Wpisy od Mirosław Ikonowicz

Powrót na stronę główną
Świat

Brazylia: Lulizm bez Luli?

Niezależnie od tego, kto wygra wybory prezydenckie, nie da się łatwo zmienić kierunku, w jakim od ośmiu lat zmierza ten kraj Cały świat zadaje sobie w tych dniach pytanie, kto zastąpi jednego z najpopularniejszych prezydentów: jowialnego, brodatego eksrobotnika i działacza związkowego, Luiza Inácia Lulę da Silvę. Pod rządami tego polityka, którego atakowano początkowo jako populistę, Brazylia wybiła się na ósmą potęgę gospodarczą świata, weszła do grupy BRIC – Brazylia, Indie, Rosja, Chiny – i zaczęła prowadzić niezależną politykę zagraniczną. Na wstępie wypada wyjaśnić, między kim a kim toczy się w Brazylii zacięta rozgrywka o to, kto w nocy z 31 października na 1 listopada zostanie ogłoszony zwycięzcą drugiej tury wyborów i kolejnym prezydentem. Do współzawodnictwa stanęły trzy partie. Partia Pracy (PT) dotychczasowego prezydenta. Nie może on startować po raz trzeci bezpośrednio po drugiej kadencji wysunął więc kandydaturę swej najbliższej współpracownicy, 62-letniej Dilmy Rousseff. Socjaldemokratyczna Partia Brazylii (PSDB), której kandydatem jest eksgubernator stanu Săo Paulo, gdzie koncentruje się potęga finansowa kraju, człowiek zaufania wielkich bankierów, José Serra. Trzecia siła to Partia Zielonych z 52-letnią przywódczynią Mariną Silvą jako kandydatką.

Cały tekst artykułu można przeczytać w elektronicznej wersji „Przeglądu”, która jest dostępna dla posiadaczy e-prenumeraty lub subskrypcji cyfrowej.

Świat

Europa walczy z globalną mafią

Hiszpanie pierwsi potraktowali zagrożenie ze strony mafii na równi z groźbą ze strony Al Kaidy Ostatnio także w Polsce ludzie przyzwyczaili się do tego, że telewizja i prasa coraz częściej przynoszą informacje o sukcesach policji w walce z mafiami narkotykowymi. Czasami tylko zastanawiają się przez chwilę, ile muszą zarabiać ci młodzi ludzie, na ogół mafijne płotki, schwytani przez policję po ucieczce najwyższej klasy mercedesami czy bmw. W Amsterdamie zatrzymano rok temu mafiosa, Giovanniego Strangia, który w sierpniu 2007 r. kierował opisaną przez całą światową prasę masakrą ośmiu członków konkurencyjnego gangu handlarzy narkotyków w Duisburgu. Znaleziono przy nim milion euro w gotówce. Takie wiadomości wywołują chwilowe poruszenie, po czym się o nich zapomina. Tymczasem dane gromadzone w ostatnich latach w sztabach policyjnych i specjalnych prokuraturach do walki z mafią w Rzymie, Berlinie, Madrycie, Lizbonie i Paryżu układają się w nową mapę przestępczości na świecie. Zjawisko ma już swoją nazwę. To tajna lub ukryta globalizacja. Tradycyjna mafia, na którą często patrzymy przez pryzmat nieco sentymentalnego stereotypu „Ojca chrzestnego”, już nie istnieje. Występuje dziś w różnych, znacznie okrutniejszych odmianach. Stała się międzynarodową hydrą, która dostosowała się do ery globalizacji. Tak nazwał ją Piero Grasso, włoski prawnik, jeden z najbardziej doświadczonych w walce

Cały tekst artykułu można przeczytać w elektronicznej wersji „Przeglądu”, która jest dostępna dla posiadaczy e-prenumeraty lub subskrypcji cyfrowej.

Świat

Władza dla właścicieli

Po raz pierwszy od pół wieku chilijska prawica legalnie obejmuje rządy Wszystko wydarzyło się w niezwykłych okolicznościach, wkrótce po największym od 50 lat trzęsieniu ziemi w tym kraju. Odbudowa potrwa co najmniej trzy lata. Gdy nowy prezydent, 60-letni biznesmen, miał rozpocząć przemówienie podczas ceremonii inwestytury w wielkiej sali Kongresu w nadmorskim Valparaiso, znów potężnie się zatrzęsło: kolejny wstrząs wtórny. Z sufitu na głowy 3 tys. dostojnych gości zaczęły spadać odpryski cementu. Z twarzy prezydenta Sebastiana Piźery nie zniknął jednak uśmiech. Nikt nie wybiegł z sali, choć wielu miało na to ochotę. Po raz pierwszy od 52 lat, od wyborów z 1958 r., chilijska prawica doszła w sposób demokratyczny do władzy, pokonując centrolewicową koalicję Porozumienie na rzecz Demokracji. Wybory prezydenckie wygrał w marcu w drugiej turze niewielką przewagą prawicowy kandydat. Piźera dostał 51,61% głosów, jego rywal, Eduardo Frei, kandydat chadecji wchodzącej w skład rządzącej dotąd centrolewicowej koalicji – 48,38%. Piźera przejmuje władzę w kraju, który spodziewa się w tym roku, po 20 latach rządów centrolewicy, osiągnąć wzrost gospodarczy rzędu 5% PKB, ma dziewięcioprocentowe, a więc stosunkowo niewielkie bezrobocie oraz inflację w wysokości 1,4%. Skoro centrolewica uzyskała przez 20 lat

