Barbarzyńcy czy złodzieje
Platforma-Samoobrona: wojna na słowa Zapowiada się, że będziemy świadkami pojedynku „barbarzyńców” i „złodziei”, jak o sobie nawzajem mówią liderzy Platformy Obywatelskiej i Samoobrony. – Przeciętny Polak widzi, kto przez te 14 lat rządził, jak rządził, co sprzedał i co ma z tego zwykły obywatel – grozi Andrzej Lepper. – Albo Samoobrona, albo my! – woła buńczucznie Zyta Gilowska. – Idziemy na bój z Samoobroną, bo tak definiujemy nowe zagrożenie, które stoi przed Polską – precyzuje Jan Rokita. – Biorą się za łeb – komentuje przeciętny Kowalski. Dlaczego? Jakie będą tego konsekwencje – dla wyborców, reszty politycznej sceny oraz dla samej Samoobrony i Platformy? Czy przypadkiem obie partie nie pospieszyły się z rozpoczęciem przedwyborczej walki? Do wyborów przecież jeszcze półtora roku. Czy w śmiertelnym zwarciu – jakie deklarują – obu ugrupowań nie dopadnie zabójcza zadyszka? Te pytania zadaliśmy socjologom, politologom i specjalistom od marketingu politycznego. I oczywiście samym politykom. Wysłuchaliśmy ich wypowiedzi i jednego jesteśmy pewni – będzie ciekawie… Jeden strzał, dwa cele – PO ma tyle głosów, co PiS i LPR. A kreuje się na mocarza, który stanie na drodze Samoobrony. Widać z tego jasno, że Platformie bąbelki sondażowe mocno uderzyły do głowy – ocenił Ludwik Dorn w „Tygodniku Politycznym Jedynki”. Tyle opinia polityka. Zdaniem pozbawionych złośliwości socjologów, PO wypowiedziała wojnę Samoobronie, w momencie gdy uświadomiła sobie, że wyczerpał się jej potencjał wyborczy. A na razie nie ma innego pomysłu, jak przyciągnąć kolejne głosy. Jej politycy najwyraźniej przy tym sądzili, że w ten sposób partia zawalczy o elektorat zarówno na prawicy, jak i na lewicy. – Platforma Obywatelska liczyła, że w ten sposób zyska podwójnie i jednym strzałem zdobędzie dwa cele – twierdzi prof. Mirosław Karwat, politolog z UW. – Daje bowiem sygnał sympatykom SLD, którzy odchodzą z Sojuszu, ale nie idą do Samoobrony, że mogą się schronić w PO. Jednocześnie ugrupowanie Rokity daje do zrozumienia partiom prawicowym, że PO jest jedyną siłą, która walczy z tym zagrożeniem, jakim jest postkomunistyczna Samoobrona. – Bo tak naprawdę, chociaż publicznie nie pada ani jedno słowo o PiS, jest to ciąg dalszy rywalizacji z ugrupowaniem Kaczyńskich – dodaje prof. Karwat. – Wymowa jest bowiem taka, że PiS nic nie robi, czeka bezradnie, podczas gdy PO walczy. Partie programowo bezprogramowe Wytoczenie retoryki wojennej skłoniło do pytania, czy PO nie chce po prostu uniknąć dyskusji o programach. O tym, że Samoobrona jest ugrupowaniem bez koncepcji na przyszłość, zdobywającym punkty tylko dzięki krytyce tego, co robią inni, mówi się już od dawna. Ale od pewnego czasu to samo zaczęto wytykać PO, uważanej za partię z wizją naprawy państwa. – Zarówno PO, jak i Samoobrona są w tej chwili nieprzygotowane do objęcia rządów i na swój sposób mało odpowiedzialne – ocenia prof. Tadeusz Kowalik z Instytutu Nauk Ekonomicznych PAN. – PO jest partią gwiazdora Rokity. Ma wzrastający problem Piskorskiego i Olechowskiego. Poza tym ostatnim i zużytym już politycznie Lewandowskim nie mają ekonomistów. Gilowska wystartowała obiecująco. Teraz jej wypowiedzi i postulaty nie są bardziej wyważone niż Leppera. Na to ubóstwo programowe obu partii wskazują nie tylko ekonomiści i koledzy z konkurencyjnych ugrupowań – widzą je także socjologowie. – Program Samoobrony jest dobrze napisany, ale w wielu punktach mało realistyczny. Z Platformą jest jeszcze gorzej – tam takich dokumentów po prostu nie ma. I to jest bardzo dziwne, zważywszy że w PO mamy wybitne osobowości życia politycznego, doświadczone w rządzeniu, które mówią ciekawe rzeczy i wiele mogłyby zrobić – mówił w „Tygodniku Politycznym Jedynki” prof. Wojciech Łukawski z Wydziału Nauk Politycznych UW. Głębokie podłoże konfliktu Starcie między Samoobroną i Platformą ma także inne, niż doraźne korzyści polityczne, podłoże. I jako takie zdaje się być nieuniknione. To konflikt między elitą, ludźmi wykształconymi, „lepszymi” a „niedouczonym motłochem”, biedakami, ludźmi mniej wartościowym. Działacze Samoobrony skwapliwie zresztą podkreślają, że ich ugrupowanie znalazło się wprawdzie w Sejmie, ale jest bojkotowane, niezapraszane na salony, nienależące do „politycznej sitwy”. Przy takim postawieniu sprawy Andrzej Lepper może liczyć na większe zrozumienie, a nawet sympatię. – Lepper dostarczył ludziom przegranym w transformacji jakąś teorię wyjaśniającą









