W finale konkursu chopinowskiego zostali już tylko najlepsi? Środowa decyzja jurorów dokonała zdecydowanego przegrupowania w gronie uczestników, co dało pożywkę licznym komentarzom. Na tym polu na czoło wysunęli się niestrudzeni „jeźdźcy Apokalipsy”, codziennie o godzinie 23 zasiadający przed mikrofonami Programu II Polskiego Radia i dający upust swym temperamentom. Na ich tle redaktorzy konkursowej gazetki codziennej „Chopin Express” to grono łagodnych baranków, którzy wypunktowują głównie to, co w występach uczestników konkursu było najbardziej udane i piękne. Może to wynik składu tej dwujęzycznej, polsko-angielskiej redakcji, bo pracują tutaj osoby przestrzegające zachodnich standardów recenzenckiego fachu. Niedawno dołączył do nich przybyły wprost z Londynu John Allison, komentator muzyczny „The Sunday Telegraph”, łączący w sobie muzyczną fachowość, wstrzemięźliwość w ocenach i zamiłowanie do muzyki polskiej. Wśród zagranicznych autorów „Chopin Express” jest również Brytyjka Emma Baker, prócz stałych komentarzy w gazetce prowadząca blog, który można znaleźć na stronach prestiżowego czasopisma muzycznego „Gramophone”. Ekipa radiowa jest jednak pod względem ostrości spojrzenia o wiele wyrazistsza, niekiedy bezlitosna, a przez to ciekawsza. Widać zasłuchała się w pamiętnych komentarzach Kuby Wojewódzkiego z piosenkarskich turniejów telewizyjnych. W Programie II grę pianistów komentują trzej mężczyźni: Marcin Majchrowski, Kacper Miklaszewski i Marek Dyżewski oraz Małgorzata Pęcińska, która jednak nie łagodzi obyczajów kolegów. Już po zakończeniu I etapu przesłuchań grupa „jeźdźców Apokalipsy” dokonywała samosądu na konkursowym jury, wytykając mu kompletną głuchotę. Zdaniem radiowych harcowników co najmniej cztery osoby zostały niesłusznie dopuszczone do dalszych przesłuchań, cztery inne zaś niesłusznie odrzucono. Swoją tezę dziennikarze popierali przykładami wykonań tych samych utworów: X grał tak bardzo źle etiudę, a został dopuszczony, Y zaś grał beznadziejnie, niech państwo posłuchają, a znalazł się w II etapie. Była to bardzo pouczająca lekcja, pozwalała bowiem zagłębić się w szczegóły nagrań muzycznych, rozłożyć je na czynniki pierwsze, choć czasami nasi krytycy sami sobie przeczyli. Prezentując nagranie Koreańczyka o nazwisku Kim, wmawiali, że grał świetnie, bez powodu hamując i przyśpieszając tempo, natomiast w przypadku innego pianisty takie nielogiczne rubato uznali za kompromitującą wadę. Także po II etapie radiowi komentatorzy nie byli zadowoleni z wypadnięcia niektórych pianistów, a przejścia do III tury kilku ich zdaniem słabszych. Szkoda, że odpadli „murowani” kandydaci do finału – Jacek Kortus i Yuma Osaki, którzy już byli w finale pięć lat temu. Zgiń i nie graj więcej! Kiedy „jeźdźcy Apokalipsy” zaczęli komentować przesłuchania II etapu, stali się jeszcze bardziej krytyczni i bezwzględni w ocenach. Posuwali się nawet do sugerowania „najwyższego wymiaru kary” dla, ich zdaniem, muzycznych miernot. Rozprawa z młodymi pianistami przebiegała zwykle według tego samego schematu. Marcin Majchrowski inicjował dyskusję, mówiąc, że dany pianista srodze go rozczarował. Potem argumentów, że było źle, dostarczali Małgorzata Pęcińska i Kacper Miklaszewski, a na zakończenie zebrani przed mikrofonem oddawali głos Markowi Dyżewskiemu, który ponoć jako jedyny słuchał Fryderyka Chopina „na żywo” i przeprowadzał z nim długie dysputy filozoficzne. Na początku zatem podniecenie krytyków łagodnie wzrastało, w końcówce zaś doznawali zbiorowej ekstazy. W efekcie jeden z Rosjan, który zdaniem „jeźdźców” okazał się patałachem, zasługiwał wyłącznie na śmierć. Zostało to wypowiedziane dosyć kulturalnie. Dyżewski zapytał, ile lat ma pianista, a gdy w odpowiedzi usłyszał, że 26, skwitował to niby-dowcipem, że tyle życia to aż nadto, bo słynny kompozytor włoski Giovanni Pergolesi w tym wieku już umierał. Po takich ekscesach uczestnicy audycji zwykle zabezpieczali się przed zgorszeniem słuchaczy, oświadczając, że nie mają zamiaru specjalnie dopiekać uczestnikom konkursu, jedynie mówią, jak ci naprawdę grali, choć z pewnością każdy chciał pokazać się z jak najlepszej strony. I że popierają wszystkich młodych pianistów i życzą im pomyślnej kariery. Pedały szkodzą Z komentarzy radiowych można wszelako sporo się dowiedzieć o szczegółach pianistycznej kuchni, m.in. o tym, że artyści mają wypróbowany sposób na ukrycie błędów. Służą temu fortepianowe pedały. Gdy się wciśnie nogą prawy, zdejmuje się tłumiki z wszystkich strun i można, grając na zupełnie dowolnych klawiszach, ukryć ewidentne błędy, bo wcześniej uruchomione struny zagłuszają te nowe i powstaje ogólny dźwiękowy miszmasz. Oczywiście można pedału używać
Tagi:
Bronisław Tumiłowicz









