Nowi bezdomni i adwokaci ulicy

Nowi bezdomni i adwokaci ulicy

W Europie Zachodniej są już trzy miliony osób bez dachu nad głową, a dwóm milionom w całej Unii grozi utrata mieszkań i domów

Bezdomni obywatele starej Unii Europejskiej powoli przestają być niewidzialni, choć nie brakuje osób, które pragnęłyby, aby tacy pozostali. Grudniowa fala mrozów sprawiła, że informacje o dziesiątkach ludzi, którzy zmarli z zimna na ulicy i w nieogrzewanych kryjówkach, trafiły w Europie na czołówki dzienników telewizyjnych. Czasami także za sprawą raczej PR-owych działań niektórych osobistości.

Książę śpi pod mostem

Każdy, kto choć na krótko znalazł się w śródmieściu Brukseli, musiał zauważyć bezdomnych na jej ulicach. Żyje tam ok. 2 tys. ludzi bez dachu nad głową. Król Belgów, Albert II, postanowił zaprosić przed świętami do jednego z pałaców królewskich dwie wielodzietne rodziny, które będą mogły mieszkać w monarszych komnatach do końca zimy. Oficjalny komunikat w tej sprawie nie wyjaśnia, co potem. Czy będą musieli wrócić na ulicę?
Ostatnie starania belgijskiego premiera, Yves’a Leterme’a, pozwalają mieć nadzieję, że nie. W obliczu mrozów jego rząd, dając przykład innym krajom UE, energicznie zabrał się do szukania schronień dla bezdomnych. Znalazł dodatkowe (oprócz istniejących 800 miejsc) lokum dla 700 spośród nich, m.in. w tanich hotelach. W całym kraju dla kilkunastu tysięcy osób postarał się o dodatkowe miejsca noclegowe.
Książę William, syn brytyjskiego następcy tronu księcia Karola, jedną z grudniowych nocy, kiedy temperatura nad Tamizą spadła do 4 stopni C, przespał w kartonie w pobliżu londyńskiego Blackfriars Bridge, Mostu Czarnych Braci, ubrany tylko w dżinsy i bluzę z kapturem. Towarzyszył mu Seyi Obakin, szef Centrepoint, organizacji zajmującej się bezdomnymi. Podobno o mało nie najechała na nich śmieciarka, wygarniająca nad ranem śmieci.
Żona prezydenta Francji Carla Bruni ujawniła, że przyjaźni się z pewnym kloszardem, z którym często dyskutuje o muzyce. Podobno nie chciał on skorzystać z zaoferowanego mu przez pierwszą damę Francji opłaconego pobytu w hotelu, ponieważ ceni swoją wolność.
Prawie trzy lata temu Nicolas Sarkozy w kampanii przed wyborami prezydenckimi złożył uroczystą obietnicę: „Za dwa lata nikt w tym kraju nie będzie zmuszony mieszkać na ulicy i umierać z zimna”. Jednak niewiele się zmieniło. Francuska policja, bez zbytniej delikatności, nadal przegania codziennie bezdomnych, którzy próbują ogrzać się w ogromnym podziemnym centrum handlowym powstałym na miejscu dawnych paryskich Hal. Kilkadziesiąt kobiet z Afryki Północnej z dziećmi na rękach okupowało niedawno hol luksusowego hotelu Intercontinental na paryskim placu Opery. Mieszkańcy szałasów, bud i namiotów w Lasku Vincennes na skraju Paryża, do którego dochodzi się pieszym traktem nazwanym Route de l’Exile, „drogą emigracji”, również przypomnieli rządowi w czasie mroźnego grudnia o obietnicach prezydenta. Uważają jednak, że mimo wszystko las pełen namiotów i szałasów jest lepszy od miasta, gdzie można się ogrzać przy wylotach wentylacji metra; bo tam grożą bezdomnym napady faszyzujących ksenofobów.
We Francji, według oficjalnych danych, żyje 100 tys. osób bez dachu nad głową, tzw. SDF. To skrót od francuskiego terminu oznaczającego „bez stałego miejsca zamieszkania”. Część z nich korzysta z tego, że w Paryżu jest wyjątkowo dużo domów opuszczonych, i zasiedla nielegalnie pustostany.

