Będzie dużo bólu

Będzie dużo bólu

Fali ujawniania teczek nie powstrzymamy, ale cały proces lustracji może przebiegać tak jak dotychczas Prof. Leon Kieres, prezes Instytutu Pamięci Narodowej – Panie profesorze, mamy falę dzikich lustracji. W Krakowie Zbigniew Fijak zapowiada ujawnienie list agentów SB na Uniwersytecie Jagiellońskim i w „Tygodniku Powszechnym”, w Lublinie ujawnieniem agentów na KUL grozi Ryszard Bender. Pan zaczyna odgrywać rolę strażaka – ustalił pan z rektorem UJ, że teczkami zajmie się zespół historyków, a nie fundacja. Ugasił pan pożar? – W sprawie krakowskiej uzgodniłem z rektorem UJ, że historycy tej uczelni zbadają stopień inwigilacji środowiska akademickiego. Pana Fijaka w tym gronie nie ma, wycofał się. Ustaliliśmy też, że w przypadku „Tygodnika Powszechnego” pracę będzie prowadził IPN. W sprawie KUL udostępnimy dokumenty zespołowi, który powołał abp Józef Życiński. Nie wyklucza to dostępu do tych dokumentów innych badaczy. Mam nadzieję, że wszystko odbędzie się w sposób profesjonalny, z zachowaniem maksymalnej ostrożności. – Czyli fali ujawniania teczek nie da się już powstrzymać? – Już nie. W tej chwili możemy tylko jedno – zachować szczególną ostrożność. Tak jak w przypadku jednego z prawicowych posłów. Z sześciu agentów, których znalazł w swojej teczce, ujawniliśmy jednego. Pozostałych pięciu nie, bo jeszcze nie jesteśmy w stu procentach pewni ich nazwisk. A ustawa zobowiązuje nas do tego, byśmy stwierdzali jednoznacznie. – A czy falę ujawniania zawartości teczek może powstrzymać prozaiczny fakt, że znaczna część dokumentów jest nieuporządkowana? Ile potrzeba czasu, by IPN opracował wszystkie akta? – Andrzej Friszke mówi o dziesięciu latach. Myślę, że tyle czasu przy dzisiejszych środkach może nam zająć porządkowanie i ewidencjowanie 80 km akt, które mamy. – To stąd te niespodzianki z nagle odnalezionymi dokumentami? – Wiele dokumentów ciągle odnajduje się przypadkowo. W ubiegłym roku otrzymałem od prof. Sulei, dyrektora oddziału IPN we Wrocławiu, zdjęcie z alternatywnego pochodu pierwszomajowego z 1968 r. Profesor zapytał mnie, czy poznaję człowieka na fotografii. To byłem ja. Mamy dziesiątki tysięcy podobnych zdjęć, nieuporządkowanych, zalegających w wielkich pudłach. Moje odnalazło się, bo prof. Suleja pisał książkę na temat marca ’68 i szukał materiałów ilustracyjnych. Wciąż poruszamy się po tych 80 km dokumentów z dużymi trudnościami. Przejęliśmy je w 2000 r. To były dokumenty ze służb, a także z archiwów państwowych, policji, straży granicznej i więziennictwa. Wtedy przyjęliśmy zasadę, że bierzemy wszystko, co jest. Wstępnie opisujemy, pakujemy do pudeł i plombujemy pieczęciami lakowymi. Teraz stopniowo te pudła otwieramy. – Jak w tych 80 km materiałów się nie pogubić? – Pierwszym źródłem informacji o tym, co się znajduje w IPN, są kartoteki. Jeśli więc ktoś chce odnaleźć dokument, zaczyna od szukania w kartotekach, swoistych kartach katalogowych, pokazujących, na której półce stoją materiały dotyczące danego człowieka i czy w ogóle są. Ale oczywiście w kartach są też braki. Szukamy wobec tego poprzez SOR, Sprawy Operacyjnego Rozpoznania, czyli teczki tematyczne, obiektowe. Na dokumenty naprowadzają nas również sami pokrzywdzeni. W formularzu zgłoszeniowym, który dostępny jest w Internecie, prosimy wnioskodawcę, by podawał niektóre fakty ze swojego życia. Jednym z ważnych źródeł informacji o agenturze są także akta paszportowe, przy których znajdują się adnotacje SB. Te akta nie były niszczone. Są więc źródłem, które co prawda nie rozstrzyga o tym, czy ktoś współpracował, ale pozwala wyrobić określony pogląd. – A jaki jest pana pogląd w innej głośnej sprawie – teczki agenta o pseudonimie „Nowak”, przypisywanej Małgorzacie Niezabitowskiej? – Dokumenty w tej sprawie zostały przekazane nam w 2001 i 2002 r. Czas wycieku tych informacji potwierdza, że wcześniej w ogóle nimi się nie interesowaliśmy. Dzisiaj oczywiście wiem, co to za dokumenty. Dotarłem do nich dwa dni po publikacji w „Rzeczpospolitej” artykułu o Małgorzacie Niezabitowskiej. – Nie wcześniej? – Wcześniej dochodziły do mnie pewne pogłoski. Paweł Machcewicz, dyrektor naszego Biura Edukacji Publicznej, sygnalizował mi, że Małgorzata Niezbitowska chce wejść w skład stowarzyszenia, które miałoby wspomagać IPN. Powiedział wprost: proszę uważać, bo z Gdańska docierają do nas informacje, od Krzysztofa Wyszkowskiego, że… – Jakie są dowody w jej sprawie? – Mamy cztery źródła informacji. To już nie tylko teczka i mikrofilm. Są również dzienniki, mamy SOR gdański i jeszcze

Ten artykuł przeczytasz do końca tylko z aktywną subskrypcją cyfrową.
Aby uzyskać dostęp, należy zakupić jeden z dostępnych pakietów:
Dostęp na 1 miesiąc do archiwum Przeglądu lub Dostęp na 12 miesięcy do archiwum Przeglądu
Porównaj dostępne pakiety
Wydanie: 03/2005, 2005

Kategorie: Wywiady