Wpisy od Jan Opielka

Powrót na stronę główną
Świat

Żyjemy w czasach epokowej zmiany

Stany Zjednoczone tracą wyłączność na roszczenie sobie prawa do przywództwa w świecie.

Frank Deppe – (ur. w 1941 r.) emerytowany profesor nauk politycznych na Uniwersytecie Philippsa w Marburgu, gdzie wykładał w latach 1968-2006 (jako profesor od 1972 r.). W 2010 r. ukończył pięciotomową serię książek „Myśl polityczna w XXI wieku”. Zasiadał m.in. w zarządzie niemieckiej Fundacji im. Róży Luksemburg, regularnie publikuje w czasopismach.

W ostatniej książce, noszącej tytuł „Zeitenwenden?” („Zmiana czasów?”), analizuje pan starą zimną wojnę w porównaniu z tym, co określa pan jako nową zimną wojnę. Chodzi o konflikt między USA – lub ogólniej Zachodem – a Chinami i Rosją albo, szerzej, państwami BRICS, czyli poza tymi dwoma Brazylią, Indiami i RPA. Jak można porównać te konflikty?
– Urodziłem się w 1941 r., co oznacza, że przeżyłem II wojnę światową i jej koniec. Dorastałem zaś we Frankfurcie nad Menem w czasach zimnej wojny, a później zaangażowałem się w ruch pokojowy. Protesty były skierowane przeciwko stacjonowaniu broni nuklearnej. W latach 70. ruchy protestacyjne i pokojowe zyskały większy wpływ na politykę. Świadczą o tym polityka wschodnia niemieckiego kanclerza Willy’ego Brandta i konferencje helsińskie w latach 70. Była to era odprężenia, choć ograniczonego. Z tego powodu możliwy powrót do ery zimnej wojny wywołuje u mnie wiele negatywnych wspomnień i obaw; zwłaszcza z powodu wojny w Ukrainie i w Strefie Gazy widzimy tendencję do zbrojeń i kolejnych konfrontacji. Niesie to niebezpieczeństwo eskalacji, szczególnie w przypadku wojny w Ukrainie, która może również doprowadzić do konfliktu nuklearnego.

Jako politologa, który zajmuje się kwestiami międzynarodowych stosunków sił, interesują mnie podobieństwa między tamtymi a dzisiejszymi czasami. Istnieją one np. w prymacie polityki zbrojeniowej i konfrontacji ideologicznej, mającym obecnie miejsce.

Dla przykładu niszczycielska wojna koreańska toczyła się w latach 1950-1953, mniej więcej na początku zimnej wojny. Czy można ją porównać z obecną wojną Rosji przeciwko Ukrainie, wspieranej przez Zachód?
– Należy wspomnieć, że jeszcze przed tym, co działo się w Korei, w następstwie II wojny doszło do całej serii konfliktów zbrojnych, szczególnie w Azji: w Chinach wojna domowa między Czang Kaj-szekiem i Mao Zedongiem, a także wojny w Malezji, Indonezji i oczywiście w Wietnamie. Wszystkie one toczyły się na tle starych warunków kolonialnych w Azji Wschodniej. Wojna koreańska pochłonęła straszliwe ofiary. Amerykanie zrzucili na Koreę więcej bomb niż na Niemcy podczas II wojny światowej, a liczbę zabitych szacuje się dziś na 4,5 mln. Był to rezultat niemożności uzgodnienia przez USA i Związek Radziecki, kto przejmie przywództwo w Korei po zakończeniu II wojny światowej. Pamiętam, że jako dziecko w 1950 r. słyszałem, jak mama w rozmowie ze znajomą pyta z przerażeniem: „Czy będzie kolejna wojna?”. To był strach, który ogarniał społeczeństwo i który zwłaszcza w Europie doprowadził do zaostrzenia frontów podczas zimnej wojny. Był on stałym towarzyszem i przedmiotem politycznej manipulacji, tak jak dzisiaj manipuluje się strachem przed inwazją lub agresją ze strony Rosji.

