Brazylia: Lulizm bez Luli?

Brazylia: Lulizm bez Luli?

Niezależnie od tego, kto wygra wybory prezydenckie, nie da się łatwo zmienić kierunku, w jakim od ośmiu lat zmierza ten kraj Cały świat zadaje sobie w tych dniach pytanie, kto zastąpi jednego z najpopularniejszych prezydentów: jowialnego, brodatego eksrobotnika i działacza związkowego, Luiza Inácia Lulę da Silvę. Pod rządami tego polityka, którego atakowano początkowo jako populistę, Brazylia wybiła się na ósmą potęgę gospodarczą świata, weszła do grupy BRIC – Brazylia, Indie, Rosja, Chiny – i zaczęła prowadzić niezależną politykę zagraniczną. Na wstępie wypada wyjaśnić, między kim a kim toczy się w Brazylii zacięta rozgrywka o to, kto w nocy z 31 października na 1 listopada zostanie ogłoszony zwycięzcą drugiej tury wyborów i kolejnym prezydentem. Do współzawodnictwa stanęły trzy partie. Partia Pracy (PT) dotychczasowego prezydenta. Nie może on startować po raz trzeci bezpośrednio po drugiej kadencji wysunął więc kandydaturę swej najbliższej współpracownicy, 62-letniej Dilmy Rousseff. Socjaldemokratyczna Partia Brazylii (PSDB), której kandydatem jest eksgubernator stanu Săo Paulo, gdzie koncentruje się potęga finansowa kraju, człowiek zaufania wielkich bankierów, José Serra. Trzecia siła to Partia Zielonych z 52-letnią przywódczynią Mariną Silvą jako kandydatką. Wszystkie partie, które wysunęły swych kandydatów w pierwszej turze, mają programy umiarkowanie lewicowe lub centrolewicowe. Niuanse polegają m.in. na stosunku do Kościoła i na orientacji polityki zagranicznej. Po ośmiu latach prezydentury charyzmatycznego polityka, która dla Brazylii była pasmem sukcesów, żadna partia nie chce być zaliczana do prawicy. Uznawany przez cały świat brazylijski cud gospodarczy dokonał się bowiem w znacznej mierze dzięki rozszerzeniu rynku wewnętrznego. W kraju, którego ludność liczy 190 mln, co najmniej 20 mln ludzi udało się za rządów Luli wyprowadzić ze strefy absolutnego ubóstwa. W supermarketach brazylijskich miast pojawiali się licznie nowi klienci: skromnie ubrani, na ogół o ciemniejszej karnacji niż dotychczasowa klientela. I nie tylko – jak wcześniej – oglądali wystawy, lecz po raz pierwszy w życiu również kupowali. Czy Dilma potknie się na aborcji? Rekomendując mało znaną większości spośród 136 mln wyborców 62-letnią Dilmę Rouseff, byłą szefową swego gabinetu, Lula powiedział: „Głosując na nią, będziecie głosowali na mnie”. W pierwszej turze wyborów wzięło udział 80% uprawnionych do głosowania (!). Energiczna i przystojna Dilma zdobyła 46,56% głosów. Kandydatka Luli odniosła sukces mimo ostrej krytyki ze strony duchowieństwa katolickiego oraz Kościołów i sekt ewangelickich za poglądy w sprawie legalizacji aborcji, która w Brazylii jest prawnie dozwolona jedynie w przypadku gwałtu lub zagrożenia życia kobiety. Pani Rousseff mówiła wiele o dziesiątkach tysięcy kobiet, które umierają po przeprowadzonych pokątnie zabiegach usuwania ciąży. W trakcie kampanii, widząc, jak bardzo szkodzi to jej notowaniom, złożyła obietnicę, że za swojej prezydentury nie wystąpi z projektem depenalizacji aborcji. Kościoły uznały to jednak za taktyczny manewr wyborczy. Główny rywal Dilmy Rousseff, José Serra, dostał 32,74% głosów. Przywódczyni Zielonych, była katoliczka, która zmieniła wiarę na ewangelicką, zaskoczyła bardzo dobrym wynikiem: Marina Silva zajęła trzecie miejsce, uzyskując 19,5% głosów. W Brazylii, największym chrześcijańskim kraju świata, rywalizujący między sobą tradycyjnie większościowy Kościół katolicki oraz rosnące w siłę Kościoły i sekty ewangelickie w co najmniej jednej sprawie zachowują wspólny front: są przeciwko depenalizacji aborcji. Ta kwestia może się okazać języczkiem u wagi, gdy chodzi o wynik drugiej tury wyborów. Fatalna debata Lula kończący swoją drugą kadencję ma wciąż poparcie 80% Brazylijczyków. Dilma Rousseff wystartowała więc z ogromną przewagą nad pozostałymi. Działała także jej osobista legenda. Jako młoda dziewczyna była za czasów dyktatury wojskowej w partyzantce miejskiej i trafiła na trzy lata do więzienia. Sami generałowie nazywali z przekąsem tę córkę Brazylijki i bułgarskiego adwokata o komunistycznych przekonaniach „Joanną D’Arc lewicowego podziemia”. Torturowano ją, chociaż osobiście nie brała udziału w żadnych akcjach zbrojnych. Stała się prawą ręką Luli, gdy po wygranych wyborach musiał usunąć ze swego gabinetu kilku dawnych towarzyszy partyjnych, wykorzystujących stanowiska do bogacenia się. Zastąpił ich fachowcami z innych ugrupowań politycznych.

Ten artykuł przeczytasz do końca tylko z aktywną subskrypcją cyfrową.
Aby uzyskać dostęp, należy zakupić jeden z dostępnych pakietów:
Dostęp na 1 miesiąc do archiwum Przeglądu lub Dostęp na 12 miesięcy do archiwum Przeglądu
Porównaj dostępne pakiety
Wydanie: 2010, 43/2010

Kategorie: Świat