Olimpiada w krainie mormonów

Olimpiada w krainie mormonów

Holender zatrzymany przez policję w aucie po spożyciu alkoholu musiał natychmiast opuścić stan Utah i Amerykę Korespondencja z Salt Lake City Możesz mieć wiele żon, ale nie wypijesz nawet szklaneczki amerykańskiego burbona. Takie ostrzeżenie (a może zachętę?) sformułował pod moim adresem znajomy Polak, kiedy dowiedział się, że pojadę na zimową olimpiadę do Utah. Legendy o restrykcjach, jakie mormoni, stanowiący 70% mieszkańców tego górskiego stanu, narzucili wszystkim mieszkańcom Salt Lake City, zapowiadały, że uczestnicy igrzysk nie tylko zostaną pozbawieni przysłowiowych życiowych uciech (poza wielożeństwem), ale także poddani religijnej indoktrynacji zgodnie z misyjnym charakterem Kościoła Jezusa Chrystusa Świętych Dnia Ostatniego, bo tak brzmi oficjalna nazwa sekty założonej w połowie XIX w. przez Brighama Younga. Właściwie żadna z tych zapowiedzi nie sprawdziła się. Na miejscu okazało się bowiem, że wielożeństwo w Utah jest zakazane już od początku XX stulecia. Wyznawcy mormońskiej religii przyznawali z kolei, że zasady ich wiary zabraniają im pić alkohol, a także – w wypadku najbardziej żarliwych uczniów Kościoła – herbatę i kawę oraz palić papierosy, ale prawo stanu Utah nie jest już tak surowe. Co prawda, piwo sprzedawane w publicznych lokalach w Salt Lake City nie mogło mieć więcej niż 3,2% alkoholu, a punktualnie o 24.00 ze stolików w barze mojego hotelu musiały zniknąć wszystkie szklaneczki i butelki z winem, ginem lub whisky (bo przepisy zabraniały pić po północy), jednak w większości restauracji i pubów -tylko na czas igrzysk, podkreślali miejscowi – sprzedawano mocniejsze trunki wieczorami praktycznie bez ograniczeń. Na stolikach leżały nawet karty z wykazem drinków, co normalnie jest tu zakazane, bo „zachęca do zatruwania się alkoholem”. Mniej surowe reguły podobały się chyba także tubylcom. Przed ustawionym w centrum miasta – tylko na okres olimpiady – wielkim pawilonem amerykańskiego Budweisera prawie non stop stała kilkusetosobowa kolejka miłośników tego piwa. W tzw. Holland House w West Valley City, gdzie reklamowała swój kraj reprezentacja Holandii, jak ciepłe bułeczki szły puszki Amstela i Heinekena, w których piwo miało 5% mocy, co – jak doniosła w połowie igrzysk „Salt Lake Tribune” – wzbudziło protesty Departamentu Kontroli Napojów Alkoholowych stanu Utah. Radzili sobie jakoś nałogowi palacze, choć i oni odczuwali w trakcie olimpiady swoisty ostracyzm. Tutejsze prawo nie pozwalało im palić nie tylko we wszystkich obiektach publicznych czy w hotelach, ale nawet w odległości 25 stóp (czyli około pięciu metrów) od takich budynków. W Kearns, gdzie w obliczonej na sześć tysięcy widzów hali Utah Olympic Oval odbywały się zawody w łyżwiarstwie szybkim, przygotowano dla miłośników papierosów zagrodę na świeżym powietrzu, kilkadziesiąt metrów od budynku, o wymiarach – uwaga! – pięć metrów na trzy. I wszyscy jakoś musieli się pomieścić. Kto próbował przekroczyć te wszystkie ograniczenia, narażał się na pewne przykrości. Obsługa hotelowa była nieubłagana. Jeśli tylko czujniki wykryły najmniejszy dym z papierosa, włączał się jazgotliwy alarm stawiający na nogi także całą antyterrorystyczną ochronę. Od wszechobecnych wolontariuszy pomagających w organizacji olimpiady reprymendę słyszał każdy, kto zaciągał się dymkiem w jakimkolwiek sportowym obiekcie. Podczas kontroli przed wejściem na olimpijskie stadiony strażnicy zabierali nawet najmniejsze ilości alkoholu. Kto wyglądał na podpitego, nie mógł liczyć w restauracji na kolejnego drinka, kto chciał wypić choćby jedno piwo, musiał zamówić coś do jedzenia. Dwie turystki ze stanu Kalifornia, które po pijanemu wjechały na ogrodzenie jednego z olimpijskich stadionów, powędrowały do więzienia. Tylko odrobinę więcej szczęścia miał Jan van de Roemer, odpowiedzialny w holenderskiej ekipie panczenistów za przygotowanie łyżew. Holender, wracając z Domu Holenderskiego do Salt Lake City, został zatrzymany do kontroli przez patrol policji. Okazało się, że był pod wpływem alkoholu i, zgodnie z miejscowym prawem, musiał spędzić noc w areszcie. Dzień później ogłoszono, że z powodu złamania prawa stanu Utah musi natychmiast opuścić terytorium Stanów Zjednoczonych. Czy rządzący i stanem, i radą miejską w Salt Lake City mormoni okazali się zbyt surowi? W amerykańskiej prasie przez prawie całe igrzyska trwała dyskusja na temat ostrości przepisów obowiązujących w Utah. Kiedy znaczna część komentatorów

Ten artykuł przeczytasz do końca tylko z aktywną subskrypcją cyfrową.
Aby uzyskać dostęp, należy zakupić jeden z dostępnych pakietów:
Dostęp na 1 miesiąc do archiwum Przeglądu lub Dostęp na 12 miesięcy do archiwum Przeglądu
Porównaj dostępne pakiety
Wydanie: 08/2002, 2002

Kategorie: Świat