Głowa dziennikarza, ręka prezydenta?

Głowa dziennikarza, ręka prezydenta?

Po śmierci b. ministra spraw wewnętrznych zaciska się pętla wokół Leonida Kuczmy posądzonego o zlecenie zabicia Georgija Gongadzego?

Wiktor Juszczenko dotrzymuje słowa. Tak jak zapowiadał, idąc do wyborów, sprawę zamordowania Georgija Gongadzego, opozycyjnego dziennikarza, twórcy internetowej gazety „Ukraińska Prawda”, traktuje jako jedno z najważniejszych zadań pierwszych stu dni prezydentury. Najwyraźniej poruszony, w emocjonalnym wystąpieniu przed kamerami telewizji, zakomunikował w ubiegły wtorek, że sprawcy i inspiratorzy śmierci są znani.

Gongadze? A kto to jest?

Jego ojciec był znanym reżyserem, dysydentem i deputowanym do parlamentu niepodległej Gruzji. Rodzina ze strony matki ma ukraińskie korzenie. Babka Georgija urodziła się w Paryżu, prababka w Niemczech. W latach 20. rodzina powróciła z emigracji. Po wielu tragicznych przejściach zostali przesiedleni do Gruzji. Jego rodzice poznali się i pobrali w Tbilisi, tam przyszedł na świat Georgij.
Ogromny wpływ na uformowanie syna miał ojciec. Krótko po studiach, w 1993 r., młody Gongadze rozpoczął pracę dziennikarską we Lwowie. Tam poznał swoją przyszłą żonę, Myrosławę.
– Szybko zaraził mnie swoją pasją zawodową i polityczną – wspomina Myrosława. – Był bezkompromisowy i profesjonalny w swej pracy. Jego programy i reportaże oglądali wszyscy. Zrealizowaliśmy razem kilka projektów. W 1995 r. przenieśliśmy się do Kijowa, gdzie Georgij został redaktorem wydawcą wiadomości w 2 programie TV. Szybko zdobył popularność. Proponował zachodni, krytyczny styl dziennikarstwa. W 1997 r. otrzymał stypendium telewizyjne w Waszyngtonie. Wrócił pod silnym wrażeniem nowych technik i technologii, głównie elektronicznego przetwarzania informacji i roli Internetu.
Myślał, że zrewolucjonizuje ukraińską informację telewizyjną. W odpowiedzi… przenieśli go z dzienników do publicystyki, odstawili na bok. Wtedy zajął się dziennikarstwem śledczym.
Wejście miał od razu mocne. Truskawiec, znane wczasowisko. Po gospodarskiej wizycie Leonida Kuczmy we Lwowie lokalne władze, aktyw i kadra kierownicza goszczą prezydenta hucznym obiadem. Leje się gorzałka. „No a co tam w telewizji?”, pada prezydenckie pytanie. Włączają. Na ekranie leci „Klan dniepropietrowski”, reportaż Georgija Gongadzego, nad którym pracował parę miesięcy. Historia o baronach przemysłu zbrojeniowego, ich powiązaniach z mafią, bogactwie, pogardzie dla zwykłych ludzi. Nazwisko Kuczmy pada często.
Na sali zapada cisza. Oczy kierują się na prezydenta. Ogląda z zaciśniętymi zębami. Nie pozwala wyłączyć telewizora. „Co za bladź to zrobiła?”, pada pytanie. Na odpowiedź: „Gongadze”, Kuczma pyta: „A kto to, k… jest?”.
Szef administracji biegnie do telefonu i jeszcze w czasie emisji reportażu robi karczemną awanturę w telewizji. Gongadzego już „nie ma”. Tak się tylko zdawało.

Ukraińska prawda

Wtedy dopiero Gongadze zaczął być. Wyrzucony z telewizji postanawia założyć pierwszą w kraju internetową i niezależną gazetę. Nazywa ją „Ukraińska Prawda”. Chodziło mu o prawdę małą literą.
– Z początku nikt się nami nie przejmował – opowiada Myrosława.- Mało kto miał komputer, a tych z dostępem do Internetu było jeszcze mniej. Uważano, że to nasze „szczekanie” za niegroźny folklor. Kiedy jednak podczas wyborów prezydenckich w 1999 r. Georgij zaczął ujawniać przykłady fałszowania wyborów na korzyść Kuczmy, sprawa stała się poważna.
Georgij Gongadze został zaproszony do Waszyngtonu przez Freedom Forum, znaną organizacje promująca wolność słowa. Wziął udział w konferencji prasowej z udziałem ponad 80 dziennikarzy, w której uczestniczył też niżej podpisany. Mówił prostym językiem o prezydencie Ukrainy i tym, co gotów jest zrobić, aby utrzymać się przy władzy. Dowodził, że Zachodowi Kuczma stara się prezentować twarz proeuropejskiego demokraty, swemu społeczeństwu demonstruje zaś drugą: tępego, chciwego, egocentrycznego postkomunistycznego kacyka. Podawał przykłady niewyjaśnionych zabójstw o podłożu politycznym, tajemniczych zniknięć i fałszerstw wyborczych. Fakty, nazwiska, okoliczności, dokumenty. Twierdził też, że Kuczma „gra Kwaśniewskim” w umizgach do Zachodu i tę grę prezydent Polski powinien jak najszybciej ocenić i wyciągnąć wnioski, bowiem wcześniej czy później formuła ich „przyjaźni” okaże się ambarasująca. Od tej konferencji „Ukraińska Prawda” stała się dla Zachodu w pełni wiarygodnym źródłem informacji i weryfikacji oficjalnej propagandy Kijowa. Ani CNN, ani AP, ani „Washington Post” czy „New York Times” nie wypuściły ukraińskiego newsa bez sprawdzenia go z „Prawdą” Gongadzego. Stał się instytucją.