Godne mieszkanie tylko na papierze

W Hiszpanii, gdzie kryzys gospodarczy doprowadził do rekordowego, 20-procentowego bezrobocia, rząd socjalisty Jose Luisa Rodrigueza Zapatera nie radzi sobie ze wzrostem bezdomności. Konstytucja, która podobnie jak w większości krajów europejskich proklamuje „prawo wszystkich Hiszpanów do godnego i odpowiedniego mieszkania”, pozostaje deklaracją. W Madrycie, Sewilli i kilku innych miastach rozrastają się mimo brutalnych interwencji policji prawdziwe slamsy w latynoamerykańskim stylu.
Podczas obchodzonego 22 listopada Dnia Ludzi bez Dachu nad Głową Caritas i dwa świeckie stowarzyszenia zajmujące się w Hiszpanii bezdomnymi przyznały się do porażki. Mimo że liczba ludzi, którzy znaleźli się na ulicy, rośnie, pomoc publicznych służb socjalnych dociera tylko do jednej trzeciej bezdomnych, ogłosili organizatorzy dnia.
Na ulicę wracają także ludzie, których w poprzednich latach udało się wyrwać z bezdomności. Przyczyny tego zjawiska to przede wszystkim utrata pracy, uzależnienie od alkoholu i narkotyków oraz brak oparcia w rodzinie. Jeśli chodzi o imigrantów zarobkowych – dyskryminacja utrudniająca znalezienie pracy i brak oparcia w instytucjach publicznych.
Na początku 2007 r., gdy trwał jeszcze bum w budownictwie mieszkaniowym stanowiącym napęd hiszpańskiej gospodarki, liczbę bezdomnych w kraju oceniano na 30 tys. 273 tys. osób mieszkało w ruderach i slamsach. Prawie połowę tej grupy stanowili imigranci. W hiszpańskich gazetach pełno jest ogłoszeń w rodzaju: „Wynajmę łóżko do spania w pokoju kilkuosobowym” lub „Wynajmę sofę do spania – tylko noce”. W ten sposób radzą sobie imigranci. W 30-metrowych mieszkaniach żyje często po kilkanaście osób.
Tylko 9% ludności Hiszpanii mieszka w wynajmowanych mieszkaniach. Pozostali są właścicielami swych mieszkań. Tym dotkliwiej odbija się w tym kraju kryzys hipoteczny. Katastrofa następuje na ogół w chwili, gdy po utracie pracy kończy się okres pobierania stosunkowo wysokiego w Hiszpanii, jak w większości krajów UE, zasiłku z tytułu bezrobocia.

Fiasko neoliberalnego podejścia

Działające w Europie organizacje społeczne, które zajmują się obroną prawa obywateli do dachu nad głową, ogłosiły w maju 2009 r. wspólny dokument zatytułowany „Europejska Platforma w sprawie prawa do mieszkania – 2009”. Odwołuje się on do istniejących dyrektyw Unii Europejskiej, które – gdyby ich przestrzegano – mogłyby bardzo poważnie ograniczyć zjawisko bezdomności w Europie. Autorzy dokumentu wskazują na fiasko neoliberalnego podejścia do sprawy budownictwa mieszkaniowego. W skali globalnej jego wynikiem jest miliard bezdomnych lub żyjących w skrajnie prymitywnych warunkach na całej planecie. W roku 2020 będzie ich 1,7 mld.
W tzw. starej Unii – według danych ogłoszonych przez sygnatariuszy Platformy – są 3 mln bezdomnych (w USA w 2009 r. liczba bezdomnych wzrosła do 3,5 mln osób).
Europejski kryzys mieszkaniowy w najbliższym czasie może się drastycznie pogorszyć, ponieważ globalny kryzys finansowy sprawia, że 2 mln ludzi w całej Unii grozi utrata mieszkań lub domów wskutek zaległości w spłacie hipotek.
„Kryzys pogłębia się wskutek swobodnej cyrkulacji spekulacyjnych kapitałów inwestycyjnych w sektorze budownictwa mieszkaniowego w Europie oraz prywatyzacji publicznego i społecznego sektora mieszkaniowego”, brzmi diagnoza autorów „Platformy”.

Pięciuset sprawiedliwych

Nazwali siebie adwokatami ulicy. Ruch zakiełkował w uniwersyteckiej Bolonii pod koniec 2000 r. Są przeważnie młodzi lub w średnim wieku, wielu zdobyło już doświadczenie i renomę, mają liczną klientelę, która płaci za ich usługi, ale w biurze, które prowadzą jako adwokaci ulicy, pomoc prawna jest bezpłatna.
Dla bolońskiego biura adwokatów ulicy pracuje stale 25 prawników, 30 ich kolegów prowadzi bezpłatnie jedną-dwie sprawy rocznie. Klienci, głównie bezdomni, bezrobotni lub imigranci, bez ich pomocy nie mieliby w sądach żadnych szans, ponieważ obrona z urzędu w większości wypadków praktycznie nie funkcjonuje.
– Przede wszystkim nie próbowaliby nawet dochodzić swoich praw, tymczasem ich sprawy są przeważnie do wygrania w świetle obwiązującego we Włoszech prawa i my je wygrywamy – powiedział w rozmowie z włoskim lewicowym dziennikiem „L’Unita” boloński inicjator ruchu adwokatów ulicy, Antonio Mumolo.
Najbardziej typowe? Sprawa przeciwko przedsiębiorcy, który po zakończeniu budowy odmawia należnej wypłaty bezdomnemu murarzowi imigrantowi, licząc na to, że nie będzie w stanie dochodzić swoich praw; wyegzekwowanie od władz miejskich prawa do mieszkania socjalnego; wyrobienie dokumentu tożsamości, bez którego człowiek bez stałego adresu nie może korzystać z bezpłatnej pomocy medycznej ani znaleźć legalnego zatrudnienia.
Ruchome patrole adwokatów ulicy odnajdują klientów potrzebujących pomocy w parkach, na ulicy lub w schroniskach dla bezdomnych.
– Coraz częściej zdarza się w związku z kryzysem – mówi inny boloński adwokat – że ktoś, kto jeszcze dwa tygodnie temu miał sklep lub prowadził niewielkie przedsiębiorstwo budowlane, nagle wskutek zadłużenia traci wszystko, łącznie z mieszkaniem. I znajduje się nagle bezradny, rozbity i bez grosza na ulicy. Celem naszych działań jest nie tylko doraźna pomoc, lecz także stworzenie takiemu rozbitkowi szansy powrotu do normalnego życia poprzez wykorzystanie możliwości prawnych czy uzyskanie specjalnego kredytu na to, aby mógł zacząć od nowa.
W ciągu dziewięciu lat inicjatywa prawników z Bolonii rozszerzyła się na całe Włochy. W kraju jest już ponad 20 kancelarii adwokatów ulicy, w których na zasadzie wolontariatu pomocy udziela osobom bezdomnym ponad pół tysiąca obrońców sądowych. Utworzyli oni Krajowe Stowarzyszenie Adwokatów Ulicy, które cieszy się we Włoszech opinią jednej z najskuteczniejszych organizacji pozarządowych.

