Wpisy od Małgorzata Osowiecka

Powrót na stronę główną
Psychologia

Motywować i stresować

Budowanie tratwy i wieży z klocków, sklejanie spaghetti w jak najdłuższy sznur – tego oczekuje się od kandydatów do pracy Zapraszają cię na rozmowę o pracę. Cieszysz się, przygotowujesz CV, eleganckie ubranie, idziesz. A tam się okazuje, że twój życiorys nikogo nie interesuje. W sali jest więcej kandydatów na to samo stanowisko. Jesteś proszony o wcielanie się w różne role, odgrywanie scenek, dyskusje i odpowiadanie na pytania pod presją czasu. Zależy ci na pracy, robisz więc to, o co proszą potencjalni pracodawcy. Masz wrażenie, że jesteś obserwowany. W kątach sali siedzą trzy osoby, które patrzą na każdy twój ruch i coś notują. Myślisz: „Na pewno palnę coś głupiego, nie mogę się skupić”, „Jak mam się zachować, aby wywrzeć dobre wrażenie?”, „Co to w ogóle ma być?”. Na końcu dziękują, może zadzwonią. Jak się czujesz? Tego typu rozmowy o pracę są w Polsce coraz popularniejsze. Metoda rekrutacji polegająca na ocenie kandydata przez wyszkolonych sędziów (tzw. asesorów) na podstawie określonych kryteriów to tzw. assessment center (po polsku tyle co „ośrodki oceny” albo „ocena zintegrowana”, „ocena aranżowana”, a najczęściej po prostu „ocena pracownicza”). Podczas aranżowanych spotkań sędziowie oceniają osobowość, zainteresowania, potencjał, komunikatywność, zdolności przywódcze i asertywność kandydata. Pewną odmianą takiej

Cały tekst artykułu można przeczytać w elektronicznej wersji „Przeglądu”, która jest dostępna dla posiadaczy e-prenumeraty lub subskrypcji cyfrowej.

Obserwacje

Końskie tabu

W pierwszy poniedziałek Wielkiego Postu hodowcy organizują targi, na których sprzedają konie między innymi do zagranicznych rzeźni Koni jest mnóstwo, większość niespokojna, niektóre z widocznymi ranami. Wokół nich krążą pijani handlarze, obrońcy praw zwierząt, sporo mediów – tak wyglądają targi końskie w Skaryszewie w powiecie radomskim. Trafiają tu konie pociągowe, ale i zwierzęta, które wcześniej służyły ludziom w szkółkach jeździeckich albo były wykorzystywane do hipoterapii. – Gdy zobaczyłam te stłoczone konie, tulące się do siebie lub kopiące się nawzajem, myślałam, że zwymiotuję – mówi Aga Jurkiewicz, działaczka na rzecz ochrony praw zwierząt, która w tym roku pojechała do Skaryszewa. – Nie wiedziałam, czego się spodziewać. Byliśmy gotowi interweniować w każdej chwili, żeby tylko nie bili koni. Jeśli robisz zdjęcia, słyszysz, jak ci zwyrodnialcy mówią między sobą: „Idą te k… nie bij, nie bij!”. I starają się nie bić koni w twojej obecności, bo boją się kompromitujących zdjęć. W Skaryszewie wszystkie zasady normalnego traktowania zwierząt są gwałcone. To, co się tam dzieje, to barbarzyństwo. Widok koni uwiązanych do rur, wozów, płotów na jak najkrótszym sznurze łamie serce na zawsze. Aga wspomina klacz, która przebiła głową plandekę samochodu, bo tak bardzo chciała się wydostać na zewnątrz. – Władze Skaryszewa

Cały tekst artykułu można przeczytać w elektronicznej wersji „Przeglądu”, która jest dostępna dla posiadaczy e-prenumeraty lub subskrypcji cyfrowej.

Kraj

Dzielnica smrodu i raka

Życie mieszkańców Nowego Portu paraliżuje smród. Nikt nie chce się do niego przyznać „Zgniłe jaja”, „zepsute mięso”, „smród szczypie w oczy”, „odory przypominają spalaną padlinę” – to tylko niektóre określenia smrodu paraliżującego życie w Nowym Porcie. Problem pojawił się kilkanaście lat temu. Przez jakiś czas po interwencjach mieszkańców było lepiej. Teraz znowu śmierdzi, zazwyczaj w weekend, w różnych godzinach. To taki rodzaj woni, przy którym nie da się normalnie funkcjonować. Łzawienie, ból głowy, wymioty – trudno to znieść. Ze smrodem ludzie radzą sobie, jak mogą: w szpary okien wsadzają koce, rozpylają odświeżacze, jeżdżą do znajomych z innych dzielnic, suszą pranie w domu. Wychodząc na ulicę, zasłaniają nos. Na ich życie coraz bardziej wpływa odór: wychodzić czy nie wychodzić, zaprosić znajomych czy nie, bo wstyd. Skąd śmierdzi? Oficjalnie nie wiadomo. Mieszkańcy jednak twierdzą, że za uciążliwe zapachy odpowiada spalarnia odpadów niebezpiecznych umiejscowiona obok gdańskiego Westerplatte – firma Port Service. Jedyna taka na Pomorzu, a może i w całym kraju. Spala odpady radioaktywne, szpitalne, silikony, gumy, rozpuszczalniki, kleje, oleje, baterie, opony. Także z Ukrainy. Nad spalarnią cały czas unosi się dym. Bywa, że jest czarny, smolisty. Zarząd

