Bieszczady pod młotek

Bieszczady pod młotek

Rozpoczęło się wielkie wykupywanie bieszczadzkich odłogów – Warszawka bierze się za zagospodarowywanie bieszczadzkich odłogów – mówią w Lesku. Kiedy Polska wejdzie do Unii Europejskiej, ich ceny podskoczą i będzie można zarobić prawdziwe pieniądze. Stanisław Skalski, tamtejszy geodeta powiatowy, zaprzecza: – Może istnieją nieliczne przypadki, ale ja o nich nie wiem, bo transakcje mogły być prowadzone przez zaufanego człowieka. Faktem jest natomiast, że od około dwóch lat run na tę ziemię rośnie. – Na naszym terenie również żadna ze znanych osób nie nabyła gruntów, zwłaszcza w Krościenku, przy przejściu granicznym. Upadająca spółdzielnia Nowe Życie, założona przed laty przez Greków, wyzbywała się niedużych, najwyżej dziesięciohektarowych działek. Cena była atrakcyjna, nabyli je ludzie średnio zamożni ze Śląska i centralnej Polski – mówi Irena Krzywowiąza, kierownik Wydziału Geodezji w Starostwie Powiatowym w Ustrzykach Dolnych. – Chętnie widzielibyśmy bogatszych, żeby stworzyli nowe miejsca pracy. Pojawił się, co prawda, obywatel Belgii, ale szybko zniknął, nie płacąc nawet za pomiary geodezyjne. Teren prywatny, wstęp wzbroniony Bieszczadzka rzeczywistość jest inna, niż wynika to z map i katastrów. Złośliwi mówią, że pierwszą decyzją utworzonego na mocy reformy administracyjnej starostwa w Ustrzykach było przekwalifikowanie stoków dwóch pięknych gór – Laworty i Gromadzenia – z kategorii „lasy” na „tereny rolnicze”. Zupełnie „przypadkowo” po drugiej stronie Ustrzyk stanął tartak. – Nowo powstałe pola uprawne należało „odkrzaczyć”, więc zakład drzewny pracował pełną parą, dopóki starczyło surowca – mówi jego były pracownik. W prywatnych rękach znajdują się już całe wsie: Tyskowa i Liskowate, Radziejowa, Rabe, Czarna Górna i Czarna Dolna, Bystre leżące na styku z Ukrainą, gdzie planowana jest budowa nowego przejścia granicznego, Żernica Górna, Żernica Dolna, Stężnica, Sokołowa Wola i inne. Mieszkańcy Dwerniczka tylko domyślają się, czyją własnością jest skryta za ogrodzeniem ogromna, stylowa willa i obiekty jej towarzyszące: dom zarządcy, basen kąpielowy i inne. Nikomu z miejscowych nie udało się, niestety, zobaczyć stadniny koni z krytą ujeżdżalnią w Czarnej Dolnej ani obejrzeć eksponatów w prywatnym muzeum łowiectwa. Za to właściciela, byłego ministra, znają tu wszyscy. – Gdy zamówił się na wizytę u wójta, zajechał pod urząd bryczką zaprzężoną w dwa gniade konie, ubrany w kowbojski kapelusz i buty z ostrogami – opowiada Aleksandra Brukała. – Wójt był z początku zadowolony, bo bogaty przedsiębiorca kupił i wydzierżawił ponad 800 ha ziemi, wyremontował zdewastowane obiekty byłego Igloopolu i dał pracę kilkunastu osobom. Miejscowi od początku jednak nie wierzyli w eksperyment z hodowlą nowej rasy krów; nie potrafiąc wymówić francuskiej nazwy, przezwali je limuzynami i drwili, że takim autem w Bieszczadach nie pojeździsz. Witold M., który kupił 62 hektary w Hulskiem w gminie Lutowiska, na terenie bezpośrednio przylegającym do Bieszczadzkiego Parku Narodowego, również nie zdobył sympatii sąsiadów. – Sadzi brukiew, ziemniaki, sieje nawet zboża, ale tylko na przynętę dla zwierzyny z parku – mówią. W styczniu wilki rozwłóczyły padlinę po polach, trudno zetrzeć ze śniegu takie krwawe ślady. Nie jest tajemnicą, że poluje również z użyciem szperaczy – silnych reflektorów punktowych oślepiających zwierzynę. 57 hektarów w Olchowcu posiada firma Analko z Warszawy. Jej prezes, Zbigniew Kozuba, oficjalnie twierdzi, że wkładanie pieniędzy w Bieszczady jest ryzykowne: – Przedsiębiorcy z centralnej Polski boją się, panuje opinia, że wokół można zobaczyć tylko pijaków, sławojki, brud i ubóstwo. Biznesmeni i osoby publiczne chętniej inwestują na Mazurach. Mimo tej opinii na 12 ha ma powstać wioska turystyczna, zbudowana według tradycji architektury bojkowskiej, w której jednorazowo będzie mogło wypoczywać 50 osób. Jeszcze ambitniejsze są plany Polskiego Funduszu Kapitałowego z Poznania, mającego siedzibę także w Warszawie, który wygrał przetarg ogłoszony przez AWRSP na kupno 130 ha w opuszczonej po wojnie Sokołowej Woli. Wieś ma być odtworzona na nowo, zgodnie z zachowaną mapą z 1852 r.: kurne, bojkowskie chaty, cerkiew, żydowska karczma i sklep. Ma to być swoisty skansen, nie tylko do zwiedzania; być może w przyszłości Sokołowa Wola stanie się centrum pojednania polsko-ukraińskiego. Milion złotych utopił w bieszczadzkiej głuszy (300 ha) Krzysztof Daniewski, właściciel firmy Agrarko. –

Ten artykuł przeczytasz do końca tylko z aktywną subskrypcją cyfrową.
Aby uzyskać dostęp, należy zakupić jeden z dostępnych pakietów:
Dostęp na 1 miesiąc do archiwum Przeglądu lub Dostęp na 12 miesięcy do archiwum Przeglądu
Porównaj dostępne pakiety
Wydanie: 12/2002, 2002

Kategorie: Kraj