Czy także pod względem skutków istnieją podobieństwa między wojną koreańską a wojną w Ukrainie?
– Wojna w Korei – wraz z innymi czynnikami, takimi jak plan Marshalla i wprowadzenie marki niemieckiej w 1948 r. – jest uważana za początek długiej fazy wzrostu gospodarczego na Zachodzie, tzw. cudu gospodarczego lub złotego wieku kapitalizmu. Faza ta trwała do lat 70. XX w. Branże eksportowe w RFN doświadczyły w tym okresie mocnego ożywienia, bo w tym samym czasie w USA nastąpiła ponowna, jak podczas II wojny światowej, ogromna koncentracja na sektorze obronnym. Zapanował „militarny keynesizm”. Oznaczało to olbrzymi wzrost wydatków na obronę, który jednocześnie napędzał wzrost gospodarczy – w przemyśle obronnym poprzez miejsca pracy, ale przede wszystkim w systemie naukowo-badawczym, łączącym badania z wojskiem.

Ten artykuł przeczytasz do końca tylko z aktywną subskrypcją cyfrową.

Opinie Wywiady

Dwa państwa?

Protest przeciwko polityce Izraela ma pokoleniowy charakter. Jest odcięciem się od kalki, że nie wolno krytykować Żydów.

Prof. Andrzej Leder – (ur. 1960) jest kierownikiem Zakładu Filozofii Kultury w Instytucie Filozofii i Socjologii PAN w Warszawie. Filozof kultury, psychiatra i psychoterapeuta. Autor wielu publikacji naukowych i książek, m.in. „Prześnionej rewolucji” i najnowszej – „Ekonomia to stan umysłu”. Ma korzenie żydowskie, jednak uważa, że fakt ten nie odgrywa istotnej roli dla jego tożsamości – już rodzice odeszli od tradycyjnej żydowskości. Duża część jego rodziny została zamordowana w czasie Zagłady.

Konflikt izraelsko-palestyński trwa już dziesięciolecia, szczególnie od 1967 r. i okupacji Zachodniego Brzegu przez Izrael. Zaostrzył się przez krwawy napad Hamasu 7 października ub.r. i następującą po nim wojnę Izraela w Strefie Gazy. Czy konflikt ten może zostać w najbliższej przyszłości rozwiązany, czy jest bez odwrotu i bez końca?
– Przede wszystkim jest to konflikt wielopoziomowy i pewne rozwiązania, które mogą się udać na poziomie stricte politycznym i militarnym, nie pomogą na poziomie historycznym i ideowym. Prawdopodobnie ta wojna, w której aktualnie uczestniczą Izrael i Palestyńczycy ze Strefy Gazy, ostatecznie jakoś ucichnie. Co więcej, ponieważ w zasadzie nie ma po stronie państw arabskich woli, żeby stanąć po stronie Palestyńczyków, a raczej jest wola, żeby chronić Izrael przed Iranem, to nie sądzę, żeby ta wojna stała się globalna. Co nie zmienia faktu, że problem, jakim jest wypędzenie Palestyńczyków w momencie powstania państwa Izrael w 1948 roku, sposób ich traktowania współcześnie i jednocześnie to, jak bardzo sprawa palestyńska jest wpleciona w ideologiczny dyskurs różnych państw arabskich, wskazuje na to, że konflikt będzie trwał. Należy dodać, że hasło walki z Izraelem dotyczy nie tylko społeczeństw arabskich, bo Iran i Turcja nie są państwami arabskimi, ale szerzej – wojującego islamu. Dopóki ta ideologia istnieje, antagonizm nie zniknie. Los Palestyńczyków będzie nadal zły, a po drugie będzie kartą przetargową w rozgrywkach politycznych.

Jest pan również praktykującym psychoterapeutą. W jaki sposób doświadczenie Holokaustu – formujące dla tożsamości żydowskiej, ale też dla milionów osób, które dzisiaj żyją w Izraelu – kształtuje postawy tego społeczeństwa? Zarówno poczucie bezpieczeństwa, jak i wybory polityczne czy postawę wobec Palestyńczyków.
– Zacznę moją odpowiedź od dwóch sytuacji z własnego doświadczenia. W 1987 r. byłem w jednym z ważnych muzeów w Izraelu, Yad Vashem. Była tam wystawa rysunków dzieci izraelskich z młodszych klas szkół podstawowych, pewnie 6-, 10-letnich, dotycząca historii Szoah. Uderzyło mnie wówczas, jak wiele tych prac miało w sobie piętno czy ślad osamotnienia i stygmatyzacji. Najbardziej utkwił mi w pamięci obraz, na którym stoi chłopiec, a wokół niego narysowane są ręce, wskazujące tego chłopca, z napisami „Jude, Jude, Jude”. Minęły trzy pokolenia od czasów Zagłady. Dziecko, które wychowało się w Izraelu, w którym prawdopodobnie na oczy nie widziało Niemca czy Austriaka, nie słyszało niemieckich słów. I ten przekaz, moim zdaniem przekaz traumy, jest bardzo istotny dla zrozumienia reakcji psychologicznej społeczeństwa izraelskiego na tego rodzaju wydarzenie, jakie nastąpiło 7 października.