Cały tekst artykułu można przeczytać w elektronicznej wersji „Przeglądu”, która jest dostępna dla posiadaczy e-prenumeraty lub subskrypcji cyfrowej.

Obserwacje

Zabawa w uciekanie z pokoju

Zamykanie w pomieszczeniu bez okien i 60 minut na ucieczkę to podobno najpopularniejsza rozrywka na świecie Podobno zaczęło się na Węgrzech albo w Japonii. W Polsce smak escape rooms poznali mieszkańcy Gdańska, Warszawy i Bydgoszczy. Co kryją „pokoje uciekania”? Wyobraźcie sobie, że zostaliście zamknięci ze znajomymi w pokoju. Macie tylko godzinę, żeby się z niego wydostać, ale musicie znaleźć klucz. Doprowadzi was do niego rozwiązanie wielu zagadek, które znajdziecie w pokoju. Czas start! Właśnie taką zabawę proponują tzw. escape rooms, logical rooms, escape game i inne rozrywki typu escape (ang. ucieczka). Na czym to polega? Grupę od dwóch do pięciu osób zamyka się w pokoju bez okien. Drużyna ma 60 minut na odkrycie jego tajemnicy i rozwiązanie przygotowanych zagadek. – Jeśli się uda, to uciekną, jeśli nie, zostaną w pokoju po wsze czasy – puszcza oko Elżbieta Pietruczuk, prezes zarządu firmy Esga, właściciela marki Escaperooms.pl, która dysponuje sześcioma pokojami ucieczek w Gdańsku i czterema w Bydgoszczy. Oczywiście jeśli komuś nie uda się rozwiązać zagadki przez godzinę, drzwi się otwierają. Wszystko nadzoruje Mistrz Gry – jeśli uczestnicy utkną albo poproszą o pomoc, na specjalnym monitorze wyświetla się podpowiedź. Mistrz Gry przez cały czas obserwuje

Cały tekst artykułu można przeczytać w elektronicznej wersji „Przeglądu”, która jest dostępna dla posiadaczy e-prenumeraty lub subskrypcji cyfrowej.

Psychologia

Dlaczego płaczemy z radości?

Powrót ukochanej osoby po długiej nieobecności, otrzymanie szczególnie miłej wiadomości… Takie radosne sytuacje często wyciskają nam z oczu łzy. Dr Oriana Aragon z Uniwersytetu Yale postanowiła sprawdzić, dlaczego ludzie płaczą w reakcji na pozytywne emocje. Aragon badała następstwa różnego rodzaju pozytywnych przeżyć – od radości z czasu spędzanego z dzieckiem do spotkań rodzinnych po latach. Okazało się, że ludzie, którzy reagowali na nie płaczem, lepiej kontrolowali emocje na co dzień. – Ludzie nie lubią ekstremalnych emocji. Dążymy raczej do utrzymania emocjonalnej równowagi. Dlatego nie tylko płaczemy ze szczęścia. Często z zaciśniętymi zębami mówimy do dzieci „zaraz cię zjem!”, delikatną formą agresji równoważąc zbyt silne pozytywne emocje – twierdzi Aragon.

Cały tekst artykułu można przeczytać w elektronicznej wersji „Przeglądu”, która jest dostępna dla posiadaczy e-prenumeraty lub subskrypcji cyfrowej.

