Tarcza strzelnicza

Tarcza strzelnicza

Amerykanom tarcza jest potrzebna, by trwale zdobyć dominację nad światem. A Polsce?

Prof. Ryszard Zięba

– Czy jest pan zaskoczony podpisaniem umowy o instalacji w Polsce tarczy antyrakietowej?
– Nie. To było pewne, że podpiszą. Przecież polskie elity polityczne od dawna wykazują się szczególną wiernością sojuszniczą wobec USA. Nawet nie kto inny, a sam Zbigniew Brzeziński ostrzegał w 2000 r. przed samosatelizacją Polski jako sojusznika Waszyngtonu.
– Negocjacje trwały…
– O tak, politycy PO – w tym sam premier – posługując się dobrym PR, wyrażali sceptycyzm co do amerykańskiej propozycji układu w sprawie tarczy; zapewniali, że w negocjacjach kierują się tylko interesami bezpieczeństwa Polski, że się nie zgadzają na ofertę Waszyngtonu, że stawiają warunki. Dali sobie narzucić przez PiS i prezydenta licytację pseudopatriotyzmem. A kiedy zaczęli w niej przegrywać, po pobudzeniu strachu przed Rosją w czasie awantury gruzińskiej, pospiesznie zgodzili się na tarczę. 20 sierpnia w Warszawie podpisano umowę. Właśnie przejrzałem jej tekst na stronie internetowej MSZ. I król jest nagi. Bo cóż polski rząd utargował? Jedną baterię Patriot? Która nie jest w stanie obronić nawet Warszawy?

Co utargowaliśmy za tarczę?

– A deklaracja amerykańska, że USA zobowiązują się do obrony terytorium Polski?
– Ależ takiego zobowiązania nie ma! Jest natomiast inny zapis, który powołując się na Traktat Północnoatlantycki i ducha polsko-amerykańskiej współpracy strategicznej, stwierdza, że „Stany Zjednoczone są zobowiązane do zapewnienia bezpieczeństwa Polski i wszelkich obiektów amerykańskich rozmieszczonych na jej terytorium”. Takie sformułowanie w gruncie rzeczy nie tworzy nowej jakości, nie jest nowym casus foederis, a tylko deklaracją woli. Stanowi tylko oczywistą interpretację zobowiązań sojuszniczych istniejących w NATO, w tym przede wszystkim zasady solidarności zapisanej w art. 5 traktatu waszyngtońskiego.
Nic więcej!
– Czyli nie zagwarantowali nam więcej, niż mamy zagwarantowane. I dalej nie mamy dwustronnego sojuszu wojskowego z USA.
– Nie mamy. Umowa, którą podpisaliśmy, jest o tym, że w Polsce mają być wybudowane instalacje do tarczy antyrakietowej. Owszem, jest parę zapisów, których rząd PiS prawdopodobnie by nie wynegocjował – że to będzie polska baza, że dowódcą będzie Polak. Tylko że to nic nie znaczy. Co z tego, że dowódca będzie Polakiem? Decyzje o wystrzeleniu antyrakiet będzie podejmował dowódca amerykański. Jest też zapis, że na terenie bazy obowiązuje prawo polskie. Ale to jest oczywiste. Gdyby było inaczej – oznaczałoby, że jesteśmy kolonią czy protektoratem amerykańskim. Powtarzam, ta umowa nie oznacza żadnego sojuszu dwustronnego, nie towarzyszą jej jakieś wyjątkowe zobowiązania, zawiera ona tylko deklarację Stanów Zjednoczonych i Polski, że będą działały na rzecz wzmacniania swojego bezpieczeństwa. Mają to czynić w trzech obszarach: pierwszy – współpracy polityczno-wojskowej przewidującej utworzenie dwustronnej grupy konsultacyjnej, rozmieszczenie w Polsce baterii rakiet Patriot i deklarację USA wspierania modernizacji naszych sił zbrojnych; drugi – wymiany informacji, w tym danych wywiadowczych związanych z obecnością instalacji wojskowych, sprzętu i personelu Stanów Zjednoczonych na terytorium Polski, działając zgodnie z postanowieniami art. 3 traktatu waszyngtońskiego; trzeci – współpracy technologicznej, badawczej i przemysłów obronnych. Niewątpliwie uzgodnione w deklaracji dziedziny współpracy mogą okazać się korzystne dla Polski. Pamiętajmy jednak, że są one oczywistą konsekwencją wyrażenia przez rząd polski zgody na amerykańską tarczę antyrakietową na naszym terytorium. Tej tarczy Amerykanie muszą bronić, dbać o jej zaplecze, aby nie stało się muzeum wojskowym. Poza tym Polska musi za wszelki zakupiony w USA sprzęt i nowe technologie wojskowe płacić na zasadach handlowych.