Cały tekst artykułu można przeczytać w elektronicznej wersji „Przeglądu”, która jest dostępna dla posiadaczy e-prenumeraty lub subskrypcji cyfrowej.

Świat

Zero głodu i inne cuda Luli

W Brazylii udało się odwrócić tendencję towarzyszącą globalizacji: najbiedniejsi bogacą się szybciej – wychodzą z nędzy Brazylia, która zajmuje połowę terytorium Ameryki Południowej, może mieć wkrótce prezydenta kobietę. Byłoby to siódme w całej Ameryce państwo, w którym kobieta obejmuje najwyższy urząd i staje się zarazem szefem rządu. Po socjalistce Michelle Bachelet, która mając 84% poparcia, zakończyła właśnie niezwykle udaną prezydenturę w Chile, po niedawnym wyborze Laury Chinchilli na prezydenta Kostaryki i w trakcie burzliwego sprawowania urzędu prezydenckiego przez panią Cristinę Fernández w Argentynie (przed nią była w latach 1974-1976 Isabel Perón) kolejnym krajem może być Brazylia. Kobiety były też prezydentami Nikaragui, Panamy i Boliwii. Dilma Rousseff Linhares byłaby w tej części świata ósmym prezydentem kobietą. Jest ekonomistką, córką Bułgara, który przybył do Brazylii w 1930 r. Ma 62 lata, na które wcale nie wygląda. Od 2005 r., czyli od trzęsienia ziemi, które przeszedł brazylijski rząd, kieruje w randze ministra Urzędem Prezydenta Brazylii, sprawowanym przez Luiza Inácia Lulę da Slivę. Żelazna dama prezydenta Kiedy dowiedział się, że niektórzy koledzy, dawni działacze lewicowej Partii Pracy, ulegli dość rozpowszechnionemu w tej części świata zwyczajowi stosowania przekupstwa w sprawach politycznych (płacili

Cały tekst artykułu można przeczytać w elektronicznej wersji „Przeglądu”, która jest dostępna dla posiadaczy e-prenumeraty lub subskrypcji cyfrowej.

Świat

Madera, czyli zemsta natury

Ekolodzy: władze są winne katastrofie. Zamknęły ujścia górskich rzek „korkiem z betonu” Ani poprzedniego dnia, ani nawet wieczorem przed nawałnicą żaden komunikat meteo nie ostrzegł mieszkańców Madery o nadciągającej katastrofie. Tropikalna ulewa przy szybkości wiatru ponad 100 km na godzinę trwała całą noc z piątku na sobotę 20 lutego. Nastał dzień, ale niebo nadal wylewało na wyspę hektolitry wody. Corujeira de Dentro – tak nazywa się miejsce, gdzie w 1902 r. wzniesiono nieopodal Funchal murowaną kaplicę Matki Bożej Niepokalanego Poczęcia. Leży na trasie lądowań i startów wielkich samolotów pasażerskich z lotniska pod Funchal. Corujeira to zaledwie kilka domów i kaplica na zboczu góry, 2 km od pierwszych zabudowań stolicy. Mieszkańcy są przyzwyczajeni do huku silników. „Nawet sto startujących jednocześnie samolotów nie zagłuszyłoby ryku obu naszych strumieni, gdy rano runęły, wypełniając drogę kilkumetrową falą. Niosły odłamki skał i wielkie kamienie. Taranowały wszystko, porywając samochody, niszcząc nasze domy”, powiedziała Ana Encarnaçăo, żona zakrystiana opiekującego się kaplicą. Reporter portugalskiego dziennika „Publico”, który z nią rozmawiał, pisze, że jej dom – jako jedyny – ocalał. Mąż kobiety widział przez okno, jak woda niosła w dół kaplicę,

Cały tekst artykułu można przeczytać w elektronicznej wersji „Przeglądu”, która jest dostępna dla posiadaczy e-prenumeraty lub subskrypcji cyfrowej.