Mediolański wynalazek

Stowarzyszenie Adwokatów Ulicy nie ogranicza się już do porad prawnych i reprezentowania swych klientów w sądach oraz dochodzenia ich praw wobec pracodawców i władz administracyjnych. Ci wyjątkowi włoscy adwokaci, korzystając z powiązań z innymi stowarzyszeniami społecznymi, często organizują bezdomnym start do nowego życia. Np. czasowy bezpłatny pobyt w hotelu w normalnych warunkach, strój wzbudzający zaufanie i wizytę u fryzjera. Po to, aby ubiegający się o zatrudnienie mogli jak najlepiej zaprezentować się przyszłemu pracodawcy.
– Musieliśmy w naszych działaniach wziąć pod uwagę fakt, że coraz więcej osób, które utraciły możność zarobkowania i dach nad głową, to wykształceni mężczyźni i kobiety, którym trzeba dać nową szansę – mówią adwokaci ulicy.
Tymczasem w najbogatszej części Włoch i całej Europy, w Lombardii, gdzie rządzi ksenofobiczna Liga Północna, coraz ostrzejsze lokalne przepisy mają uniemożliwić osiedlanie się i przebywanie imigrantom i ludziom ubogim. Niedawno europejskie media obiegło zdjęcie najnowszego wynalazku władz miejskich Mediolanu, stolicy Lombardii. Jest nim nowy typ ławki parkowej. Dotychczasowe miały żelazne poręcze na dwóch końcach. Na takiej ławce bezdomny mógł przespać noc. Nowe, które zostaną ustawione w mediolańskich parkach już w styczniu, będą miały dodatkowe żelazne poręcze również pośrodku. Nie da się na nich spać. Zresztą za przestępstwo określone elegancko jako biwakowanie w niedozwolonych miejscach wprowadza się w niektórych najbogatszych miastach Włoch kary od 50 do 500 euro. Dzięki tym prostym pomysłom koczujący bezdomni nie będą ranić uczuć estetycznych porządnych włoskich obywateli.

Portret nowego bezdomnego
Ostatnie badania hiszpańskiego Krajowego Instytutu Statystycznego sprzed roku dostarczyły ciekawych danych, pozwalających naszkicować portret współczesnego bezdomnego. To z reguły mężczyzna (stanowią oni 82,7% bezdomnych). Przeciętny wiek: 37,9 lat, a średnie dochody 302 euro miesięcznie. Prawie jedna trzecia bezdomnych to ludzie w wieku od 18 do 29 lat.
Dane ogłoszone przez instytut nie bardzo pasują do rozpowszechnionych dotąd w Europie wyobrażeń o bezdomnych: 13% to osoby z wyższym wykształceniem, a 63,9% – z wykształceniem średnim. 30% to abstynenci, którzy nigdy nie zażywali narkotyków. Co drugi bezdomny aktywnie poszukuje pracy.
Tę charakterystykę bezdomnych, nieprzystającą do utartych opinii o „włóczęgach”, uzupełniają wyniki włoskich badań nad bezdomnością, przeprowadzonych w styczniu 2009 r. Pierwszy we Włoszech spis bezdomnych, którego dokonano na obszarze Mediolanu, stolicy finansowej Włoch, wykazał, że 57% w tej kategorii wykluczonych czyta niemal codziennie gazety i słucha radia. Więcej niż trzy czwarte spośród tych osób dobrze lub bardzo dobrze orientowało się w sytuacji politycznej kraju.

Wydanie: 02/2010, 2010

Kategorie: Świat

Napisz komentarz

Odpowiedz na treść artykułu lub innych komentarzy