plenerze, z roku

Cały tekst artykułu można przeczytać w elektronicznej wersji „Przeglądu”, która jest dostępna dla posiadaczy e-prenumeraty lub subskrypcji cyfrowej.

Kultura

Wśród głów i torsów

Adam Myjak: Artyści nadużywają źle pojętej wolności, co często przynosi idiotyczne skutki Widok monumentalnych figur ustawionych w pozornym nieładzie zapada w pamięć. Te z brązu, groźne, nawet przerażające, przywodzą na myśl postać Komandora – kamiennego gościa z tragedii o Don Juanie. W drugiej grupie smukłe, jasne kolumny, jakby marmurowe, dopiero z bliska widać, że wykonano je z drewna. Najdziwniejsze są figury o złożonej fakturze, gdzie patynowane partie o nasyconej barwie kontrastują z elementami z polerowanego brązu. Wszystko razem sprawia wrażenie, jakby kształty dopiero wyłaniały się z materii. – Uśpieni rycerze? Prehistoryczni ludzie? „Inni”? Dlaczego tylko figury i głowy? – zastanawiają się młodzi ludzie zwiedzający wystawę Adama Myjaka w warszawskiej galerii Zachęta. Te pytania artysta słyszy od lat. – Próbowałem dawniej dorabiać ideologię do mojej rzeźby, dlaczego człowiek, dlaczego głowa – ale naprawdę szedłem za instynktem, za intuicją. Na początku podejmowałem różne próby, także niefiguratywne. Wszystkie one bazowały na wyspekulowanym pomyśle, chciałem być odkrywczy czy oryginalny, ale czułem się w tym niezręcznie. Stwierdziłem, że nie będę siebie oszukiwał, w figuracji czuję się najlepiej. Lubię to i jak gdyby ręka sama do tego prowadzi – powiedział kuratorce swojej wystawy w Galerii Sztuki Współczesnej

Cały tekst artykułu można przeczytać w elektronicznej wersji „Przeglądu”, która jest dostępna dla posiadaczy e-prenumeraty lub subskrypcji cyfrowej.

Kultura

Ojciec Pokraka

Jeśli się zaczyna jako satyryk, to do końca życia jest się postrzeganym jako satyryk – „Moje genialne pomysły przerastają moje możliwości twórcze. To sprawia, że czuję się lekki”, głosi napis na jednym z pana rysunków. Czy ta autoironia to ucieczka przed etykietką autora dwóch postaci rysunkowych, ptaka Dudiego i stworka o wdzięcznym mianie Pokrak? – Od Dudiego i Pokraka nigdy nie uda mi się uciec. Dla wielu ludzi na zawsze pozostanę ojcem ptaka Dudi, mimo że od 30 lat nie mieszkam w Polsce i zajmuję się czym innym. Przy jego pomocy rozliczałem się z otaczającą mnie rzeczywistością. W Ameryce, wyrwany z polskiego kontekstu, Dudi by się nie sprawdził, nie zostałby zrozumiany. Amerykanie mają inną mentalność, inną satyrę. Mniej metaforyczną, bardziej dosłowną. Za to Pokrak od razu zaczął się jako uszczypliwy komentarz, karykatura rodaka, próba ogarnięcia nowej Polski z amerykańskiego dystansu. – Gdzie jest większa wolność w mediach, w Polsce czy w Ameryce? – Jeśli chodzi o pruderię, to przodują Stany Zjednoczone. Jeśli chodzi o poprawność polityczną, to lepiej jest w Polsce. – Co to znaczy: lepiej? – Nie przestrzega się jej tak bardzo. Tam nie można naruszyć różnych tabu, przede wszystkim nie można krytykować grup mniejszościowych. W rysunkach nie wolno się

Cały tekst artykułu można przeczytać w elektronicznej wersji „Przeglądu”, która jest dostępna dla posiadaczy e-prenumeraty lub subskrypcji cyfrowej.

Kultura

Życie jest lepsze po przeczytaniu Grocholi

Jestem odsądzana od czci i wiary za to, że pokazuję świat, który nie istnieje, wymyślam bajki Katarzyna Grochola – pisarka, autorka książek „Przegryźć dżdżownicę”, „Nigdy w życiu!”, „Serce na temblaku”, „Ja wam pokażę”, „Osobowość ćmy”, opowiadań, a także felietonów w prasie kobiecej. Zanim została pisarką, imała się różnych zajęć. Była salową („Jako młoda osoba chciałam być lekarzem, a wtedy taki był tryb nauki: od ucznia do mistrza”), korektorką, dyrektorką składu celnego („Z dwiema przyjaciółkami założyłyśmy firmę, któraś z nas musiała zostać dyrektorem ze względów formalnych – i na mnie padło”), maszynistką („Wyjechałam z mężem do Libii na trzy lata, jako kobieta nie mogłam znaleźć żadnej pracy poza przepisywaniem czegoś na maszynie”), ponadto sprzątaczką i opiekunką starszej pani w Anglii. – Ostatnią książkę, „Osobowość ćmy”, opublikowała pani we własnym, niedawno założonym Wydawnictwie Autorskim. Po co je pani założyła, skoro dotychczas pani książki ukazywały się w prężnie działających oficynach (Prószyński i S-ka, W.A.B., Wydawnictwo Literackie), w wysokich nakładach, a pani otrzymywała wysokie honoraria? – A dlaczego nie? Skoro jestem autorką trzech prężnych wydawnictw, dlaczego nie mam być także autorką czwartego? Od dawna marzyło mi się wydawnictwo, które by pełniło służebną rolę

Cały tekst artykułu można przeczytać w elektronicznej wersji „Przeglądu”, która jest dostępna dla posiadaczy e-prenumeraty lub subskrypcji cyfrowej.