Dzielimy NATO

– Jak podpisanie umowy zmienia sytuację Polski na arenie międzynarodowej?
– Najpierw umowa musi być ratyfikowana. Czy będzie – tego do końca nie wiemy. Nie wiemy też, czy nowa administracja amerykańska będzie kontynuowała ten program, nie wiemy wreszcie, czy Kongres wydzieli pieniądze na sfinansowanie instalacji w Polsce. Jeśliby to wszystko się spełniło – Polska rzeczywiście weszłaby w bliższe stosunki z USA. Stała się jednym ze szczególnych partnerów Ameryki w kwestiach bezpieczeństwa, zyskała na znaczeniu w NATO – bo ma obiekty wojskowe Stanów Zjednoczonych na swoim terytorium. Ale czy to dobrze dla NATO, to już inna sprawa.
– To znaczy?
– Sojusz Północnoatlantycki to dziś główna gwarancja bezpieczeństwa Polski. Jesteśmy w nim od dziewięciu lat. Byłoby logiczne, żebyśmy go wzmacniali.
– A tak nie jest?
– Polska w ramach NATO nie zwiększa swej pozycji poprzez przedsięwzięcia wielostronne, tylko stara się czynić to poprzez stosunki dwustronne. Takie działanie było logiczne przed wstąpieniem do NATO – że zabiegamy o dobre stosunki z ważnymi członkami Sojuszu po to, żeby nas do niego przyjęto. Ale dziś, jeśli to robimy, to nolens volens dzielimy NATO. Wzmacniamy jedną jego część, a osłabiamy inną. To, przy generalnej słabości NATO jako bardzo dużego sojuszu, źle wróży jego przyszłości. W kwietniu 1999 r. przyjęto koncepcję strategiczną NATO. Od tego czasu świat się zmienił, zmienił się też Sojusz. Więc trzeba tę koncepcję na nowo zdefiniować, zaadaptować do ewoluującego ładu międzynarodowego, nowych wyzwań XXI w. Ale w Polsce nie ma na ten temat żadnej dyskusji. Nasze elity chcą, przede wszystkim, sojuszu dwustronnego z USA.
– Nie dostaliśmy go.
– A to pokazuje, jakie jest nasze pole manewru. Że trzeba zdefiniować na nowo, jak NATO powinno działać. Określić jego funkcje i granice terytorialnego zaangażowania. Podsumować operacje stabilizacyjne. W Afganistanie sytuacja przecież się komplikuje. Powinniśmy więc odpowiedzieć na pytanie, czy NATO powinno interweniować poza strefą euroatlantycką, w odległych regionach świata. Czy powinno pozostać sojuszem regionalnym, czy stać się sojuszem globalnym? Jeśli Sojusz będzie prowadził operacje stabilizacyjne, czy nie zagrozi to jego głównej funkcji – obronie terytorialnej jego państw członkowskich? A na tej funkcji powinno nam przede wszystkim zależeć, żeby mieć gwarancje pomocy w razie napaści zbrojnej na nasze terytorium. Ale o tym się nie dyskutuje.
– Mówi pan bardzo kategorycznie…
– Mogę powiedzieć, że w kwietniu była narada w MSZ, w czasie której min. Sikorski, sugerując tematy do dyskusji, zapomniał, że jest taki problem. Mówił o potrzebie rewizji europejskiej strategii bezpieczeństwa, a nie strategii NATO. A ją też trzeba zaadaptować do nowej sytuacji. Od roku 1999 coś zdarzyło. Była wojna o Kosowo, były operacje podejmowane przez Stany Zjednoczone, jedna była popierana przez NATO, jak wojna w Afganistanie, druga – operacja w Iraku – spowodowała podziały w Sojuszu. Teraz jest następny kontrowersyjny problem – jakie są granice rozszerzenia NATO? NATO zapowiedziało, że będzie rozszerzać się o Ukrainę i Gruzję. Są też inni kandydaci i inne kontrowersje. Więc tego typu umowy, jak nasza w sprawie tarczy, nie służą NATO jako sojuszowi, natomiast służą zacieśnianiu stosunków dwustronnych przez niektórych tylko sojuszników. Teraz na pewno Polska zyska na znaczeniu w polityce amerykańskiej, ale są też i negatywne tego strony.
– Że zyska na znaczeniu w polityce rosyjskiej?
– Są pogróżki, one dalej będą się pojawiać. Nie sądzę, by Rosja miała wolę zaatakowania Polski czy też bazy amerykańskiej, gdy ta powstanie na Pomorzu. Ale w przyszłości, w razie jakiegoś konfliktu na wielką skalę, sytuacja może się zmienić. Wtedy Polska może stać się celem uderzenia rosyjskich rakiet jądrowych, przed którym nie osłonią nas ani pociski przechwytujące tarczy – bo nie to jest ich przeznaczeniem – ani rakiety Patriot. Jest też pytanie: czy tarcza amerykańska ułatwi nam polityczny dialog z Rosją? Czy nie oddali szans na pojednanie polsko-rosyjskie? I wreszcie – Rosja ma broń w postaci surowców energetycznych. Może jej użyć. Zbigniew Brzeziński przecież niedawno pytał publicznie, czy rząd polski stawia ten problem w negocjacjach w sprawie tarczy. Czy polski rząd uzgodnił z Amerykanami, jak zareagują w razie embarga rosyjskiego na dostawy ropy, gazu? Czy nam wtedy pomogą, zrekompensują straty?
– Sądzę, że nie.
– Trzeba widzieć konsekwencje tarczy na krótką metę i w dłuższej perspektywie. Na krótką metę, dopóki tarcza nie powstanie, specjalnie nic nie powinno się zdarzyć. Oczywiście, będą polemiki polsko-rosyjskie, będą utrudnienia w dialogu politycznym, możliwe są zakłócenia stosunków handlowych. Natomiast ta tarcza, wbrew temu, co mówią politycy, nie przyczyni się do wzmocnienia bezpieczeństwa Polski.