Był człowiek, nie ma człowieka…

Wtedy zapewne Georgij Gongadze stał się dla Leonida Kuczmy prawdziwym problemem. Wiosną 2000 r. walka z niewygodnym dziennikarzem przybiera nowe formy. Dziennikarz jest nękany telefonami z pogróżkami, śledzony i zastraszany.
W czerwcu 2000 r. Gongadze pisze list do prokuratora generalnego Ukrainy, w którym informuje o zastraszaniu i prześladowaniu i domaga się ochrony ze strony władz. Odpowiedź nie nadejdzie nigdy.
15 września 2000 r., w piątek, Myrosława Gongadze wraca z Warszawy, gdzie przez tydzień spotykała się m.in. z politykami i dziennikarzami zaniepokojonymi sytuacją na Ukrainie, w tym z Jackiem Kuroniem i Adamem Michnikiem. Rozmawia z Georgijem o wrażeniach z podróży. Pracuje nad artykułem. W sobotę rano ma wykład dla studentów. Dyskusje przeciągają się do wieczora. Wraca do domu przed północą. W oknach ciemno. Okazuje się, że zapomniała kluczy. Dzwoni. Nikt nie otwiera. Idzie do sąsiadów, którzy mają zapasowe klucze. Dom jest pusty. Przyjaciele doradzają, żeby noc spędziła u nich. W niedzielę idzie na milicję i składa zawiadomienie o zniknięciu męża.
Wiadomość o zniknięciu Gongadzego natychmiast zostaje podana przez zachodnie media. 20 września International Press Institute kieruje do Leonida Kuczmy list wyrażający „najgłębsze zaniepokojenie” i domaga się wyjaśnienia, co się dzieje z dziennikarzem. Następnego dnia ukraiński parlament powołuje speckomisję śledczą do wyjaśnienia sprawy. Przez kraj przelewa się fala demonstracji.
2 listopada w lesie opodal wsi Tarasza koło Kijowa zostaje znalezione ciało mężczyzny z… odrąbaną głową. Jest zmasakrowane, częściowo spalone. Fragmenty ubrania wyraźnie wskazują, że to zwłoki zaginionego dziennikarza. Wiadomość o zwłokach jest ukrywana przez władze do15 listopada, kiedy to w kostnicy zakładu medycyny sądowej odkryją je dziennikarze z „Ukraińskiej Prawdy”. Koledzy z wojska identyfikują zwłoki na podstawie ran po szrapnelu, jakich Gongadze doznał podczas służby. Prokuratura upiera się, że to nie jest dowód. Myrosławie Gongadze zwłoki okazane zostaną dopiero… 10 grudnia. Ukraina będzie wtedy w ogniu politycznego skandalu.

Taśmy spod kanapy

Trzęsienie ziemi wywoła wystąpienie w parlamencie lidera socjalistów, Olega Moroza, który 28 listopada 2000 r. ujawnia magnetofonowy zapis rozmowy Leonida Kuczmy z ministrem spraw wewnętrznych, Jurijem Krawczenką.
„Usuń go precz. Zabierz stąd. Oddaj go Czeczeńcom”, krzyczy Kuczma. Krawczenko odpowiada, że jego „Orły” zrobią wszystko, co Kuczma zleci.
Zapis pochodził z taśm, jakie nagrywał w salonie rezydencji Kuczmy jego ochroniarz, major Mykoła Melnyczenko, umieszczając miniaturowy magnetofon pod ulubioną kanapą prezydenta, na której siadywał on ze swymi gośćmi. Melnyczenko po zarejestrowaniu kilkudziesięciu godzin dialogów Kuczmy z jego najbliższym otoczeniem ucieka z rodziną z Ukrainy i odnajduje się w… USA.
Na Ukrainie się gotuje. Kuczma zostaje przesłuchany przez prokuratora. Zaprzecza wszystkiemu. Nagranie nazywa spreparowanym, co stanie się oficjalną wykładnią organów ścigania. W Stanach całość zapisu bada laboratorium Bek Tek w Wirginii, kierowane przez Bruce’a Koeniga, najwybitniejszego amerykańskiego eksperta analizy dźwięku, z 28-letnim stażem w FBI, którego ekspertyzy decydowały m.in. o werdyktach Sądu Najwyższego USA. Opinia nie pozostawia wątpliwości: materiał jest oryginalny, niemontowany, a charakterystyka zapisu głosów odpowiada osobom, którym jest przypisywana.