Kraj

Uparty jak Litwin

Swym działaniem Algirdas Brazauskas wpisał się w nurt niepodległościowy Rozmawialiśmy najpierw po rosyjsku, ale on przeszedł na polski. Nie mówił zbyt płynnie. Ja po litewsku też nie. Od czasów, kiedy w Wilnie za „pierwszych Litwinów” (w październiku 1939 r. Stalin oddał na osiem miesięcy Litwie Wilno i Wileńszczyznę) chodziłem przymusowo do litewskiej szkoły, upłynęło wiele lat. Powiedział, że w dzieciństwie przeczytał po polsku trylogię Sienkiewicza i bardzo przeżył śmierć swego rodaka, Longinusa Podbipięty. Była połowa lat 80. Spotkaliśmy się po raz pierwszy we Włoszech. Chyba była to fiesta dziennika „L’Unita” w Bolonii. Rozmawiałem z Algirdasem Brazauskasem o eurokomunizmie Enrica Berlinguera. Włoska Partia Komunistyczna oficjalnie zakwestionowała „przewodnią rolę” KPZR i Związku Radzieckiego. Brazauskas nie przypominał mi typowego aparatczyka. Nie krył zainteresowania nową perspektywą, jaką otwierał eurokomunizm. Miał wtedy około pięćdziesiątki, we wrześniu ub.r. skończył 77 lat. Parę lat po tym spotkaniu z członkiem sekretariatu KP Litwy po raz pierwszy, odkąd opuściłem rodzinne miasto jako repatriant, dane mi było powrócić do Wilna. Jako wysłannik PAP i „Polityki” przyjechałem tam w ważnym momencie historycznym. Poszedłem wieczorem do katedry. Słuchacze składali się w większości z członków Sajudisu, ruchu patriotycznej inteligencji na rzecz niepodległości Litewskiej SRR. Kanonik

Cały tekst artykułu można przeczytać w elektronicznej wersji „Przeglądu”, która jest dostępna dla posiadaczy e-prenumeraty lub subskrypcji cyfrowej.

Świat

Kronika Apokalipsy

I nadeszło największe z nieszczęść, z jakich składa się cała historia Haiti… Ministrowie zasiedli na cementowej ławce i kilku plastikowych krzesłach ustawionych przed drzwiami niewielkiego komisariatu policji, który stał się tymczasową siedzibą rządu. Pięć dni po trzęsieniu ziemi, które zniszczyło gmachy wszystkich ministerstw, Pałac Prezydencki, przedstawicielstwo ONZ i dwie trzecie miasta, udało się prezydentowi zorganizować tutaj pierwsze po apokalipsie posiedzenie rządu 10-milionowego kraju. Zagubiony, szczupły, niewysoki, o zapadniętej twarzy, czuje się bezradny. Ani on, ani ministrowie nie wiedzą, jak zapanować nad chaosem w trzymilionowym mieście, w którym połowa mieszkańców znalazła się bez dachu nad głową. Minister sprawiedliwości zginął w trzęsieniu ziemi, minister finansów stracił dwie 12-letnie córki bliźniaczki, minister turystyki rodziców… Sam prezydent René Préval nie wiedział, gdzie ma się podziać pierwszej nocy po trzęsieniu. Teraz kolejno ministrowie składają raporty z tego, co widzieli. Wynika z nich, że nikt nie panuje nad sytuacją. Amerykanie, którzy uprzątnęli właśnie jedyny pas startowy lotniska w Port-au-Prince, rządzą tam niepodzielnie, decydując, kto może lądować. Siły ONZ obecne na Haiti od sześciu lat działają według własnych reguł. Rząd ustala priorytety działania: zapobiec epidemiom poprzez mobilizowanie ludności do jak

Cały tekst artykułu można przeczytać w elektronicznej wersji „Przeglądu”, która jest dostępna dla posiadaczy e-prenumeraty lub subskrypcji cyfrowej.