Pomoc nie za darmo

– A dlaczego?
– Jej przeznaczeniem będzie niedopuszczenie do ataku czyichś, w domyśle irańskich i wystrzeliwanych z innych państw zbójeckich, rakiet balistycznych w kierunku terytorium amerykańskiego. Tarcza może więc się przyczynić do wzmocnienia bezpieczeństwa Stanów Zjednoczonych, ale nie Polski. Nie przyczyni się również do wzmocnienia naszego bezpieczeństwa z tego względu, że Polska może być celem ataku tych, którym tarcza się nie podoba. Np. jakichś ugrupowań terrorystycznych. A w przypadku wielkiego, globalnego konfliktu stajemy się jako Polska tarczą, ale strzelniczą. Zawsze jest tak, że rozpoczynając wojnę, atakuje się system obrony przeciwnika, a tarcza będzie elementem systemu obronnego Stanów Zjednoczonych. Jak pokazuje historia międzynarodowych konfliktów zbrojnych – najpierw atakowane są radary, lotniska, ośrodki dowodzenia, zgrupowania artylerii. Przypomnijmy sobie choćby wojnę w Iraku. My wystawiamy się więc jako cel. Dlatego, gdy politycy mówią, że tarcza to jest wzmocnienie obrony Polski, to chyba nie wiedzą, o czym mówią, lub udają, że nie wiedzą…
– Może więc za osłabienie naszego bezpieczeństwa uzyskaliśmy coś w zamian? Obietnicę wzmocnienia systemu obronnego Polski?
– Tak, w podpisanej deklaracji o współpracy strategicznej z USA. Ale owa pomoc nie będzie za darmo. Trzeba to będzie wszystko kupić. Tak jak samoloty F-16. Zakupiliśmy za duże pieniądze, nieprzetestowane jeszcze na polu walki nowe maszyny. Szczęśliwie większość do Polski doleciała. Chyba tylko dwa nie miały awarii… Natomiast jeśli chodzi o system antyrakietowy, to wraz z postępem technologicznym będą produkowane nowe generacje rakiet, doskonalsze niż dzisiejsze patrioty. Nowe i jeszcze droższe. A trzeba będzie je kupić, żeby osłonić nimi terytorium Polski, bo do tego jedna bateria rakiet Patriot nie wystarczy. Gdyby np. Rosja chciała zaatakować amerykańskie instalacje w Polsce, to nie będzie używać rakiet balistycznych. Odpali pociski samosterujące, które latają nisko, są niewykrywalne przez radary. Poza tym jest szerszy problem, o czym politycy nie chcą mówić: otóż zgoda na budowę tarczy nie ma istotnego znaczenia w związku z obecną sytuacją, ma znaczenie długofalowe. Przecież śmieszny jest argument, że jest ona przeciwko rakietom balistycznym Iranu. Kraj ten takich rakiet nie ma i długo jeszcze nie będzie miał. Nie o zagrożenie ze strony Iranu tu chodzi.