Psychologia

Trenuj mięśnie w wyobraźni

Chcesz dobrze wyglądać na plaży? Wszystko jest w zasięgu twoich… myśli. Prof. Brian Clark, dyrektor Instytutu Neurologii na Uniwersytecie Ohio, i jego zespół dowiedli, że samo wyobrażanie sobie treningu może przynieść podobny efekt, jak wizyta w siłowni. W badaniu przedstawionym w czasopiśmie „Journal of Neurophysiology” ochotnicy przez cztery tygodnie mieli unieruchomione w gipsie ręce i nadgarstki. W tym czasie jedna grupa wyobrażała sobie silne skurcze mięśni w nadgarstkach, a druga nie. Ćwiczono pięć razy w tygodniu przez zaledwie 11 minut. Po zdjęciu gipsu okazało się, że u tych, którzy nie wykonywali umysłowych ćwiczeń, siła mięśni zmniejszyła się o 45%. Natomiast u tych, którzy ćwiczyli nadgarstki w myślach, utrata sił wyniosła tylko 24%! Inne badanie, przeprowadzone przez amerykańskich i polskich psychologów i fizjologów w Cleveland, pokazało, że samo tylko wyobrażanie sobie treningu na bieżni sprawia, że siła mięśni po roku rośnie aż o 53%!

Cały tekst artykułu można przeczytać w elektronicznej wersji „Przeglądu”, która jest dostępna dla posiadaczy e-prenumeraty lub subskrypcji cyfrowej.

Reportaż

Studiowanie bez wytchnienia

Młodzi, a już entuzjaści pracy. W wiecznej pogoni za sukcesem Michał Maciejewski, absolwent Politechniki Łódzkiej na kierunku automatyka i robotyka, został najlepszym studentem RP – zdobył Studenckiego Nobla. Kiedy wychodził po odbiór nagrody, był cały czerwony. Nieśmiało pozował do zdjęć ze sponsorami. Na co dzień jednak jest pewny siebie. Jeździ z konferencji na konferencję – ma ich na koncie kilkanaście. Ostatnio udało mu się skonstruować robota przypominającego człowieka. To jego szczególna duma. Po Studenckim Noblu o Michale zrobiło się głośno. Najczęściej pisano: „Odpowiada za ochronę słynnego Wielkiego Zderzacza Hadronów”. Sam stworzył ilustrację, na której symbolicznie przedstawił swoje dokonania. Piątka pod mikroskopem oznacza tyle prac badawczych, szesnastka pod biretem – tyle stypendiów. Podczas studiów zdobył 40 nagród, ale szczegółów nie podaje. To 10 stron A4, więc za dużo, by mówić. Filip Ignatowicz, student malarstwa na Akademii Sztuk Pięknych w Gdańsku, nie chce, aby nazywać go kujonem. Co z tego, że zgarnął kilkanaście stypendiów, był swego czasu najlepszym studentem Pomorza. Uhonorowali go i minister kultury, i uczelnia. Prawie sto wystaw, na których pokazywał swoje prace, kilkadziesiąt nagród, spektakle teatralne, filmowe. Przyznaje, że jest zabiegany, ale jest artystą. Artyście wolno. Nie dzieli dnia na czas na pracę i czas wolny. Utrzymuje,

Cały tekst artykułu można przeczytać w elektronicznej wersji „Przeglądu”, która jest dostępna dla posiadaczy e-prenumeraty lub subskrypcji cyfrowej.

Kraj

Biznes na dworcach

W dworcowej galerii trudno odnaleźć kasę, peron albo rozkład jazdy Dworce nie są już przechowalnią pasażerów. To galerie handlowe, miejsca eksperymentów twórczych. A i pasażerowie dziś już nie tacy jak kiedyś. Kiedyś liczyły się ciepło i otwarta kasa biletowa. Dziś chodzi o przestrzeń, z którą będą mogli się identyfikować, miejsce, w którym będą mogli się zaszyć z tabletem. Czy dworce dorosły do oczekiwań? Slalom między sklepami Jak ułatwić odbiorcy kontakt z pociągami? Piotr Ciżkowicz, członek zarządu PKP SA, ma kreatywne pomysły na rewitalizację PKP. – Pociąg nadjeżdża. Pojawia się dynamiczna iluminacja, która sprawi, że dworzec rozświetli się, sygnalizując przyjazd pociągu na stację. W sferze pomysłów są też panele fotowoltaiczne (pozyskujące energię słoneczną), geotermalne pozyskiwanie energii cieplnej (z ziemi), dworzec pasujący do otoczenia, dworzec energooszczędny (lampy przyciemniające się w nocy), dworzec przyjazny rowerzystom (stojaki na sprzęt na dwóch kółkach) oraz niepełnosprawnym (więcej ścieżek dotykowych). Na razie jednak trend jest inny: handlowy. Dworzec w Krakowie to jedna wielka galeria handlowa – 270 sklepów, restauracji, punktów usługowych. Podróżni narzekają, że kiedy Galeria Krakowska jest zamykana na noc, oni nie mają gdzie się podziać. Często dopytują, czy na tym dworcu są w ogóle kasy

Cały tekst artykułu można przeczytać w elektronicznej wersji „Przeglądu”, która jest dostępna dla posiadaczy e-prenumeraty lub subskrypcji cyfrowej.