Ciciubabka

W grudniu 2000 r. Myrosława Gongadze rozpoznaje zwłoki męża po urazach na nogach. W styczniu 2001 r. jest wynik badania DNA, potwierdzający z pewnością 99,66%, o kogo chodzi. Mimo to prokurator generalny, Myhailo Potabenko, upiera się przy kolejnych testach. Jego uporu nie zmienią inne niezależne badania, m.in. amerykańskie i szwajcarskie.
Opinia światowa, w tym ONZ, Unia Europejska i Kongres Stanów Zjednoczonych, a także organizacje dziennikarskie domagają się od Ukrainy wyjaśnienia sprawy. Myrosława Gongadze wyjeżdża z dziećmi z kraju i otrzymuje azyl polityczny w USA. Prowadzi międzynarodową kampanię na rzecz ujawnienia morderców męża. Otwarcie oskarża Leonida Kuczmę o inspirowanie zbrodni.
To samo robi Mykoła Melnycznko, któremu Ameryka też udziela azylu.
Przyparty do ściany Kuczma próbuje ratować twarz. Zwłaszcza że oprócz morderstwa Gongadzego taśmy Melnyczenki oskarżają go o inne sprawy, w tym niewyjaśnioną do końca kwestię sprzedaży broni do państw objętych embargiem (w tym Iraku). Wysyła ukraiński kontyngent do Iraku, licząc na względy u Busha. Jesienią 2003 r. zastępuje Potabenkę Światosławem Piskunem.
Piskun obiecuje, że sprawę zabójstwa dziennikarza zakończy w ciągu pół roku. Bierze się energicznie do śledztwa wewnątrz MSW. Zamyka gen. Oleksija Pukacza, jedną z czołowych postaci resortu, pod zarzutem niszczenia dowodów w sprawie Gongadzego (m.in. bogatej dokumentacji inwigilacji dziennikarza). Zbliża się niebezpiecznie do Kuczmy, którego Pukacz jest totumfackim. I… Piskun zostaje odwołany pod zarzutem defraudacji. Jego miejsce zajmuje Genadij Wasyliew, inny prezydencki zaufany. Pierwszym ruchem jest… zwolnienie Pukacza, który obiecał, że nie wyjedzie z kraju. Tyle go widziano.
Wasyliew oczywiście hamuje śledztwo. Zwłaszcza że zbliżają się wybory prezydenckie, a Wiktor Juszczenko otwartym tekstem zarzuca administracji Kuczmy mord na dziennikarzu. Po skandalu z fałszerstwem drugiej rundy wyborów, czego Wasyliew się „nie dopatrzył”, w ramach ustaleń okrągłostołowych zostaje on usunięty. Na stanowisko prokuratora generalnego wraca Światosław Piskun.

Ściana

Na efekty normalnych czynności nie trzeba było długo czekać. 28 lutego aresztowani zostają dwaj pułkownicy MSW. Sam się zgłasza gen. Pukacz.
Krąg się zacieśnia. 4 lutego, o 7.45 rano, na daczy odnalezione zostają zwłoki Jurija Krawczenki, który strzelił sobie w głowę. Od ogłoszenia wyników wyborów mówiono, że uciekł on do Moskwy. Okazało się jednak, że prokuratura wiedziała, gdzie naprawdę przebywał były minister. Krawczenko miał być przez nią przesłuchany o 11.30.
Leonid Kuczma wciąż odpoczywa w Karlowych Warach. Strzał Krawczenki musi dać do myślenia. Jeżeli były minister zostawił jakieś obciążające Kuczmę materiały, z lotniska w Kijowie były prezydent może trafić wprost do aresztu. O tym mówi dziś cała Ukraina.

*
Ukraiński Popiełuszko
Lwowski kardynał Lubomyr Huzar, zwierzchnik Ukraińskiego Kościoła Greckokatolickiego, określa Georgija Gongadzego mianem ukraińskiego Popiełuszki i uważa, że poniósł męczeńską śmierć za prawdę i wiarę. Znał dobrze dziennikarza jeszcze we lwowskim okresie jego kariery. Potem z narastającą trwogą śledził jego dalsze losy. Jest przekonany, że na pogrzeb męczennika, którego zwłoki wciąż leżą w kostnicy, przyjdzie co najmniej milion Ukraińców.

 

Wydanie: 10/2005, 2005

Kategorie: Świat

Napisz komentarz

Odpowiedz na treść artykułu lub innych komentarzy