Bagdad pójdzie własną drogą?

Bagdad pójdzie własną drogą?

TOPSHOT - Iraqi Kurds vote in early parliamentary elections at a polling station in Arbil, the capital of the Kurdish autonomous region in northern Iraq, on October 10, 2021. - Iraqis headed to the polls today for an early election billed as a concession to anti-government protests but expected to be boycotted by many voters who distrust official promises of reform. (Photo by SAFIN HAMED / AFP)

Wybory parlamentarne w Iraku wygrali nacjonaliści domagający się ograniczenia wpływów amerykańskich i irańskich Irakijczycy poszli do urn po raz piąty od amerykańskiej inwazji, która w 2003 r. obaliła reżim Saddama Husajna, dyktatora, który rządził krajem nieprzerwanie przez 24 lata. Obalenie sunnickiego reżimu Saddama sprawiło, że władzę w Iraku przejęła szyicka większość, stanowiąca 69% mieszkańców kraju. Aż do tego momentu szyici byli marginalizowani przez politykę rządzącej od 1963 r. panarabskiej i nacjonalistycznej partii Baas. Odzyskanie władzy przez większość nie przyczyniło się jednak do zjednoczenia szyitów. Kiedy 10 października z lokali wyborczych Irakijczycy wychodzili z palcami umoczonymi w niebieskim atramencie na dowód oddania głosu, jasne było, że społeczeństwo jest mocno podzielone, a jedną z linii podziału są nie tylko proamerykańskie sympatie, lecz także wpływy sąsiedniego Iranu. O głębokim podziale społeczeństwa świadczy też ogrom zarejestrowanych partii politycznych. Według danych Centralnej Komisji Wyborczej w kraju jest już niemal 300 ugrupowań reprezentujących interesy rozmaitych środowisk. Demonstracje niezadowolonych Nie wszyscy jednak mają na kogo głosować. W październiku 2019 r. Irakijczycy wyszli na ulice Bagdadu, domagając się wymiany nie tylko rządu, ale całej klasy politycznej. Protestowali przeciw wszechobecnej korupcji, trudnemu dostępowi do dobrej jakości podstawowych usług czy zbyt małej liczbie miejsc pracy, winą za to obarczając polityków. Demonstracje szybko rozlały się na południowe prowincje kraju, a na spotkanie z nimi rząd wysłał siły porządkowe i wspierane przez Iran milicje. W wyniku ich interwencji straciło życie co najmniej 600 osób, a 30 tys. zostało rannych. Protestujący odnieśli jednak częściowy sukces, bo już w listopadzie 2019 r. do dymisji podał się premier Abdul Mahdi. Po kilku miesiącach zastąpił go urzędujący dzisiaj Mustafa Al-Kazimi, który od razu obiecał przyśpieszenie wyborów i reformę prawa wyborczego. Kraj podzielono na 83 okręgi wyborcze, a każdemu obywatelowi przyznano prawo do oddania głosu na jednego kandydata, co oznaczało rezygnację z obowiązujących wcześniej głosów przechodnich. Przesunięcie wyborów na rok 2021 podzieliło jednak protestujących. Część z nich do samego końca uważała, że głosowanie należy zbojkotować, gdyż start w wyborach zapowiedzieli ci sami ludzie, których protestujący obwiniali o dramatyczną sytuację w kraju. Mimo zachęty ze strony rządzących i licznych duchownych zachodziła obawa, że frekwencja będzie rekordowo niska. Jeszcze w wyborczą niedzielę potwierdziła to Centralna Komisja Wyborcza, podając w komunikacie, że głos do urny wrzuciło ledwie 41% uprawnionych 25 mln obywateli. Niska frekwencja mogłaby oznaczać, że opozycja będzie podważać legitymację zbudowanej ze zwycięzców koalicji rządzącej. Okazało się jednak, że komisja wyborcza nie wywiązała się z nałożonego na nią obowiązku opublikowania ostatecznych wyników w ciągu doby od zamknięcia lokali. Ostatecznie po kilku dniach podano, że głos oddało 43% Irakijczyków, co jednak było wynikiem o 1,5% niższym niż w 2018 r. Zwyciężył październik Dla Muktady as-Sadra, szyickiego duchownego i lidera Ruchu Sadrystowskiego, wybory okazały się jednak powodem do radości. Jego nacjonalistyczne ugrupowanie, które w swoim programie domaga się ograniczenia wpływów zarówno irańskich, jak i amerykańskich, zdobyło 73 mandaty, poprawiając swój wynik z poprzednich wyborów o 19 miejsc w parlamencie. Tak dobry rezultat as-Sadr może z pewnością zawdzięczać kampanijnej obietnicy walki z korupcją, choć niektórzy mogą mu wytknąć, że jego własna milicja wspierała rząd podczas ogólnokrajowych protestów. To właśnie sadryści będą głównymi rozgrywającymi w rozpoczynającej się koalicyjnej rozgrywce. Ich głosy mogą zadecydować w przyszłym roku o wyborze prezydenta i zatwierdzeniu premiera, nawet jeśli oznaczałoby to przedłużenie kadencji obecnego. Bo choć Mustafa Al-Kazimi nie startował w wyborach, to wciąż parlament właśnie jemu może powierzyć misję zbudowania rządu. W przeszłości jednak budowa koalicji często trwała całymi miesiącami, trudno więc się spodziewać, by najbliższych dniach doszło do porozumienia. Sadrystom, jako druga siła w parlamencie, będzie towarzyszył sunnicki blok Takaddum (arab. Postęp), którego liderem jest obecny przewodniczący parlamentu Mohammed Halbusi. Udało mu się zdobyć 38 mandatów, korzystając przede wszystkim ze swojej tradycyjnie silnej pozycji w największej terytorialnie prowincji Anbar. Po piętach depcze mu były premier Nuri Al-Maliki, którego szyickie Państwo Prawa poprawiło wynik z poprzednich wyborów, wchodząc do Rady Reprezentantów z 35 posłami. Wprowadzenie większej

Ten artykuł przeczytasz do końca tylko z aktywną subskrypcją cyfrową.
Aby uzyskać dostęp, należy zakupić jeden z dostępnych pakietów:
Dostęp na 1 miesiąc do archiwum Przeglądu lub Dostęp na 12 miesięcy do archiwum Przeglądu
Porównaj dostępne pakiety
Wydanie: 2021, 44/2021

Kategorie: Świat