Nowy wyścig zbrojeń?

– A o jakie?
– Sądzę, że Stanom Zjednoczonym chodzi o wejście w nowy etap wyścigu zbrojeń, zbrojeń strategicznych instalowanych i wykorzystywanych w kosmosie, opartych na nowoczesnej technologii. Kilka lat temu USA wypowiedziały układ o ABM (o obronie przeciwrakietowej z 1972 r.), dzięki czemu uzyskały możliwość rozbudowy swojego systemu antyrakiet i instalowania go w przestrzeni okołoziemskiej. Stanom Zjednoczonym chodzi o uczynienie swojego terytorium nietykalnym dla rakiet przeciwnika, a przy zachowaniu swoich ok. 10 tys. głowic jądrowych umieszczanych na rakietach ofensywnych – o uzyskanie możliwości decydowania o wojnie i pokoju, w sytuacji, gdy przeciwnicy i rywale nie mają możliwości zaatakowania ich terytorium. Wtedy USA w pełni mogłyby decydować o losach świata, być jego liderem, żandarmem czy szeryfem i oczywiście działać bezkarnie. Amerykańskie próby uzyskania decydującej przewagi strategicznej są podejmowane teraz, aby uprzedzić osiągnięcie równowagi strategicznej przez takie wyłaniające się potęgi jak Chiny czy Chiny i Rosja razem wzięte. Budowanie tarczy antyrakietowej w Polsce to jeden ze wstępnych elementów globalnego zabezpieczenia się USA przed rywalami i ewentualnymi przeciwnikami. Te mocarstwa, które nie są w stanie podobnych projektów teraz podjąć, krytykują Stany Zjednoczone. Nie zamierzają jednak ustępować pola.
– To stąd ta awantura na Kaukazie?
– Zaczyna się nowa rywalizacja, a zaostrzanie się polemik na temat tarczy amerykańskiej i w innych sprawach, takich jak dalsze rozszerzanie NATO o Ukrainę i Gruzję, grozi powrotem zimnej wojny. Rosja nie może się pogodzić z tym, że USA odeszły od uzgodnień z ZSRR i z nią samą, że na terytoriach państw byłego bloku wschodniego nie powstaną instalacje wojskowe amerykańskie i natowskie. Uważa to za złamanie układów i przejaw ekspansjonizmu Stanów Zjednoczonych. Prace nad zbudowaniem w Polsce elementów tarczy antyrakietowej mają ruszyć po wejściu w życie podpisanej umowy. Jeśli tak się stanie Stany Zjednoczone muszą zainwestować duże pieniądze w to przedsięwzięcie, jak duże, to dziś trudno określić.
– To innych też się zmusi do inwestowania.
– Oczywiście. To bardzo korzystne dla amerykańskiego przemysłu zbrojeniowego. Powstaje nowy poligon doświadczalny, jak budować antyrakiety, pociski przechwytujące, system rozpoznania, naprowadzania, w perspektywie zagrożeń, które mogą być za 30 i więcej lat. To jest wstęp do nowego etapu wyścigu zbrojeń. Chodzi tu także o wielkie pieniądze i nowe impulsy do badań nad doskonaleniem techniki wojskowej. Na czym można robić lepsze interesy niż na takich projektach? Dotowanych z największego budżetu świata, z gwarancją na wiele lat, i to jeszcze takich, które nie wiadomo jak się skończą i czy skończą się w ogóle? A politycznie Stany Zjednoczone chcą zapewnić sobie zupełnie nieograniczone możliwości i swobodę działania. Bezpieczeństwo własnego terytorium, możliwość nieskrępowanego działania militarnego na całym świecie, karania jednych, nagradzania drugich. Polska wpisuje się w ten kurs. A więc nasi politycy podjęli bardzo ważną decyzję sytuującą Polskę po stronie silnego sojusznika, który chce być pełnym hegemonem. To jest konsekwencja ich marzeń o Polsce mocarstwowej, teraz już nie tylko prezydentowi łatwiej będzie udawać, że jesteśmy mocarstwem. Nie jestem pewien tylko, czy ten kurs wynika z rzeczywistej troski o nasze interesy narodowe, czy bardziej ze strachu przed rosnącą w siłę Rosją. Czy rządzący naszym krajem, jeśli rzeczywiście są przekonani, że tarcza antyrakietowa wzmocni nasze bezpieczeństwo, dokonali refleksji nad skutkami swoich działań.
– A czy tarcza nie zmienia sytuacji geopolitycznej Polski? Czy Polska będzie w USA traktowana na równi z Izraelem, Egiptem, Turcją, Pakistanem?
– Jeśli baza powstanie, to wzrośnie znaczenie Polski dla Stanów Zjednoczonych. Ale nie przesadzajmy – to nie będzie taka pozycja jak Izraela na Bliskim Wschodzie. Zbigniew Brzeziński niejednokrotnie przypominał, że sojusznikiem pierwszej klasy dla USA nie jesteśmy. I nie pomoże tu tromtadracja prezydenta czy meldowanie wykonania zadania przez prezydenta i premiera podczas ceremonii podpisywania umowy z USA.
– A czy nie jest tak, że instalacja tarczy trwale przekreśla tę możliwość, że znajdziemy się znów w orbicie wpływów Rosji? Teraz już wiadomo, że Rosja tu nie wróci…
– Po pierwsze, dobrze byłoby zapytać, czy Rosja chce tu wracać. Rosja może próbować wracać na obszar krajów członkowskich WNP, ale nie Polski. Przypisywanie Moskwie intencji na wyrost to są jakieś nasze kompleksy. Rosja ma inne problemy, rządzący tym wielkim państwem mało się interesują Polską. Przystąpienie Polski do NATO i Unii Europejskiej sprawiło, że na trwale wyszliśmy spod cienia Moskwy, lokując się – miejmy nadzieję, na trwałe – we wspólnocie atlantyckiej. Obyśmy tylko potrafili umacniać obie te struktury, a nie osłabiać je…