Kultura

Znalazłem się w pierwszej lidze

Marzę o tym, żeby w Polsce powstawały duże filmy, które oglądałby cały świat Allan Starski, scenograf – Jest pan scenografem czwartej części thrillera „Milczenie owiec”, opowiadającego o Hannibalu Lecterze. Film jest w trakcie realizacji, scenariusz niegotowy, obsada niekompletna – a zainteresowanie na całym świecie niebywałe. – Sam jestem zaskoczony skalą tego zainteresowania. Najlepszy dowód, że choć praca jest w toku, w Internecie odbywają się dyskusje na temat filmu, obsady, rozwoju akcji. Także w środowisku filmowym panuje ogromne zainteresowanie. Właśnie wróciłem z Londynu, gdzie kompletowałem ekipę współpracowników. Byłem zdziwiony, że najlepsi dekoratorzy wnętrz są zainteresowani tym projektem. Miałem trudny wybór. – Wiadomo już teraz, że film będzie miał liczoną w setkach milionów widownię. To pewniak, zobaczą go wszyscy, którzy widzieli poprzednie części. – Dla mnie to pierwszy film z typu, który Amerykanie nazywają global movie, czyli taki, który powinien być dobrze oglądany na całym świecie przez olbrzymią widownię. – Jak to się stało, że zaproponowano panu pracę przy tym filmie? – Mam nadzieję, że po tylu latach robienia scenografii, dla tylu świetnych reżyserów, znalazłem się w pierwszej lidze scenografów. Mimo ogromnej produkcji,

Cały tekst artykułu można przeczytać w elektronicznej wersji „Przeglądu”, która jest dostępna dla posiadaczy e-prenumeraty lub subskrypcji cyfrowej.

Kultura

Jak nas widzi Mrożek

Sławomir Mrożek (ur. 29.06.1930 r. w Borzęcinie k. Krakowa) – dramaturg, prozaik, satyryk, rysownik („Polska w obrazkach”). Zadebiutował w 1953 r. „Opowiadaniami z Trzmielowej Góry” oraz zbiorem opowiadań „Półpancerze praktyczne”, który przyniósł mu dużą popularność. Napisał ponad 20 sztuk teatralnych, m.in. „Tango”, „Ambasador”, „Indyk”, „Kontrakt”, „Emigranci”, „Miłość na Krymie”. W 1963 r. wyemigrował z Polski. Mieszkał we Włoszech, w Paryżu i w Meksyku. W 1996 r. powrócił do Polski. Mieszka w Krakowie. Każde pokolenie ma swojego Mrożka. Dla czytelników jego pierwszych utworów – dzisiejszych 60- i 70-latków – wczesny Mrożek był pisarzem, który pozwalał oswoić pełną absurdów rzeczywistość – ratował od schizofrenii. Dla obecnych 50-latków Mrożek – ten z lat 70. i 80. – był już postacią kultową, pisarzem politycznie zaangażowanym, pokazującym rzeczywistość totalitarną jako okrutną i śmieszną zarazem. Dla pokoleń 40-latków Mrożek to pisarz poruszający się na gruncie purnonsensu, bystry obserwator obyczajów i mentalności. 30- i 20-latkowie uważają, że to po prostu ciekawy autor. O absurdalnych sytuacjach wszyscy, bez względu na wiek, mówimy „jak z Mrożka”. Kiedyś się mówiło „pisać Mrożkiem”, „myśleć Mrożkiem”. A co pisze i myśli sam Mrożek – o nas, swoich rodakach? Jesteśmy humorzaści Należę do tych, którym przeszkadzają w życiu ich

Cały tekst artykułu można przeczytać w elektronicznej wersji „Przeglądu”, która jest dostępna dla posiadaczy e-prenumeraty lub subskrypcji cyfrowej.

