Bal na Titanicu

Bal na Titanicu

Czy media gorsze muszą wypierać media lepsze, te na poziomie? Zdziwiłby się ten, kto sądzi, że zorganizowana przez PiS debata ekonomistów czy prof. Piotr Gliński w roli premiera in spe to sprawy, które ostatnio przyciągnęły największą uwagę mediów. Z analizy PRESS-SERVICE Monitoring Mediów wynika, że oba te polityczne fakty przebił ślub Aleksandry Kwaśniewskiej z artystą Kubą Badachem, o którym pisano aż 487 razy, czyli niemal dwa razy częściej niż o serialowej „śmierci w kartonach” Hanki Mostowiak z „M jak miłość”. Bo dziś to nie konflikty międzynarodowe, kryzysy gospodarcze lub ważne wydarzenia polityczne przyciągają uwagę dziennikarzy. Czy jest to ostateczny dowód na upadek polskich mediów? Chcemy się bawić Spadającą od lat sprzedaż gazet i tygodników opinii najczęściej tłumaczy się rosnącą konkurencją ze strony mediów elektronicznych, które szybciej docierają z informacją do odbiorców. Wskazuje się też na popularność tabloidów, oferujących czytelnikom niewybredne treści. Okazuje się, że nie tylko Polacy wolą, by nie zawracano im głowy nie zawsze zrozumiałymi problemami tego świata. W ostatnich latach znacząco też obniżył się poziom debaty publicznej. Politycy odkryli, że skandalizujące wypowiedzi i zachowania przekładają się na ich obecność w mediach, a to z kolei może się przełożyć na głosy wyborców. Dziś, by zdobyć popularność, nie trzeba wiedzy, talentu ani charyzmy. Wystarczy tupet i pomysły na kolejne eventy, które będą mogli obsłużyć dziennikarze. Lecz nie dziwmy się. Ludzie chcą się bawić. A polityka obchodzi ich tylko wtedy, gdy bezpośrednio ich dotyka. Na początku lat 90. XX w. wśród medioznawców karierę zrobił termin infotainment. To zbitka angielskich słów information (informacja) i entertainment (rozrywka) opisująca sposób przekazywania informacji, w którym oba te elementy zlały się w jedno. O ile wśród właścicieli mediów nowe zjawisko przyjęto z entuzjazmem, o tyle wśród dziennikarzy termin ten stał się synonimem zawodowej degradacji, pogoni za sensacją, powierzchownego traktowania problemów. Zauważono też, że zgodnie z prawem Kopernika-Greshama zła moneta zaczyna wypierać dobrą. W redakcjach – jak nigdy dotąd – zaczęła się liczyć pogoń za sensacją, co w połączeniu z cięciami budżetowymi i zatrudnianiem młodych, niewykształconych osób musiało odbić się na poziomie publikacji. Procesy te w sposób szczególny dotknęły polskie media. Choć dziś, gdy zagrożony jest byt wielu redakcji, coraz częściej słychać pytanie: co dalej robić? Właściciele koncernów medialnych nadal wierzą, że utrzymanie widzów i czytelników wymaga zrezygnowania z wnikliwych analiz i powagi na rzecz rozrywki. Nadal tną koszty i zatrudniają stażystów. Przy czym nikt nie zawraca sobie głowy tym, że obniżanie poziomu, a co gorsza podważanie wiarygodności redakcji, odbije się nie tylko na wynikach finansowych. To nie przypadek, lecz znak czasów, że Jon Stewart, amerykański komik, producent i gospodarz programu telewizyjnego „The Daily Show”, jest traktowany jak gwiazda, wzór do naśladowania i pierwszorzędne źródło informacji, choć jego program to zwykły show. Standard wyznaczony przez Stewarta okazał się tak zaraźliwy, że dziś, oglądając wiadomości telewizyjne lub programy publicystyczne, trudno czasem się zorientować, co jest prawdą, a co żartem. Zwłaszcza gdy goście zaproszeni do studia zaczynają obrzucać się błotem. W polskich warunkach pogoń za coraz niższym poziomem przekazu okazała się zabójcza dla mediów głównego nurtu. Wystarczy spojrzeć na systematycznie spadającą sprzedaż „Gazety Wyborczej”, „Rzeczpospolitej” czy kłopoty „Przekroju”. W latach 90. ktoś taki jak Kuba Wojewódzki nie mógłby liczyć na stałą kolumnę w „Polityce”, a dziś nikogo to nie dziwi. Tak jak nie dziwią kolejne skandaliczne wypowiedzi i zachowania gwiazdora. Przeciwnie, można odnieść wrażenie, że po każdej takiej akcji jego wartość na rynku rośnie. W debacie na temat kondycji mediów oliwy do ognia dolał ostatnio Grzegorz Miecugow, gospodarz programu „Szkło Kontaktowe” w TVN 24, który w wywiadzie dla „Gazety Wyborczej” oświadczył: „Dziś największą słabością mediów jest odbiorca. Gdy mówimy o tabloidyzacji mediów, to mówimy właśnie o tabloidyzacji odbiorców. Na rynku nie można abstrahować od tego, czego chce widz”. Tylko że to media wpierw przyzwyczaiły widza do tego, że schlebiają niskim gustom i poświęcają więcej uwagi wyczynom celebrytów znanych z tego, że są znani, niż wyjaśnianiu poważnych kwestii. Dobrym przykładem odejścia polskich mediów

Ten artykuł przeczytasz do końca tylko z aktywną subskrypcją cyfrową.
Aby uzyskać dostęp, należy zakupić jeden z dostępnych pakietów:
Dostęp na 1 miesiąc do archiwum Przeglądu lub Dostęp na 12 miesięcy do archiwum Przeglądu
Porównaj dostępne pakiety
Wydanie: 2012, 41/2012

Kategorie: Media