Tragedia 7 października uruchomiła tę samą traumę?
– To wydarzenie miało charakter pogromu. Było tam wiele scen, które odzwierciedlają to, co działo się w Europie w czasach prześladowań wobec Żydów, więc natychmiast uruchomiło odruch: „Jesteśmy osamotnieni, stygmatyzowani i prześladowani, ale tym razem nie pozwolimy na to. Nigdy więcej”. To na pewno odgrywa istotną rolę. Druga anegdota pokazuje inną stronę: ok. 10 lat temu uczestniczyłem w konferencji psychologów i psychiatrów izraelskich i polskich. Tam było wyraźne starcie pomiędzy psychologami. Jedni, starsi, wywodzili się z Europy i jako dzieci Holokaustu nieśli w sobie pamięć tego, co wówczas się stało. Drudzy zaś byli młodszą formacją, amerykańską w orientacji zawodowej, z doświadczeniem pracy z traumami podczas wojen z Arabami; formacją bardzo bojową i pragmatyczną. W pewnym momencie jeden z tych starszych ludzi, kiedyś dziecko Holokaustu,  powiedział: „Nie zgadzam się na to, żeby faszyści w Izraelu – użył słowa faszyści – zawłaszczali sobie dzisiaj Zagładę jako swój sztandar”.

To jest druga strona medalu. To znaczy, że Zagłada stała się w Izraelu sposobem mobilizacji społeczeństwa żydowskiego do bezwzględnej walki z Palestyńczykami właśnie w związku z tym, że ma traumatyczny charakter, który uruchamia odruch „Nigdy więcej” i „Musimy się odegrać”.

Ten artykuł przeczytasz do końca tylko z aktywną subskrypcją cyfrową.

Świat

Gdziekolwiek jesteś, tam jest twój dom

Uchodźcom w Niemczech, jeśli nie przybyli z Ukrainy, jest coraz trudniej.

2 czerwca zmarł policjant brutalnie zaatakowany nożem dwa dni wcześniej przez mężczyznę pochodzącego z Afganistanu. 25-letni sprawca mieszka w Niemczech od ok. 10 lat, ma żonę i dwójkę dzieci. Śledczy nadal nie ustalili motywu zbrodni, ponieważ zamachowiec został postrzelony i nie mógł być przesłuchiwany. Nożownik zaatakował w centrum Mannheim podczas demonstracji zorganizowanej przez islamofobiczny Ruch Obywatelski Pax Europa (BPE). Zranił jeszcze pięciu innych mężczyzn.

Niemieccy politycy od lewa do prawa potępili zbrodnię, aczkolwiek SPD, partia kanclerza Olafa Scholza, stara się tonować emocje. – Odróżniamy muzułmanów, którzy do nas należą, od islamistów, których zwalczamy z najwyższą surowością – powiedziała ministra spraw wewnętrznych Nancy Faeser. Jednak współrządzący w Berlinie liberałowie z FDP już zapowiedzieli, że będą się domagać ponownej możliwości deportowania osób z Afganistanu – dotychczas ze względu na katastrofalną sytuację i reżim talibów zazwyczaj nie były odsyłane. Deportacji żądają także politycy głównej partii opozycyjnej, chadeckiej CDU, a przede wszystkim prawicowo-populistyczna Alternatywa dla Niemiec (AfD). Przewodniczący frakcji w Bundestagu, Alice Weidel i Tino Chrupalla, piszą, że chcą „bezpiecznych granic i twierdzy Europa. Imigracja z Afganistanu musi zostać zatrzymana”.

