Senator z oburzenia

Senator z oburzenia

Mamy rozmaite wady narodowe, ale na pewno najgorsze jest to, że nie wierzymy w swoją wartość. Wciąż uważamy siebie za gorszych W ostatni piątek listopada już po raz drugi spotkaliśmy się w Klubie „Przeglądu” w Mazowieckim Centrum Kultury i Sztuki. Co miesiąc zapraszamy na spotkanie z ciekawą lub kontrowersyjną osobą. Tym razem naszym gościem była prof. Maria Szyszkowska, filozof i senator RP. Pytania zadawali jej prowadzący spotkanie dziennikarze – Iwona Konarska i Robert Walenciak – oraz bardzo licznie zgromadzona publiczność. Publikujemy zapis najciekawszych fragmentów rozmowy, a do klubu zapraszamy ponownie już w nowym roku, 31 stycznia. – Jest pani wielbicielką tańca, Don Kichota i wolności. Jak osoba, którą da się tak scharakteryzować, mogła zdecydować się na politykę, na Senat, na to, co zniewala, o czym się mówi, że wymaga bardzo trudnych kompromisów? Czy pani odnalazła się w tej sytuacji? – Zdecydowałam się na kandydowanie z oburzenia na cały szereg nieprawidłowości w naszym życiu publicznym. Poza tym uważam, że jeżeli ma się jakieś skrystalizowane poglądy, to za nimi powinny iść czyny. Miałam nadzieję – która tylko częściowo się spełniła – że jeśli zostanę wybrana, będę miała większą możliwość oddziaływania, szerzenia swoich poglądów i wcielania ich w życie. Myślę, a właściwie jestem przekonana, że decyzja o kandydowaniu wyrasta też z podstaw filozofii Kanta, do którego konsekwentnie nawiązuję. Kant twierdził, że aby poznać siebie, poznać drugiego człowieka, trzeba przede wszystkim sprawdzić, jak ci inni ludzie działają. W pewnym momencie uznałam, że dość tego zamknięcia się w pewnym kręgu, że nadszedł czas, aby nadać sens pewnym przekonaniom. – A czy podjęłaby się pani mediacji w Ożarowie? – Spróbowałabym, ale pod warunkiem że miałabym wpływ na rozwiązanie pewnych kwestii. Bo same mediacje kogoś, kto nie ma mocy decydowania, uważam za zupełnie beznadziejne. – Pani życie zmieniło się całkowicie. Była pani takim wolnym filozofem w Nałęczowie, osobą wpływającą na innych przez swoje publikacje, spotkania. Teraz ludzie oczekują od pani pomocy. – Mam pewne radości płynące na przykład stąd, że udało mi się poprawić los śpiewaków opery warszawskiej, którzy przez wiele lat byli odsunięci od śpiewania i groziło im zwolnienie. Zatrzymałam likwidację dawnej kliniki profesora Garnuszewskiego… – To wielka sprawa. – … ale na razie jestem w trakcie rozmów z naszym wojewodą na ten temat. Jednak to wszystko dla mnie za mało. Chciałabym trochę inaczej rozstrzygać pewne sprawy w skali całego kraju, a na to oczywiście nie mam wpływu. – A jak ocenia pani sytuację w SLD? – Rozumiem rozczarowanie dużej części społeczeństwa, ponieważ SLD stał się partią centrolewicową. Nie mam wątpliwości co do tego, że ogół społeczeństwa – pomijam partie prawicowe – jest spragniony rozstrzygnięć bardziej radykalnie lewicowych. Właściwie nie ma w Polsce partii prawdziwie lewicowej. – A co odpowiadają działacze SLD, gdy pani im to mówi? – Wydaje mi się, że nakłonię ich do tego, by rozpocząć cykl – to może źle zabrzmi – czegoś w rodzaju szkoleń. Niepokoi mnie bowiem fakt, że część działaczy jest bezideowa, nie zna nawet dostatecznie programu socjaldemokratycznego. – Ale dziwi się pani temu, a przecież nawet Marek Dyduch powiedział, że jego ideowość wykuwa się w trakcie podejmowania decyzji. – To trochę nie tak. Trzeba mieć jakieś przekonania ideowe, skrystalizowany światopogląd, a dopiero potem starać się pewne idee wcielać w życie. Proszę zwrócić uwagę, że partie prawicowe bywają ogromnie ideowe, aż do postawy fanatyzmu. – Jak przekonywać młodych ludzi, że warto działać społecznie i realizować szczytne ideały? – Myślę, że do każdego przemówi pogląd, iż człowiek może zyskać sens życia tylko wtedy, jeżeli wyjdzie z kręgu swoich egoistyczno-rodzinnych problemów i będzie chciał bezinteresownie coś czynić dla innych. Trzeba wybrać ideały przystające do naszej struktury psychicznej i poświęcić im życie, w takim przekonaniu – które może zabrzmi zbyt wzniośle – że jesteśmy częścią ludzkości. Uważam, że od przedszkola powinno nam się zaszczepiać to przekonanie – z tego coś wynika, zmienia się pojęcie patriotyzmu i narasta życzliwość do innych ludzi. – Chciałbym zapytać o pani pogląd na temat podejścia

Ten artykuł przeczytasz do końca tylko z aktywną subskrypcją cyfrową.
Aby uzyskać dostęp, należy zakupić jeden z dostępnych pakietów:
Dostęp na 1 miesiąc do archiwum Przeglądu lub Dostęp na 12 miesięcy do archiwum Przeglądu
Porównaj dostępne pakiety
Wydanie: 2002, 49/2002

Kategorie: Wywiady