Przybywa internetowych doktorów – Rozmowa z dr Markiem Wrońskim

Wykryć plagiat nie jest łatwo, bo trzeba znać i pamiętać teksty, z których autor czerpie, nie podając oczywiście źródła zapożyczenia Rozmowa z dr Markiem Wrońskim, rzecznikiem rzetelności naukowej na Warszawskim Uniwersytecie Medycznym – Jaki był ostatni rok dla pana? – Pod względem odkrywania naukowych oszustw był to rok bardzo udany. Pojawiło się sporo spraw dowodzących nieuczciwości pracowników nauki, i to takich znaczniejszych. Dokonał się też przełom w traktowaniu tych przypadków przez Centralną Komisję ds. Stopni i Tytułów. Do tej pory uznawano, że nie można unieważnić nierzetelnych prac doktorskich i habilitacyjnych starszych niż 10-letnie ze względu na artykuły kodeksu postępowania administracyjnego. Teraz pod wpływem ujawnienia wielu takich oszustw, także dzięki moim artykułom w „Forum Akademickim”, sytuacja się odwróciła o 180 stopni. Ostatnio Centralna Komisja uznała, że stare, ale nierzetelnie uzyskane stopnie też można odbierać na podstawie ustawy o stopniach naukowych z 2003 r. To sprawia, że dziś już nawet plagiatorzy z lat 70. i 80. nie mogą spać spokojnie i cieszyć się bezkarnością. – Pańskie publikacje uderzają personalnie w wiele naukowych sław, czasem nawet w całe środowiska uczelniane. Rok wcześniej czuł się pan osobiście zagrożony, nie pozwalał np. publikować swoich zdjęć. Teraz obok wywiadów z panem nawet w ogólnopolskich dziennikach pojawia się zawsze fotografia. – Nie mam nad tym żadnej kontroli. Wygłaszam wiele wykładów dla studentów, dla pracowników nauki i nierzadko pojawiają się tam dziennikarze. Ryzyko, że teraz ktoś, kogo interesy są zagrożone, „przyłoży mi”, istnieje, ale znacznie poważniejszym kłopotem jest szalony opór, który muszę pokonywać, starając się dotrzeć do uczelnianych dokumentów dotyczących kantów naukowych. Ostatnio wytoczyłem proces minister zdrowia, ponieważ odmówiła mi dostępu do opinii rzecznika dyscyplinarnego ministra w sprawie rektora wrocławskiej akademii medycznej, prof. Ryszarda Andrzejaka, motywując to ochroną prywatności pana rektora. Sprawę w I instancji wygrałem, Sąd Rejonowy dla Warszawy-Śródmieście nakazał pani minister udostępnienie dokumentów, ale złożyła teraz apelację do sądu okręgowego, motywując to tym, że plagiat pracy habilitacyjnej obecnego rektora sprzed 14 lat nie dotyczy okresu pełnienia funkcji rektora i jest jego sprawą prywatną! Dostęp do informacji publicznej dla dziennikarza, ponieważ w takiej roli występuję, badając przypadki patologii w nauce, jest znacznie utrudniony. Muszę więc niekiedy dochodzić swoich ustawowych praw przed sądem. Opłata sądowa za taki pozew „na prywatność plagiatora” nie jest wysoka. To tylko 30 zł, ale zanim dojdzie do posiedzenia sądu, mija pół roku, potem następuje odwołanie i gdy wreszcie otrzymuję potrzebne informacje, mija rok. Być może instytucje chroniące kanciarzy liczą na to, że sprawa, która straciła na aktualności, zostanie zapomniana i przestanę walczyć o dokumenty, do których prasa ma konstytucjonalnie zapewniony pełny dostęp. – A jednak twierdzi pan, że nastąpił przełom. – Tak. Ja jestem obserwatorem i publicystą, ale działają przecież odpowiednie ciała, które reagują na sygnały o plagiatach. Doszło do tego, że Prezydium Centralnej Komisji zdecydowało się nawet odebrać pracę habilitacyjną sprzed 14 lat prof. Mirosława Krajewskiego, byłego posła Samoobrony. Jego monografia habilitacyjna była oparta na książce ks. Czesława Lissowskiego z 1938 r. o powstaniu styczniowym. Habilitacja prof. Krajewskiego dotyczyła tego samego tematu, a jej autor powoływał się też na archiwa, których jednak częściowo już nie było. Zostały zniszczone podczas wojny, dlatego miał do nich wcześniej dostęp jedynie ks. Lissowski. Prof. Krajewskiemu zarzucono też liczne zapożyczenia tekstowe, co naruszyło dobre obyczaje naukowe. Prof. Krajewski zaskarżył decyzję Centralnej Komisji do Wojewódzkiego Sądu Administracyjnego w Warszawie, jednak niezależnie od tego, jaki będzie wyrok, sprawa ta trafiła na tory prawne, z których nie będzie łatwo jej strącić. Nawet jeśli WSA uchyli decyzję Centralnej Komisji z powodu naruszenia prawa, to jednocześnie wskaże, jak błąd powinien zostać naprawiony, i odeśle do ponownego procedowania. Spowoduje to wznowienie procedury na Wydziale Historycznym UMK, który będzie musiał powołać czterech nowych recenzentów, aby przewód habilitacyjny prof. Krajewskiego został powtórzony. Takie przypadki mogą stanowić ostrzeżenie dla innych, którzy dążą do awansu naukowego na skróty. – Czy obserwuje pan spadek poziomu prac naukowych i rzetelności ich powstawania na wyższych