Szopka w kancelarii

– Skąd więc ten cały teatr podpisywania umowy o tarczy, ta szopka?
– Mamy dwóch kandydatów na prezydenta. Każdy chce pokazać, że coś dla Polski załatwił. Tu bardzo ciekawy jest kontekst całej sprawy. Jeśli wyrażamy zgodę na tarczę po krwawych wydarzeniach w Gruzji – „olimpijskiej” awanturze wywołanej przez prezydenta Saakaszwilego, a wykorzystanej bezlitośnie przez Rosję, taka jest prawda – to wyraźnie widać, jak ważny w całej sprawie jest kontekst antyrosyjski. Lech Kaczyński, Donald Tusk zauważyli, że wyniki badań opinii publicznej wskazują, iż wzrosło poparcie społeczne dla tarczy. Łatwo to wytłumaczyć, ludzie się boją wojny, wypędzeń, biedy; kto nie zna zawiłości sytuacji na Kaukazie, może sądzić, że tarcza jest elementem wzmacniania bezpieczeństwa Polski w kontekście agresywnych zachowań Rosji. Tak naprawdę Polacy boją się Rosji, a nie państw zbójeckich. To dlatego wzrosło poparcie społeczne dla tarczy po wydarzeniach w Gruzji. Przekonywali do tego prezydent, PiS, a także część działaczy PO starających się wygrywać antyrosyjskie nastawienia wielu Polaków. A więc sprawa tarczy była organizowana techniką PR na użytek wewnętrzny. PiS narzuciło PO sposób działania w sprawie tarczy, gdy rząd przyjął, po niedawnym odrzuceniu, ofertę amerykańską, zaczęła się licytacja na zasługi. Prezydent i premier ogłaszali swój sukces, wskazując, że doprowadził ich do niego ich patriotyzm. Sama ceremonia podpisywania umowy, w której udział wzięli dwaj czołowi dostojnicy naszego państwa i adwersarze zarazem, była żałosnym przykładem wzajemnego deprecjonowania swoich zasług. Zresztą to wszyscy widzieliśmy – jak się przepychali, kto stanie koło Condoleezzy Rice, jak się rwali do głosu. Jeden zna trochę angielski, więc chciał przemówić do ważnego gościa w jego języku, drugi śmiał się głośno z tego… Cała Polska, a także zainteresowana zagranica mogła oglądać w telewizji tę dziecinadę. Takich mamy polityków… Jakby za jakąś karę. Czyśmy na to zasłużyli?

