Wywiad autora w piśmie kobiecym to najlepsza forma promocji książki Rozmowa z Adamem Widmańskim, prezesem wydawnictwa W.A.B. – Jak doszło do powstania wydawnictwa? – Gdy w 1991 roku rozstawałem się z Niezależną Oficyną Wydawniczą i zastanawiałem się, co robić dalej, jednym z pomysłów na życie było założenie własnego wydawnictwa. Na szkoleniu organizowanym przez Polską Izbę Książki poznałem Beatę Stasińską, która była w podobnej sytuacji. Równolegle o swoim pomyśle rozmawiałem z Wojtkiem Kuhnem, którego znałem od kilku lat. W efekcie na jesieni 1991 r. w trójkę założyliśmy Wydawnictwo W.A.B. – Ile osób dzisiaj pracuje w firmie? – Poza trójką właścicieli jest sześcioro pracowników i wielu współpracowników. – Czy od początku mieli państwo klarowną wizję rozwoju wydawnictwa? – Profil firmy kształtował się w trakcie jej rozwoju. Zaczynaliśmy od poradników medycznych, książek popularnych z zakresu medycyny. Wówczas podobnych pozycji nie było na rynku, dlatego nasze pierwsze poradniki sprzedawały się w wysokich nakładach rzędu 30-40 tys. egzemplarzy. Sprzedanie takiego nakładu pozwalało nam wydać następne tytuły. Potem stopniowo profil wydawnictwa się zmieniał, publikowaliśmy tłumaczone z angielskiego poradniki psychologiczne. Od początku próbowaliśmy też, ze zmiennym szczęściem, publikować literaturę piękną. Dopiero jednak w ostatnich latach na nią nakierowany jest nasz główny wysiłek. – Od niemal półtora roku wydajecie serię “Archipelagi”, na którą składają się współczesne polskie powieści. – “Archipelagi” są konsekwencją przeobrażeń zarówno naszego programu, jak i polskiego rynku książki. Polscy autorzy byli obecni w naszym wydawnictwie od 1993 roku. Były to jednak pojedyncze tytuły. Uznaliśmy, że czas już zaproponować czytelnikom wyraźnie rozpoznawalną serię książek rodzimych autorów. – Ile tytułów ukazało się w “Archipelagach”? – Do dziś 15. Ostatni to nowa edycja “Kabaretu metafizycznego” Manueli Gretkowskiej. – Jaki jest łączny nakład książek wydanych przez W.A.B.? – Od początku działalności wydaliśmy w sumie 216 tytułów, nie licząc dodruków, w łącznym nakładzie około 1.900.000 egzemplarzy. – Macie opinię wydawnictwa promującego współczesną młodą prozę. Czy od razu przewidywaliście, że znajdzie ona swoich czytelników, nie baliście się ryzyka? – Baliśmy się, ale chcieliśmy spróbować. Zaczęliśmy od książek wydanych w małym nakładzie. Sprzedawały się powoli. Podobna sytuacja była nawet z “Prawiekiem” Olgi Tokarczuk, pierwsze trzy tysiące nakładu sprzedawaliśmy przez ponad rok. Szło opornie. – Kiedy zaczęło się zmieniać na lepsze? – Duże znaczenie miała zarówno postawa autorów, jak i nasza współpraca z mediami. W końcu udało się przebić do masowej wyobraźni czytelników, a raczej czytelniczek. Być może narażę się naszym krytykom, ale uważam, że największą rolę w kształtowaniu mody i opinii czytelniczej mają telewizyjne programy informacyjne i magazyny kobiece, nie pisma literackie, telewizyjne programy poświęcone książce, czy książkowe dodatki dzienników ogólnopolskich. – Skąd ta pewność? – Poczyniliśmy wiele obserwacji, widzieliśmy, jakie efekty przynosiły poszczególne artykuły w konkretnych pismach. W Polsce większość książek kupują kobiety. Zauważyłem, że dobrze napisany artykuł czy wywiad w piśmie kobiecym o dużym nakładzie to najlepsza forma promocji książki. W tej chwili nastąpiło sporo zmian na gorsze, w tym sensie, że pisma kobiece straciły zainteresowanie lansowaniem książek, skupiają się na tym, co już jest modne. W tej chwili media gonią za tzw. newsem, to samo dotyczy książek. Dla mediów jest interesująca książka autora, który już odniósł sukces gdzieś w świecie. Kiedy do Polski przyjeżdża znany pisarz, na lotnisku wita go ekipa telewizyjna, dziennikarze ubiegają się o wywiady. Natomiast nie jest wydarzeniem dla polskich mediów wydanie książki autora, który nie jest bardzo znany. To powoduje, że trudno jest dotrzeć z informacją o książce do czytelnika. Książka znanego pisarza będzie się dobrze sprzedawać, bo po pierwsze, ma on już swoich czytelników, po drugie, media będą odnotowywały jego kolejne książki – jest to mechanizm samonapędzjący. Natomiast bardzo rzadko się zdarza, by pojawił się autor, który napisał dobrą książkę i został zauważony przez media. – Czy tak nie było w przypadku Olgi Tokarczuk? – Olga Tokarczuk nie od razu była znaną pisarką, którą się zachłysnęły wszystkie media. Proszę
Tagi:
Ewa Likowska