Wiele wskazuje, że cień tragedii z Mannheim padnie też na innych uchodźców. W latach 2015-2022 ok. 2,35 mln osób złożyło wniosek o azyl lub inny status ochrony. Ten ostatni, zazwyczaj tymczasowo, otrzymało 1,8 mln. Dodatkowo w Niemczech przebywa ok. 1,1 mln uchodźców z Ukrainy, którzy podobnie jak w Polsce mają bardziej uprzywilejowaną pozycję i jej nie stracą. Pogorszy się natomiast sytuacja ponad 300 tys. uchodźców z innych krajów, w większości pozaeuropejskich, którzy w ubiegłym roku złożyli wniosek o azyl lub ochronę międzynarodową. I to mimo faktu, że zdecydowana większość tych ludzi nie popełnia przestępstw, a wręcz robi, co może, żeby z Niemcami się zintegrować.

Często są to ofiary przemocy i dyskryminacji – ze strony zarówno urzędów, jak i prawicowo-radykalnych sprawców. W 2023 r. Federalne Ministerstwo Spraw Wewnętrznych odnotowało 15 tys. przestępstw na tle ksenofobicznym, o połowę więcej niż rok wcześniej. Liczba aktów islamofobicznych wzrosła o 140%.

Ten artykuł przeczytasz do końca tylko z aktywną subskrypcją cyfrową.

Świat

Długa batalia, dwuznaczny wynik

Najsłynniejszy sygnalista świata po wielu latach uwięzienia ostatecznie został zwolniony.

W środę, 26 czerwca, Julian Assange po raz pierwszy od ponad 14 lat postawił stopę w ojczystym kraju, Australii. Kilkanaście godzin wcześniej stanął po raz ostatni przed sądem, a zarazem po raz pierwszy przed sądem amerykańskim.

Na wyspie Saipan, stolicy Marianów Północnych na Pacyfiku, w ramach wynegocjowanej wcześniej ugody (tzw. plea deal) przyznał się do jednego z 18 zarzutów stawianych mu przez prawników rządu USA: do spiskowania w celu pozyskania niejawnych dokumentów dotyczących obronności Stanów Zjednoczonych. W zamian przedstawiciele Waszyngtonu porzucili resztę zarzutów, za które 52-letniemu obecnie Australijczykowi groziło 175 lat za kratami. Uznali ponad pięć lat spędzonych w brytyjskim więzieniu o zaostrzonym rygorze Belmarsh za wystarczającą i odbytą karę.

Przed sądem Assange powiedział: „Pracując jako dziennikarz, zachęcałem moje źródło do dostarczenia informacji, która była niejawna, w celu opublikowania jej”. Co istotne, dodał: „Wierzę, że pierwsza poprawka (amerykańskiej konstytucji – przyp. JO) chroniła to działanie, ale akceptuję fakt, że było to naruszenie przepisów o szpiegostwie”. Konkretnie chodzi o szpiegostwo według tzw. Espionage Act z 1917 r.

Cierpiał pod parasolem prawa.

Wilk syty i owca cała? Mało kiedy to porzekadło tak trafnie opisuje istotę rzeczy. Bo z jednej strony rząd USA może być zadowolony. Od 2012 r., gdy Assange uzyskał schronienie w ambasadzie Ekwadoru w Londynie, Waszyngton domagał się ekstradycji założyciela platformy WikiLeaks. Teraz Assange częściowo przyznał się do przestępstwa, za które Stany Zjednoczone uważały największy w historii USA wyciek drażliwych i demaskujących danych dotyczących działań m.in. wojsk amerykańskich podczas wojen w Iraku i Afganistanie oraz okupacji tych krajów. Dlatego władze USA mogą przedstawiać się na arenie międzynarodowej jako co prawda twarde, ale praworządne – odbył się przecież proces i zapadł wyrok, do którego trudno się przyczepić. Wygrał też prezydent Joe Biden. W trakcie kampanii wyborczej nie będzie musiał się obawiać, że sprawa Assange’a wybuchnie. Bliscy sygnalisty oraz eksperci ds. tortur twierdzili bowiem, że z powodu złego traktowania stan Assange’a w więzieniu był tak fatalny, że wiązał się z ryzykiem popełnienia samobójstwa.

Ten artykuł przeczytasz do końca tylko z aktywną subskrypcją cyfrową.

Świat

Kara za prawdę

Julian Assange jest traktowany przez rządy Wielkiej Brytanii i USA jak groźny przestępca. Znów odroczono decyzję w sprawie jego ekstradycji 20 i 21 lutego odbyło się szeroko komentowane posiedzenie Sądu Apelacyjnego w Londynie. Julian Assange, od pięciu lat przetrzymywany w więzieniu o zaostrzonym rygorze Belmarsh, za pośrednictwem swoich prawników i żony podjął ostatnią próbę odwołania się od decyzji o ekstradycji do Stanów Zjednoczonych, które chcą go sądzić na mocy ustawy o szpiegostwie. Postawiono mu 17 zarzutów szpiegostwa

Ten artykuł przeczytasz do końca tylko z aktywną subskrypcją cyfrową.