Świat

Izrael za wielkim murem

Premier Netanjahu podjął decyzję o budowie kolejnego muru granicznego, aby zabezpieczyć się przed nowym wybuchem terroryzmu, który wzbiera w Strefie Gazy Po długim, najeżonym elektroniką murze wokół okupowanych palestyńskich terytoriów Zachodniego Brzegu Jordanu Izrael zbuduje drugi, który odgrodzi go od Egiptu. Każdy z 7,1 mln Izraelczyków otrzyma od państwa do 2013 r. maskę gazową. Wypróbowany w tych dniach system antyrakietowy „Żelazna kopuła” ma chronić ludność terenów graniczących ze Strefą Gazy przed atakami palestyńskich rakiet. Jedyne państwo Bliskiego Wschodu dysponujące bronią atomową i supernowoczesną, świetnie zorganizowaną i wyszkoloną armią jest przygotowane do odparcia nowych ataków terrorystycznych. Naród, który ma w pamięci zbiorowej tragiczne doświadczenie Holokaustu, nie zaniechał w dziedzinie obrony niczego. Powinno to stwarzać podstawę do spokojnego poszukiwania przez Izrael pozytywnych rozwiązań w stosunkach z najbliższymi sąsiadami, Palestyńczykami – sugerowali niejednokrotnie publicyści wpływowego izraelskiego dziennika „Haarec”. Wszystko jednak zdaje się zmierzać w odwrotnym kierunku. Postawienie przez prawicowy rząd premiera Benjamina Netanjahu wyłącznie na rozwiązania typu militarnego jest przyczyną wzrastającego zaniepokojenia wspólnoty międzynarodowej. Gigantyczne okopy Nowy mur, długości 250 km, powstanie na południowo-zachodniej granicy Państwa Izrael. Ma kosztować 1,5 mld dol. Łącznie z murem bezpieczeństwa wokół okupowanych

Cały tekst artykułu można przeczytać w elektronicznej wersji „Przeglądu”, która jest dostępna dla posiadaczy e-prenumeraty lub subskrypcji cyfrowej.

Świat

Nowi bezdomni i adwokaci ulicy

W Europie Zachodniej są już trzy miliony osób bez dachu nad głową, a dwóm milionom w całej Unii grozi utrata mieszkań i domów Bezdomni obywatele starej Unii Europejskiej powoli przestają być niewidzialni, choć nie brakuje osób, które pragnęłyby, aby tacy pozostali. Grudniowa fala mrozów sprawiła, że informacje o dziesiątkach ludzi, którzy zmarli z zimna na ulicy i w nieogrzewanych kryjówkach, trafiły w Europie na czołówki dzienników telewizyjnych. Czasami także za sprawą raczej PR-owych działań niektórych osobistości. Książę śpi pod mostem Każdy, kto choć na krótko znalazł się w śródmieściu Brukseli, musiał zauważyć bezdomnych na jej ulicach. Żyje tam ok. 2 tys. ludzi bez dachu nad głową. Król Belgów, Albert II, postanowił zaprosić przed świętami do jednego z pałaców królewskich dwie wielodzietne rodziny, które będą mogły mieszkać w monarszych komnatach do końca zimy. Oficjalny komunikat w tej sprawie nie wyjaśnia, co potem. Czy będą musieli wrócić na ulicę? Ostatnie starania belgijskiego premiera, Yves’a Leterme’a, pozwalają mieć nadzieję, że nie. W obliczu mrozów jego rząd, dając przykład innym krajom UE, energicznie zabrał się do szukania schronień dla bezdomnych. Znalazł dodatkowe (oprócz istniejących 800 miejsc) lokum dla 700 spośród nich, m.in. w tanich

Cały tekst artykułu można przeczytać w elektronicznej wersji „Przeglądu”, która jest dostępna dla posiadaczy e-prenumeraty lub subskrypcji cyfrowej.

Świat

818 metrów luksusu

Dubajczycy zadają sobie pytanie, czy najwyższy budynek na świecie uratuje ich przed długami Zbudowany w Dubaju najwyższy budynek świata, ponad trzy i pół razy wyższy od naszego Pałacu Kultury i Nauki, licząca 818 m nowa Wieża Babel, jak ją wielu nazwało, jest wyzwaniem nie tyle wobec Niebios, ile wobec głębokiego kryzysu finansowego, jaki przeżywa emirat. Gdyby nie udało się doprowadzić inwestycji do końca, na co zanosiło się wiosną ub.r., po trzech latach budowy, mogłoby to się zakończyć głośnym krachem dubajskiego eksperymentu. Niedokończony budynek, w który władowano już 1,5 mld dol., sterczałby nad przeszło milionowym państewkiem jako symbol wielkiego fiaska pewnej koncepcji rozwoju, polegającej z grubsza na tworzeniu w raju podatkowym, jakim jest emirat Dubaju, enklawy niewyobrażalnego luksusu przyciągającej najbogatszych. Detronizacja najwyższego dotąd budynku świata, 509-metrowego tajwańskiego wieżowca Taipei 101, odbyła się w poniedziałek, 4 stycznia, z udziałem 60 tys. gości. Zaproszonych przez władcę emiratu, szejka Muhammada ibn Raszida al-Maktuma, na inaugurację, która przypadła w czwartą rocznicę jego wstąpienia na tron. Dużą pulę zaproszeń miał zarezerwowaną dla swych najlepszych klientów Giorgio Armani. Włoski dyktator najbardziej wyrafinowanej mody jest ważnym udziałowcem

Cały tekst artykułu można przeczytać w elektronicznej wersji „Przeglądu”, która jest dostępna dla posiadaczy e-prenumeraty lub subskrypcji cyfrowej.