Kultura

Klasa Pani Olgi

Zespół Kabaretu Olgi Lipińskiej pracuje w temperaturze wrzenia wody Stop! Paweł, źle! Masz wyjść zza monitorów! Władek, jak ty stoisz, dupą do kamery? Ja zwariuję. Tu masz stać, tuuuuu! – Olga Lipińska biegnie od stołu reżyserskiego, wymachując rękami. – Tutaj! – Ciągnie Władka-Sołtysa za rękę. – I tam masz patrzeć!!! Boże, z kim ja pracuję! Jeszcze raz powtarzamy! Akcjaaa! Kolejna powtórka. Ujęcie. Stop, bo znowu źle. Jeszcze raz ujęcie, aż do skutku. A potem jeszcze duble. Każda scena jest tak wymęczona. Ta w chacie, wałkowana w studiu telewizyjnym od godziny, na ekranie potrwa minutę. W trakcie nagrywania Olga Lipińska raz po raz zamienia się w furię. Potem, kiedy ogląda wraz z aktorami taśmy z dobrymi ujęciami, śmieje się w głos i cieszy jak dziecko. – Świetnie, świetnie! Fantastycznie to wam wyszło. Jesteście cudowni. – Olga jest człowiekiem despotycznym, apodyktycznym, wymagającym, krzyczącym, ale ona wie, o co jej chodzi, ma wizję tego, co robi. To wielka zaleta u reżysera i wbrew pozorom nieczęsto spotykana – mówi Wojciech Pokora. – Nie dziwię się jej, że jest taka wymagająca, przecież firmuje kabaret swoim nazwiskiem. – Zawsze taka była, despotyczna i wymagająca. Nami,

Cały tekst artykułu można przeczytać w elektronicznej wersji „Przeglądu”, która jest dostępna dla posiadaczy e-prenumeraty lub subskrypcji cyfrowej.

Kultura

Robię to, co lubię, i jeszcze mi za to płacą

Chciałabym, aby druga część „Bożej podszewki” budziła takie emocje jak pierwsza Izabella Cywińska – reżyserka teatralna i telewizyjna. Absolwentka etnografii oraz reżyserii (warszawska PWST). Była dyrektorką teatru w Kaliszu i Teatru Nowego w Poznaniu, gdzie zrealizowała wiele głośnych spektakli, od lat reżyseruje także sztuki dla Teatru TV (m.in. „Oni” Witkacego, „Widnokrąg” według Myśliwskiego. W 1989 r. została ministrem kultury w rządzie Tadeusza Mazowieckiego. Obecnie jest wolnym strzelcem, ostatnio ukończyła drugą część serialu „Boża podszewka” i film „Kochankowie z Marony”. – Zakończyła pani drugą część „Bożej podszewki”, najbardziej kontrowersyjnego serialu ostatniej dekady. Kiedy zobaczymy go na ekranie? – Właśnie zakończyła się kolaudacja. Serial został przyjęty bardzo dobrze. Chwalili nas nie tylko za robotę: aktorstwo, scenografię, zdjęcia, reżyserię, ale także, co mnie niezwykle ucieszyło, za obiektywną wymowę tego 16-odcinkowego serialu historycznego. A to przy dzisiejszym rozpolitykowaniu i traktowaniu historii jako doraźnej broni w walce partyjnej nie było łatwe. – Sądzi pani, że druga część serialu także wywoła kontrowersje? – Nie. Tym razem Wilniucy nie powinni się denerwować. Pokazuję inne Kresy. Kresy, które oni już opuścili, zniszczone przez Rosjan i Niemców. To już

Cały tekst artykułu można przeczytać w elektronicznej wersji „Przeglądu”, która jest dostępna dla posiadaczy e-prenumeraty lub subskrypcji cyfrowej.

Wywiady

Kiedyś magnaci, dzisiaj mafiosi

Współczesna Polska pod wieloma względami przypomina Polskę XVII-wieczną Prof. Janusz Tazbir – „Co za świat! Groźny, dziki, zabójczy. Świat ucisku i przemocy. Świat bez władzy, bez rządu, bez ładu i bez miłosierdzia. Świat, w którym cnotliwym być trudno, spokojnym nie podobna”, tak Władysław Łoziński w książce „Prawem i lewem” opisuje XVII-wieczną Polskę. A pan pisze we wstępie, że współczesna Polska pod wieloma względami przypomina tę XVII-wieczną. – Główne podobieństwa są dwa: brak poczucia bezpieczeństwa jednostki oraz mała skuteczność wyroków sądowych. Dzisiejsze sądy są słabe, natomiast mafie silne i skuteczne, tak jak XVII-wieczne. – To mafie były już w wieku XVII? – Mafie działają na podobnej zasadzie co grupy magnackie. Grupa magnacka miała swoich ludzi rozstawionych w trybunałach, w sejmikach, na wyższych i niższych urzędach. Tworzyła coś w rodzaju państwa w państwie. Jak działa taki system, pokazuje film „Ojciec chrzestny”: mafia ma własny wymiar sprawiedliwości, własną policję, własne dochody. Jest taka scena, kiedy młodzi Włosi zaciągają się do wojska amerykańskiego, uzasadniając, że państwo było dla nich dobre, więc będą go bronić. Na co Ojciec Chrzestny, szef mafii, odpowiada: „To nie państwo, to ja byłem dla was dobry”. Porównania same się nasuwają. Czy ci, którzy wszczynają rozróby sejmowe, liczą się z władzą

Cały tekst artykułu można przeczytać w elektronicznej wersji „Przeglądu”, która jest dostępna dla posiadaczy e-prenumeraty lub subskrypcji cyfrowej.