Świat

Zabójcze sankcje cnotliwego Zachodu

Nie dostrzegamy destrukcyjnych dla ludności cywilnej skutków sankcji nałożonych na reżimy, które nie odpowiadają USA i Zachodowi Kiedy dziś mowa o sankcjach gospodarczych, na myśl przychodzą Rosja, może też Iran czy Północna Korea. Jednak Zachód, głównie za sprawą USA i Unii Europejskiej, stosuje sankcje wobec dziesiątek krajów na całym świecie. Według ekspertów pogłębia w ten sposób klęski głodu i chorób, doprowadza do śmierci najsłabszych i potęguje napływ zdesperowanych uchodźców. Trudno już orientować się w szczegółach

Ten artykuł przeczytasz do końca tylko z aktywną subskrypcją cyfrową.

Świat

AfD maszeruje po władzę?

Prawicowo-nacjonalistyczna Alternatywa dla Niemiec jest od miesięcy na fali wznoszącej. I nic nie zapowiada, aby ten trend szybko się odwrócił Jednooki kanclerz Olaf Scholz? To żadna satyra, tylko na początku września lustro politycznej rzeczywistości Niemiec. Szef rządu z ramienia socjaldemokratycznej SPD wskutek upadku podczas rekreacyjnego biegania zranił się w twarz i przez kolejne dni nosił na prawym oku czarną opaskę. Rana nie jest poważna, sam polityk obracał to w żarty. Nietrudno jednak dostrzec w tym incydencie

Ten artykuł przeczytasz do końca tylko z aktywną subskrypcją cyfrową.

Świat

Głód się nasila, chory system zyskuje

Dlaczego tak wielu ludzi na świecie nie ma co jeść Głośne i ostre były słowa polityków Unii Europejskiej po zablokowaniu przez Rosję transportu zbóż z ukraińskich portów morskich. Na czerwcowym szczycie UE premier Mateusz Morawiecki mówił: „Putin chce doprowadzić do głodu. Kreml chce wywołać głód w północnej Afryce i na Bliskim Wschodzie. Chce doprowadzić do wielkiej fali migracji”. Kanclerz Niemiec Olaf Scholz powiedział nieco później: „Zagrożenie światowym kryzysem głodowym zależy od Rosji, wynika z wojny Putina”. A przewodnicząca

Ten artykuł przeczytasz do końca tylko z aktywną subskrypcją cyfrową.

Świat

Sprawa Juliana Assange’a

Jeśli twórca Wikileaks zostanie skazany, wolność mediów za kilka lat stanie się fikcją Julian Assange – haker, demaskator, twórca platformy Wikileaks – ma zostać wydany z Wielkiej Brytanii do USA, gdzie grozi mu kara 175 lat więzienia. Jeśli tak się stanie i 51-latek zostanie skazany, wolność mediów za kilka lat stanie się fikcją, ponieważ nie będzie odważnych demaskatorów, ujawniających kłamstwa i zbrodnie rządzących. O krok od ekstradycji Ten zapis filmowy jest przerażający,

Ten artykuł przeczytasz do końca tylko z aktywną subskrypcją cyfrową.

Kraj

Bezpieczne

Polska przyjęła kilkaset tysięcy dzieci uchodźców. Szkoda, że nie wszystkie traktujemy tak samo Kto chce wesprzeć działania Alicji Baranek i Iriny Ovchar, znajdzie informacje na: zrzutka.pl/swietlica. Informacje o pracy i możliwościach wsparcia Fundacji Ocalenie, działającej m.in. na granicy polsko-białoruskiej, znajdują się pod linkiem: ocalenie.org.pl oraz ocalenie.org.pl/wlacz-sie. Już ok. 200 tys. dzieci z Ukrainy uczęszcza do polskich przedszkoli, podstawówek i szkół ponadpodstawowych. Dużo – a i tak to nie wszystkie, które wraz z matkami czy innymi krewnymi znalazły schronienie w Polsce. Bo pół

Ten artykuł przeczytasz do końca tylko z aktywną subskrypcją cyfrową.