Nie osłabiajmy Unii

– Czy tarcza wiąże nas mocniej z Zachodem?
– Na pewno mocniej nas wiąże z USA. Czy z całym Zachodem – to się okaże. Sytuacja na Zachodzie jest dynamiczna. Jeśli będzie słaba Unia Europejska, jeśli Unia nie przyjmie traktatu z Lizbony, jeśli tempo integracji spadnie, wtedy być może takie wiązanie się z USA będzie miało większe uzasadnienie. Ale, z drugiej strony, trzeba widzieć, że proamerykański kurs polskiej polityki zagranicznej nie służy wzmacnianiu integracji europejskiej. Obecna amerykańska administracja bardzo wyraźnie oddziałuje w tym celu, by tę integrację osłabić, np. forsując kandydaturę Turcji, swego bliskiego sojusznika, do Unii Europejskiej. Gołym okiem widać, że Turcja nie spełnia wielu bardzo ważnych kryteriów kopenhaskich, a Stany Zjednoczone uważają, że powinna być członkiem Unii. Bo im słabsza Unia, tym relatywnie silniejsze są Stany Zjednoczone. Unia przecież je goni, a gospodarczo już prześcignęła. NATO, chociaż na ostatnim szczycie w Bukareszcie w kwietniu br. poparło ideę tarczy antyrakietowej, nie jest jako całość zadowolone z polsko-amerykańskiej umowy. Świadczą o tym komentarze nadchodzące ze stolic zachodnioeuropejskich.
– A dla Polski jaka Unia Europejska jest lepsza?
– Silna. Im silniejsza, tym lepiej. Unia to jest nie tylko organizacja integracyjna, to typ wspólnoty ekonomicznej, prawnej, społecznej, są tam elementy wspólnej, jeszcze nie wspólnotowej, ale wspólnej, polityki zagranicznej, a także polityki obronnej. Jest to kompleksowy projekt integracji. Jeśli wejdzie w życie traktat z Lizbony, to Unia stanie się równocześnie sojuszem wojskowym, z casus foederis. Czyli z klauzulą podobną do art. 5 traktatu waszyngtońskiego.
– Natomiast NATO jest tylko sojuszem wojskowym.
– Tak, to system zbiorowej obrony 26 państw członkowskich. Tarcza zaś, to nawet nie jest projekt całego NATO, tylko jest to kwestia bilateralna, polsko-amerykańska. W polskiej polityce od początku transformacji była tendencja do bezwarunkowego przyjmowania ofert amerykańskich, popierania tamtejszych inicjatyw. Tutaj specjalnie nic nowego się nie stało, to logiczna konsekwencja pewnej wyraźnej tendencji w polityce polskiej. Tym razem rząd RP, będąc zakładnikiem swojej polityki wewnętrznej, umiejętnie tylko sprzedał swojemu społeczeństwu opinię, że był twardy, ostro negocjował, nie spieszył się i… ostatecznie dużo ugrał, podpisując umowę o tarczy.
– Jesteśmy dalej – tak jak pan mówił w marcowej rozmowie z „Przeglądem” – tanim sojusznikiem?
– Tak, tanim. Rząd Tuska mówił, że dużo wygra. To teraz popatrzmy, ile wygrał.
– Jedną baterię rakiet Patriot.
– I deklarację o wzmocnionej współpracy strategicznej. Ale za uzyskaną pomoc w modernizacji naszej armii musimy słono zapłacić. A jest jeszcze zasadnicze pytanie: po co to wszystko? Tu argumentów poza ogólnikami ani prezydent, ani premier nie przedstawili.

Ryszard Zięba – prof. dr hab. w Instytucie Stosunków Międzynarodowych Uniwersytetu Warszawskiego. Autor publikacji poświęconych polityce zagranicznej Polski, problematyce bezpieczeństwa międzynarodowego, Unii Europejskiej oraz teorii stosunków międzynarodowych.

 

Wydanie: 2008, 35/2008

Kategorie: Wywiady

Napisz komentarz

Odpowiedz na treść artykułu lub innych komentarzy